2012-08-28

Inna, sezon 1


Tytuł oryginalny: Awkward.
Rok produkcji: 2011/2012
Produkcja: USA
Gatunek: serial tv, komedia
Czas trwania: 20 minut
Obsada: Ashley Rickards (Jenna Hamilton), Beau Mirchoff (Matty McKibben), Brett Davern (Jake Rosati), Nikki Deloach (Lacey Hamilton) i inni.
Potrzebowałam wytchnienia od ciągłego chaosu w moim życiu. Potrzebowałam czegoś, co w jakimś, minimalnym choćby sposobie pozwoli mi zapomnieć o swoich problemach osobistych. Siostra namówiła mnie na obejrzenie pierwszego sezonu "Innej" jakiś czas temu. Skończywszy pierwszy sezon (i zacząwszy drugi) postanowiłam podzielić się moimi refleksjami na temat tego serialu.



Jenna jest jedną z typowym amerykańskich nastolatek- wolałaby nie wyróżniać się niczym. Schować się w tłumie, żyć w spokoju. Niestety, jest życiowym pechowcem. Przez głupi wypadek cała szkoła huczy od plotek na temat jej rzekomej próby samobójczej. Chłopak, w którym jest zadurzona nie chce 'upublicznić' ich związku- woli, by nadal pozostał tajemnicą. Seria dziwnych zdarzeń prowadzić do momentu balu zimowego, w którym nasza bohaterka wreszcie zaczyna być w pełni szczęśliwa.

"Inna" to serial, który skierowany jest głównie do nastolatek. Poruszane są w nim typowe dla nastolatek problemy, problemy ukazywane z perspektywy dziewczyny. Wiele osób może się w pewnym stopniu utożsamiać się z bohaterką. Mnie urzekł charakter Jenny i jej przyjaciółek- każda inna, każda mająca całkiem różne problemy, a jednocześnie tak dziwnie bliska. 

Może nie stałam się fanką serialu, ale z pewnością jest to jedna z lepszych produkcji dla nastolatek z kategorii seriali obyczajowych i komediowych zarazem. Bardzo dobry obraz współczesnej młodzieży- nie tylko tej amerykańskiej.

Nigdy, chyba nie wyrosnę z tego typu filmów/seriali. Przypominają mi one moje własne szkolne czasy i problemy z jakimi i ja, przecież, również się borykałam. Seriale, których akcja toczy się w szkole, tak jak i filmy są w moim osobistym rankingu zawsze wysoko, ot taki dziwny sentyment :)

Polecam, zwłaszcza nastolatkom, ale i nie tylko.  Każdy może znaleźć tutaj coś dla siebie :)

