2012-12-31

Podsumowanie.

Na wszystkich blogach pojawiają się właśnie dzisiaj notki podsumowujące ubiegły rok. Moje podsumowanie będzie krótkie. Rok 2012 obfitował w wiele wydarzeń, które raz na zawsze zmieniły mnie. Rok 2012, a zwłaszcza jego końcówka stała się dla mnie krzywą dziwnych zdarzeń, które oderwały mnie od blogowania. Rozstanie z partnerem po pięciu, niemalże latach, zmiana miejsca zamieszkania, natłok studenckich spraw, chęć odbudowy swojej samooceny i milion innych, prywatnych spraw i problemów, nie pozwala mi skupić się na czytaniu, czegokolwiek... Oby, rok 2013 był rokiem, w którym będę mogła wrócić do swojej pasji blogowania :) I do czytania, przede wszystkim.

W roku 2012 przeczytałam tylko 49 książek, w tym trzy mangi. Opublikowałam również 11 recenzji "Nowej Fantastyki" (zaległa ukaże się, zapewne już w Nowym Roku). Rok 2012 obfitował również w wiele koncertów, wypadów do kina, o których na blogu nie wspominałam, bo po prostu nie starczało czasu na nic. 

Obiecuję poprawę, a poprawa ta będzie wielka! :)

A w Nowym Roku 2013, pragnę życzyć Wam, kochani, jak największej ilości cudownych książek, lekkiego pióra, spełnienia marzeń, zdrowia i miłości! :)


~ Wasza, zawodna i roztargniona, Pandorcia

2012-12-08

Accabadora. Ta, która pomaga odejść, Michela Murgia

Skończyłam czytać tę książkę parę chwil temu, ale nadal nie mogę przestać o niej myśleć. W połączeniu z piosenkami znakomitego Dead Can Dance, całość robi na mnie piorunujące wrażenie. Czytając "Accabadorę..." przeniosłam się do całkiem innego świata. Nie za sprawą magii, ale samego klimatu książki. Zapomniałam o całym świecie, którego zimowy krajobraz kontrastował ze słońcem Sardynii. Potrzebowałam dobrej chwili, by móc na nowo wrócić do świata...
Michela Murgia, urodzona na Sardynii, włoska pisarka, jest autorką trzech powieści. Jej "Accabadora" była wielokrotnie nagradzana we Włoszech. Zaczynała pisząc bloga.
Femmina accabadora, to sardyński termin określający kobiety, które przeprowadzały eutanazję na osobach w terminalnym stadium choroby, na ich prośbę, lub na prośbę i za zgodą rodziny umierającego. Działalność służebnic śmierci, według Wikipedii ograniczała się do niektórych subregionów Sardynii i najprawdopodobniej działały one jeszcze w latach 20'stych XX wieku. Role służebnic śmierci pełniły najczęściej biedne wdowy, zawsze ubrane na czarno i z zasłoniętą twarzą. Stosowały różne techniki uśmiercania chorych. Jednym z rytuałów towarzyszących temu rodzajowi eutanazji było zabranie z pokoju umierającego wszystkich obrazów przedstawiających świętych katolickich, a także przedmiotów dla niego ważnych. Miało to na celu uczynienie oderwania duszy od ciała łatwiejszym i mniej bolesnym.

"Accabadora..." jest książką, która opowiada historię właśnie takiej wdowy, Bonarii, której narzeczony zginął wiele lat temu na wojnie. Po latach samotności postanawia przyjąć do swojego domu Marię Listru, córkę biednej wdowy. Maria staje się jej Duchową Córką, którą Bonaria wychowuje, karmi, kształci i stara się, by nigdy niczego jej nie zabrakło. Maria nie zdaje sobie sprawy, czym tak naprawdę zajmuje się ta, drobna stara kobieta... do czasu.

Tłumaczenie: Hanna Borkowska
Tytuł oryginału: Accabadora
Wydawnictwo: Świat Książki
Data wydania: październik 2012
Liczba stron: 192


Wszystko w tej książce ma swoje miejsce, z góry ustalony porządek. Wszystko sprawia, że czytana historia staje się nam bliższa z każdą kolejną stroną. Klimat małej sardyńskiej wioski doskonale uzupełnia pełną magii i skłaniającą do refleksji opowieść. Książka, choć napisana prostym językiem (co dodaje jej tylko mocy oddziaływania, bowiem autorka do perfekcji opanowała sztukę operowania słowem, jako nośnikiem obrazu- pobudza naszą wyobraźnię, skromne opisy robią to za nas, i w tej książce, jest to zdecydowanie wielkim plusem) sprawia, że potrafiłam ją wiele razy odkładać na bok, zanurzać się w myślach, czy po prostu odpocząć od ładunku emocjonalnego, który ta, drobna książeczka, niesie ze sobą. Stałam się zakładniczką tej książki. Słowa wryły się w moją pamięć. Słowa, które raniły i, które sprawiały, że moje myśli stawały się jasne, klarowne.

Czy kiedykolwiek zastanawialiście się, co byście uczynili, by ulżyć cierpiącej osobie? Osobie, która jest Wam najbliższa? Cóż uczynilibyście by ukrócić jej męki? Uczynilibyście w ogóle to, co bohaterka- służebnica śmierci? Oczywiście, są to tylko dywagacje. 

