Sięgając po tę książkę, tak naprawdę nie zdawałam sobie sprawy z czym będę mieć do czynienia. Wydawało mi się jednak, że sięgając po nią, wniknę w historię i dojrzę w niej autentyczność - w końcu, sam syn Audrey ją stworzył... Nie wiem czego oczekiwałam. Na pewno nie tego...
Sean Hepburn Ferrer jest synem Audrey Hepburn i Mela Ferrera. Wychowany w Europie, mówi płynnie po francusku, angielsku, włosku, hiszpańsku i portugalsku. Jego życie zawodowe jest związane z filmem- produkcją, postprodukcją i marketingiem. Po śmierci matki, kontynuując jej dzieło, założył fundację Audrey Hepburn Children's Fund, która pomaga potrzebującym dzieciom z całego świata.
Biorąc udział w blogowej zabawie 30 dni z książką miałam trudność z napisaniem, która książka wzruszyła mnie najbardziej... gdybym miała ten dzień opisywać dzisiaj- bez wahania podałabym tytuł biografii Audrey Hepburn...
Jest coś takiego w tej książce, co poruszyło we mnie każdą komórce w tkance. Jest to historia Audrey K. Heburn, nie ikony kina, tylko kobiety, matki, która porzuciwszy piętno sławy oddała się swoim synom z troską i miłością. Zachwycała mnie od niepamiętnych czasów, ale dopiero po przeczytaniu tej książki zrozumiałam kim naprawdę była. Autentyczność słów Seana potwierdzają liczne zdjęcia z rodzinnego albumu (ale i nie tylko!) i, np. przemówienie Audrey, które wygłosiła do pracowników ONZ, z okazji powołania Jednoprocentowego Funduszu Rozwojowego.
Było w tym przemówieniu tak wiele z niej samej... łzy same zakręciły się w oczach. Audrey Hepburn- od zawsze i na zawsze ikona kina, dla mnie, od dzisiaj KOBIETA, która niosła pomoc najbardziej potrzebującym. Kobieta, która ze spokojem i miłością patrzyła na głód, biedę... z rosnącą nadzieją patrzyła na świat. Wojowniczka w imię lepszego jutra- nie, to nie są żadne hasła propagandowe, tak Audrey, a właściwie pamięć o niej i jej wizerunek, pozostanie w moim sercu na zawsze.
Było w tym przemówieniu tak wiele z niej samej... łzy same zakręciły się w oczach. Audrey Hepburn- od zawsze i na zawsze ikona kina, dla mnie, od dzisiaj KOBIETA, która niosła pomoc najbardziej potrzebującym. Kobieta, która ze spokojem i miłością patrzyła na głód, biedę... z rosnącą nadzieją patrzyła na świat. Wojowniczka w imię lepszego jutra- nie, to nie są żadne hasła propagandowe, tak Audrey, a właściwie pamięć o niej i jej wizerunek, pozostanie w moim sercu na zawsze.
"Audrey Hepburn. Uosobienie elegancji" zawiera wspomnienia (życiorysem czy biografią bym tego raczej nie nazwała) o zmarłej matce. Sean w każdy rozdział wplata odrębną historię związaną ze swoją matką. Począwszy od jej najmłodszych lat, kiedy to przeżyła II wojnę światową w okupowanej Holandii, po dzień kiedy pierwszy raz wystąpiła na Broadway'u, czy dzień kiedy pierwszy raz wyjechała z misją UNICEF'u do Etiopii. Każdy z rozdziałów niesie w sobie ładunek emocjonalny, co również daje wrażenie autentyczności. Audrey, jaką widzimy w tej książce, to istota niezwykle krucha i skromna. Doceniająca każdą chwilę i próbująca robić 'coś więcej', coś co może pomóc.
Najbardziej wzruszające fragmenty to, te stanowiące zapis ostatnich dni Audrey na tym świecie. Poraziły mnie, muszę przyznać i sprawiły, że na chwilę zatrzymałam się, pełna zadumy. Żyjemy całe nasze życie, ale ile tak naprawdę po nas zostanie? Rozmyślałam też dużo na temat pomocy krajom Trzeciego Świata- czy wiedzieliście, że wystarczy jeden procent (a nawet pół!) rocznego przychodu krajów uprzemysłowionych, by odbudować gospodarkę krajów takich, jak Somalia czy Etiopia? Tylko jeden procent, a zniknąłby głód i ubóstwo... Czemu zatem nikt nic nie robi? Książka ta dała mi wiele do myślenia, nie tylko na temat samej Audrey, jak widać.
Mądrze opowiedziane historie, zwłaszcza o moich idolach, to to, co lubię najbardziej. Z całego serduszka polecam, nie tylko osobom, które Audrey uwielbiają (jak ja :D), ale także innym. Przesłanie, które ze sobą niesie, dotyczy nas wszystkich.
"(...) Mówię w imieniu tych dzieci, które same nie mogą zabrać głosu; dzieci, które nie mają absolutnie nic, poza odwagą, uśmiechem, rozumem i marzeniami..."
Moja ocena: 5