Moja ocena: 4

Alchemia Miłości. Wybór myśli sufickich, David Fideler, Sabrineh Fideler

Już od kilku dni zbieram się z zamiarem napisania paru słów na temat tej książki... zawsze jednak wydarzy się coś, co mnie od tego skutecznie odciąga (chociażby przeprowadzka). Niemniej staram się sklecić kilka zdań, choć powiem Wam, że jest ciężko. Ciężko, bo ta książka nie jest zwykłą książką pełną słów, wierszy, które przyswaja się łatwo. Są to słowa, bowiem, które napełniają duszę i radują serce. Słowa, które miałam ochotę czytywać codziennie przez ostatnie dwa tygodnie. Ciągle od nowa. Po pierwszym przeczytaniu, na chybił trafił. Zapętliłam się i nie mogłam uwolnić. Nawet nie chcę! To słowa, które na zawsze wyryły się w moim sercu. Słowa perskich poetów, sufich, którzy mimo, że żyli wieki temu, do dziś są aktualne. Do dziś są piękne, a ich urok, z pewnością nie przeminie nigdy (chyba, że nastąpi zagłada ludzkości).
David Fideler pracował jako redaktor, profesor college'u, konsultant edukacyjny oraz dyrektor Centrum Nauk Humanistycznych. Był też redaktorem dwóch poczytnych czasopism. Uzyskał doktorat z filozofii i historii oraz kosmologii. 
Sięgnęłam po tę książkę, bo uwielbiam wyszukiwać takie perełki. Literatura perska była mi obca, nie wiedziałam dokładnie na co się piszę, gdy przyjęłam propozycję zrecenzowania tej książki... nie sądziłam nawet, że poświęcę jej aż tyle dni. Stało się coś zupełnie nieoczekiwanego. Pomogła mi po rozstaniu z chłopakiem, z którym byłam cztery lata. Pomogła, bo płynie z niej olbrzymia dawka miłości- nie tylko międzyludzkiej, ale i tej boskiej. Boskiej widzianej z pozycji śmiertelnego człowieka. Nauczyła mnie pokory i sprawiła, że moje serce doznało ukojenia, chociaż na chwilkę. Kiedyś usłyszałam, że słowa mają wielką moc, do tej pory jednak uważałam to zgrabne zdanie tylko za zlepek liter, bez znaczenia. Dzisiaj już wiem, że jest inaczej. Słowa mają wielką moc, zwłaszcza gdy używa ich się w odpowiedni sposób...
Tłumaczenie: Błażej Gałkowski
Tytuł oryginału: Love's Alchemy: Poems from the Sufi Tradition
Data wydania: 2012
ISBN: 978-83-933112-0-0
Liczba stron: 236
"Alchemia Miłości" jest swoistym przewodnikiem po kulturze pieśni i poezji sufickiej.  Poezja perska ma wiekową tradycję, nie sposób temu zaprzeczyć. Mimo, że z tego typu poezją nie miałam nigdy do czynienia, słowa, które czytałam bardzo szybko przyswoiłam. Może to dzięki drobiazgowemu i naprawdę udanemu przekładowi? Nie sposób nie wspomnieć o wielkim wkładzie autorów w odwzorowanie rytmiki wierszy i w jak najdoskonalszym przekładzie z języka oryginału na język angielski (a później na język polski). Każdy z ponad 140 wierszy zawartych w tej książce nasycony jest symboliką, którą nam, Europejczykom może byłoby czasem zrozumieć. Ale i temu zapobiegli autorzy- na końcu książki znajduję się słownik terminów, który doskonale wyjaśnia znaczenie poszczególnych słów mających wydźwięk metaforyczny, oraz przypisy, które wyjaśniają kontekst użytego słowa w wierszu i cały ogólny wydźwięk danego poematu.
Pierwszym krokiem w miłości,
jest to, by stracić głowę.
Potem twe małe ego,
a wreszcie całe życie;
i znosisz tę katastrofę.
Gdy to jest już za tobą, pójdź dalej:
zetrzyj rdzę ja
z lustra swojej istoty.

- Fachr ad-Din Eraki
Esencją "Alchemii Miłości" jest sposób w jaki dany wiersz potrafi oddziaływać na ludzką psychikę. Mnie początkowo wprawił w zakłopotanie. W naszej kulturze bowiem, nikt nie mówi o Bogu jak o Ukochanym albo jak o Przyjacielu. Z czasem jednak zrozumiałam. Bóg jest miłością, czystą nieskazitelną miłością, która sprawia, że nasze życie ma sens- każdy dąży, by znaleźć się w zasięgu boskiej miłości. Człowiek jest lustrem (popularny motyw tych wierszy) boskim. Celem wędrówki człowieczej jest zjednanie się z Bogiem. 

Jednak nie każdy z tych wierszy opowiada o miłości boskiej, czy miłości do Stwórcy. Każdy z nich, właściwie można interpretować na wiele różnych sposobów i ciągle na nowo odkrywając jakąś całkiem inną głębię- wielowymiarowość każdego wersu oszołamia, sprawia, że za każdym razem, gdy czytamy dany tekst odkrywa przed nami coraz to nowsze wartości.

Pisać mogłabym naprawdę jeszcze długo... uważam jednak to za zbyteczne- sięgnijcie sami i przekonajcie się, czy poezja suficka jest dla Was. Polecam każdemu, nawet osobom, które nie lubię poezji jako takiej.

Moja ocena: 4+


Za egzemplarz recenzencki serdecznie dziękuję!

2012-08-20

Ogłoszenie parafialne.

Zdjęcie, które zrobiłam ostatnio na Mazurach.
Witajcie kochani, tym razem post czysto informacyjny. Pewnie zauważyliście moją nieobecność na blogu... spowodowana była miesięcznym pobytem na moich rodzinnych Mazurach, niestety nie zawsze miałam dostęp do internetu/komputera. Niemniej czytam więcej i więcej. Niedługo zatem nowe recenzje. Niestety mój biedny, wysłużony laptop umarł śmiercią traumatyczną (z czym pogrzebał kilka napisanych już recenzji :P), stąd również opóźnienia recenzyjne. Winny się tłumaczy, to prawda, ale uważam, że należą Wam się również kilka słów wyjaśnienia.

Co do konkursu organizowanego na moim blogu ostatnio... zgłosiło się tak mało osób, że postanowiłam... zawiesić konkurs, a gdy wrócę do Wrocławia (a to nastąpi już we wtorek), konkurs zostanie przeredagowany i do audiobook'a "Pałacu Północy" zostania dodana jeszcze jedna książeczka! :) A osoby, które do tej pory wzięły udział, nadal będą brane pod uwagę (chyba, że zechcą inaczej). Mam nadzieję, że tym razem więcej osób zgłosi się do konkursu- zawsze to większa przyjemność widzieć zainteresowanie i czytać kreatywne twory czytelników :D


UWAGA!
Czy ktoś z czytelników wybiera się na wrocławski POLCON? Jeśli tak, dajcie znać! Rozsypała mi się grupka, z którą miałam pójść na konwent, a jak wiadomo, w grupie raźniej i większy ubaw... napiszcie! :) Może zorganizuje się też jakieś spotkanie blogerów? :D


To by było na tyle, a jak Wam mijają wakacje? :)

2012-08-18

Czarodziejka z Księżyca, tom 1, Naoko Takeuchi

"Czarodziejka z Księżyca" to jedna z moich ulubionych serii. Anime kocham od najmłodszych lat, ale jakoś nigdy nie ciągnęło mnie, by zapoznać się z jego pierwowzorem, aż do ostatniego roku, kiedy to po raz pierwszy przeczytałam pierwszy tom w wersji e-book'owej. Ostatnio jednak zapragnęłam zebrać wszystkie tomy mangi w wersji książkowej i przeczytać je od początku do końca. Tak oto, narodziła się na nowo, moja miłość do roztrzepanej Usagi Tsukino, tajemniczego Tuxedo i cudownej mówiącej kotce Lunie...
Naoko Takeuchi , ur. 15 marca 1967 w Kōfu) – japońska mangaka. Jej prawdziwe imię to Naoko Kagashi. Naoko Takeuchi jest autorką mang takich jak "Chocolate Christmas", "Miss Rain", "Love Witch". W Polsce najbardziej znana dzięki "Czarodziejce z Księżyca" oraz "Hasło brzmi: Sailor V".
Nikt nie zaprzeczy faktowi, że to właśnie dzięki tej serii, manga i anime stały się w naszym kraju popularne i za czasów ukazywania się w tej serii w telewizji publicznej i wydawania jej w formie książkowej, manga i anime osiągnęły w naszym kraju wysoki poziom popularności. Żadna inna seria anime i żadna inna seria mangi nie osiągnęła takiej pozycji, jak właśnie "Czarodziejka z Księżyca". Może w ocenie nie będę obiektywna, bo po prostu uwielbiam tę serię. Postaram się jednak spojrzeć na nią z całkiem innej strony i zastanowić się nad całą historią, nad postaciami i nad wydaniem polskim.
Tłumaczenie: Shin Yasuda, Eligia Bańkowska
Tytuł oryginału:
Bishoujo Senshi Sailor Moon
Seria:
Czarodziejka z Księżyca, tom 1
Wydawnictwo: Japonica Polonica Fantastica
data wydania:
1997
ISBN:
83-906786-6-7
Liczba stron:
194
Pierwszy tom "Czarodziejki z Księżyca" to początek historii. Usagi Tsukino (w polskim przekładzie, niestety imię głównej bohaterki zostaje zmienione na angielskie Bunny...) jest zwykłą czternastoletnią uczennicą szkoły podstawowej, ale tylko do pewnego czasu... Pewnego dnia, nasza bohaterka, jak zwykle zasypia do szkoły. Tym razem na jej drodze staje dziwny, czarny kociak z plastrem na czole. Usagi lituje się nad nim i odkleja plaster. Od tamtej chwili wszystko toczy się całkiem innym tempem. Luna, kocia wysłanniczka Księżycowego Królestwa poszukuje Wojowniczek, by pomogły jej odnaleźć Księżniczkę i Srebrny Kryształ. Pierwszą z nich zostaje właśnie Usagi i ona ma za zadanie, przy pomocy Luny, odnaleźć pozostałe Strażniczki/Wojowniczki. Ten tom opisuje drogę jaką Usagi i Luna przeszły by odnaleźć pozostałe trzy Wojowniczki.

Pierwszy tom, rozczarowuje, jeśli chodzi o wydanie. Poucinane napisy i szkice- to naprawdę okropne, gdy czytelnik musi domyślać się, co za słowo zostało ucięte. Żałuję również, że zmieniono układ czytania na europejski. To profanacja mangi jako gatunku literackiego. I niektóre szkice rozdziałów, są zbyt ciemne, ciężko odczytać napis, ciężko dojrzeć postacie... To błędy edytorskie, które w dzisiejszych czasach przejść by nie mogło, dlatego wybaczam je, zważając na fakt, że to była jedna z pierwszych mang wydanych w Polsce w ogóle. Te błędy i potknięcia nie umniejszają, na szczęście jakości szkiców i barwnej fabuły, którą uwielbiam. Niestety niekiedy strasznie irytowało mnie tłumaczenie, ale tak jak w powyższych przypadkach, wybaczam. 

Pierwszy tom "Czarodziejki z Księżyca" to opowieść o rodzącym się uczuciu nastoletniej miłości, o przyjaźni, która jest silniejsza niż śmierć, o odwadze, która przewyższa strach, o zasadach moralnych, które powinny tkwić w każdym z nas... to piękna opowieść o nadziei na ocalenie choć kilka kryształów ludzkiej dobroci. Kocham w tej opowieści romantyzm i patetyczność. Może to 'sztuczny' twór, w naszym świecei nie zdarzają się takie przyjaźnie, takie poświęcenia i takie miłości (przynajmniej nie zawsze), ale do mnie przemawia, jak nic innego bardziej. Kocham każdą stronicę i wiem już, że na zawsze stanie się jedną z najbardziej lubianych przeze mnie historii, manga to potwierdza. Kocham szkice, fabułę, charaktery postaci i niezwykły humor. Nie ma nic lepszego na poprawę nastroju, naprawdę (w mandzie, co prawda w mniejszym stopniu niż w anime, ale jednak :D).

Polecam, każdemu, nie tylko miłośnikom anime i tego gatunku literackiego.

Moja ocena: 6

2012-08-06

Atramentowe serce, Cornelia Funke

"Atramentowe serce" chciałam przeczytać już kawałek czasu temu, niestety, jakoś nigdy nie wpadła w moje ręce. Za to łatwiej było mi obejrzeć film, o tym samym tytule (jakieś trzy lata temu). Miałam nadzieję, że po tym czasie niewiele będę pamiętać, a książka przyniesie mi niemałą przyjemność, niestety, pomyliłam się. Adaptacja filmowa była na tyle dobra, że większość przedstawionych w książce wydarzeń dobrze znałam ;) Niemniej, świat wyczarowany przez autorkę, Cornelię Funke sprawił, że na kilka chwil zapomniałam o wszystkim innym (coś ostatnio często mi się to zdarza :D), a bohaterowie stali się moimi druhami.

Cornelia Funke, autorka książek dla dzieci i młodzieży, nazywana "niemiecką Rowling". Z wykształcenia pedagog oraz ilustratorka książek, pracowała jako przedszkolanka. Ilustrowanie książek zainspirowało ją do pisania własnych tekstów.
Międzynarodową sławę w 2002 roku przyniósł jej Król Złodziei, którego pierwsze brytyjskie wydanie zostało wykupione w ciągu jednego dnia.
Sięgając po tę książkę, nie tak jak w przypadku innych, wiedziałam czego się spodziewać. O tej książce mówiono już wiele, wiele z Was pewnie ją już czytało. Znałam fabułę, znałam bohaterów, jedyne co mnie zaskoczyło to styl pisania autorki. Przystępny, dokładny i naprawdę sympatyczny. Już dawno nie czytałam powieści, która w sposób niebywały zaciekawiała i sprawiała, że chciało się ciągle wracać do tgo świata.

Tłumaczenie: Jan Koźbiał
Tytuł oryginału:
Tintenherz
Seria:
Atramentowy świat, tom 1
Wydawnictwo: Egmont
Data wydania:
kwiecień 2006
ISBN:
83-237-1816-4
Liczba stron:
512
Akcja "Atramentowego serca" rozpoczyna się w momencie, kiedy do domu Mo, utalentowanego introligatora, lekarza książek i jego córki, Meggie przybywa tajemniczy jegomość, Smolipaluch. Po rozmowie za zamkniętymi drzwiami, Mo decyduje o wyjeździe do ciotki dziewczynki. Od tamtej pory akcja nabiera tempa i nie zwalnia chociaż na chwilkę. Nie zdradzając zbyt wiele z fabuły, napomknę tylko, że powieść obfituje w dziwne stworzenia, magiczne wydarzenia i... w przerażające wydarzenia.

Cornelia Funke doskonale uchwyciła piękno miłości rodzicielskiej, które urzekło mnie na równi z fabułą. Mo, a właściwie Mortimer, kocha swoją córkę nad życie i dla niej poświęciłby wszystko. A to jeden z wielu wątków, które porusza autorka w swojej, wielowymiarowej powieści dla młodzieży- nie da się ukryć, że jest głównie skierowana do młodszego czytelnika. Co prawda, ja nastolatką przestałam być już kilka lat temu, a powieść niemniej wywarła na mnie wrażenie. 

Zaczynając czytać czułam się, jakbym wracała do domu, czułam się w nim swojsko. Meggie i Mo oczarowali mnie, wzbudzając sympatię. Każda z postaci miała swój niepowtarzalny charakter, który wyróżniał ją na tle innych. 

Sięgając po "Atramentowe serce" można być pewnym, że znalazło się książkę, która zaciekawi i, którą pochłonie się błyskawicznie. Niestety moje uczucia lekko otępiał film, który dobrze pamiętałam. Nie pozwolił mi cieszyć się tą książką. Od tej pory obiecałam sobie- nigdy film przed książką. Niszczy to tylko odbiór.

Polecam, zwłaszcza, dla tych, którzy marzą, by historie, które czytają były prawdziwe... ;)

Moja ocena: 4+

2012-08-03

Córka kata, Oliver Pötzsch

Wybrałam "Córkę kata" głównie ze względu na jej cudowną okładkę (wiem, że książek nie ocenia się po okładce, ale czasem nie sposób oprzeć się wrażeniu, że okładka jest odbiciem kwintesencji całego wnętrza książki- i czasem, rzeczywiście tak jest), zauroczyła mnie swoją tajemniczością, barwami i liternictwem. Czytałam o tej książce już wiele, ale nie nastawiałam się na 'fajerwerki'. Cieszę się, że się nie zawiodłam, książka bowiem mnie uwiodła i dostarczyła niekłamanej przyjemności.
Oliver Pötzsch,Od lat pracuje jako autor filmów dla bawarskiej telewizji, głównie do kultowego programu Quer. On sam jest potomkiem Kuislów, którzy od XVI do XIX wieku byli najsłynniejszą dynastią katów w Bawarii.
Oprócz cudownej oprawy graficznej w książce urzekł mnie również aspekt historyczny i rodzinny zarazem. Autor, Oliver Pötzsch w tej książce zawarł historię (częściowo fikcyjną) swojego przodka, Jakuba Kuisla, z największego w Bawarii katowskiego rodu. Historię o Kuislach usłyszał po raz pierwszy od swojej babci. Zafascynowała go do tego stopnia, że postanowił z pomocą żony napisać powieść, w którą wplótł życiorys swojego praprapradziada, dając mu życie wieczne na łamach książki. W pewien sentymentalny sposób zdobył tym moje serduszko :)

Tłumaczenie: Edyta Panek
Tytuł oryginału: Die Henkerstochter
Wydawnictwo: Esprit
Data wydania: czerwiec 2011
ISBN: 978-83-61989-63-9
Liczba stron: 460
Pewnego wiosennego dnia w bawarskim Schongau, krótko po wojnie trzydziestoletniej, kiedy to niemieckie miasta powoli zaczynają odżywać, dochodzi do kilku niewyjaśnionych morderstw. O wszystko zostaje obwiniona akuszerka Marta. Pisarz sądowy postanawia obciążyć ją, nie zważając na to, czy akuszerka jest winna, czy nie. Bogobojne miasto od razu uznało akuszerkę za czarownicę. Na szczęście w jej winę nie wierzy kat, Jakub Kuisl. Postanawia rozpocząć własne śledztwo, podczas którego odkrywa sieć kłamstw i tajemnic...

Książka ta wciąga od pierwszych stronic, a język jakim jest napisana (przystępny, prosty w odbiorze) sprawia, że pochłania się ją w tempie ekspresowym. Zachwyciły mnie opis średniowiecznego, niemieckiego miasteczka handlowego- barwne i pełne szczegółów, dzięki czemu mogłam w sposób doskonały wyobrazić sobie niemalże każdy budynek, czy miejsce. Dla dociekliwych, książka zawiera również mapę miasta. Klimat książki, to nie tylko opisy miejsc, ale również bohaterowie. Bohaterowie, którzy wzbudzają sympatię, albo nie. Odwieczna walka dobra ze złem w "Córce kata" wydaje się być motywem przewodnim. Dodajcie do tego jeszcze mieszkańców wierzących w zabobony, śmierć dzieci, diabła przechadzającego się po brudnych średniowiecznych ulicach a będziecie mieć ogląd na całą oś fabuły.

"Córka kata" nie jest powieścią historyczną, mimo że ramy fabuły osadzone są w XVII wieku. Jest to głównie lekki kryminał z nutką historii miasta i samego kata. Doskonale skomponowane składniki pasują do siebie i nie 'gryzą' czytelnika. Nadają ciekawego tła do wydarzeń opisanych na kartach powieści.

Powieść ta to również ogląd na tamtejszą społeczność. Nie jest to, co prawda studium historyczne, ale dla miłośnika epok średnich to smaczek, którego pominąć nie można.

Polecam serdecznie, przyjemność z czytania gwarantowana, a i troszkę wiedzy historycznej nie zaszkodzi :D

Moja ocena: 4+
Za egzemplarz serdecznie dziękuję!

Follow