Temat książki, niezwykle trudny. Wielkim plusem powieści jest nie tylko sama fabuła, pomysł i kreowanie świata, ale również, nie patetyczny ton, lekko nostalgiczny, który niesamowicie dopełnia piękno książki. Warto zwrócić uwagę na piękną okładkę polskiego wydania, które oczarowało mnie od pierwszego wejrzenia. Takie okładki i takie książki mogłabym czytać bez końca.

Jest to jedna z tych książek, które już na zawsze zagoszczą w moim sercu, już na zawsze stanie się tą, do której będę wracać i, którą będę polecać innym... Naprawdę warto.



Moja ocena: 5



Dziękuję ślicznie za egzemplarz!

2012-11-21

Bibliografia Utworów Adama Mickiewicza do roku 1855, Aleksander Semkowicz


Autor: Aleksander Semkowicz   
Opracowanie: Piotr Grzegorczyk,
Ksenia Kostewicz,
Zofia Makowiecka
Przedmowa: Stanisław Pigoń
Język: polski
Wydanie: Warszawa : Państ. Inst.Wydawniczy, 1958.
Opis fizyczny: 226,[2]s.; 25 cm.

Adama Mickiewicza nikomu przedstawiać nie trzeba, jest to bowiem postać, która w historii literatury polskiej zapisała się, tworząc dzieła, które swoim ponadczasowym wydźwiękiem zachwycają po dziś dzień. Niezapomniana epopeja narodowa, jaką jest Pan Tadeusz stała się dla wielu obrazem Polski i Polaków za czasów wojen napoleońskich.
Autorem Bibliografii... jest Aleksander Semkowicz, mediewista i profesor Uniwersytetu Lwowskiego. Stał się twórcą pierwszego podręcznika introligatorskiego. Był redaktorem Kwartalnika Historycznego. Tworząc Bibliografię... posiadał już pewne doświadczenie bibliograficzne, wydał bowiem w 1887 roku Krytyczny rozbiór «Dziejów polskich» Jana Długosza do roku 1384. Posiadał, zatem nie tylko wiedzę, ale także dozę talentu pisarskiego. Już w roku 1926 wydał Wydania dzieł Adama Mickiewicza w ciągu stulecia..., która łączyła w sobie „ścisłość bibliograficzną z ujmującą swadą narratorską”, jak sam to ujął we słowie wstępnym, Stanisław Pigoń.
Bibliografia Utworów Adama Mickiewicza do roku 1855 zawiera opisy bibliograficzne dzieł Adama Mickiewicza (wydanych w kraju, jak i poza granicami państwa polskiego), także artykułów. Układ bibliografii jest chronologiczny (zasięg chronologiczny retrospektywny za lata 1818-1855), podzielony na działy. Dokumenty rejestruje się w sposób następujący: osobno w dacie powstania, pierwodruku i przedruku. Stosuje się przy tym dokładny opis bibliograficzny (trzeciego stopnia) tylko do pierwodruków i druków zwartych. Adnotacje natomiast stosuje się podając w nich szczegółową datę powstania utworu, losy danego dzieła bądź utworu, historię druku. Rejestruje również druki zaginione. Indeksy: tytułów utworów i wydań dokonanych za życia poety oraz Indeks nazw osób, instytucji i organizacji, użyte w tej bibliografii niezmiernie pomagają w wyszukiwaniu danego dokumentu. Nie ogranicza się, co do typu dokumentu oraz treści. Zasięg terytorialny, jak i językowy, jest również nieograniczony.
Bibliografia... zdaje się być bibliografią idealną, rzetelnie przygotowana przez autora Aleksandra Semkowicza (dokończona i poprawiona przez Piotra Grzegorczyka), przejrzysta. Proste wyszukiwanie (nie tylko dzięki indeksom), dokładny opis, jak i adnotacja skraca czas poszukiwań, co jest, niewątpliwie zaletą tej publikacji. Odbiorca bibliografii jest jasno zarysowany- student, czy doktorant pracujący w oparciu, lub prowadzący badania na temat literatury polskiej w epoce romantyzmu, w szczególności poświęcone twórczości Adama Mickiewicza, z pewnością skorzysta również z tej pozycji.
Publikacja ta wydana została w 1958 roku, co z pewnością rzutuje na odbiór bibliografii, jeśli chodzi o typografię, jak i wrażenia estetyczne. Twarda oprawa, co prawda spełnia swoją rolę ochraniając zawartość. Państwowy Instytut Wydawniczy, odpowiedzialny za druk tej publikacji, niestety oprawił Bibliografię... w szaro-brązową, płócienną okładką, z topornym liternictwem. Typografia wewnątrz tej publikacji jest schludna, ale i mniej czytelna, niż powinna być. Światła między tytułami, a adnotacjami są zbyt małe a wielkości zbyt mało widoczne (zwłaszcza, gdy weźmiemy pod uwagę Tytuł publikacji a samą adnotację), co utrudnia odbiór informacji. Brak wykazu skrótów, co jest ewidentną wadą tej bibliografii.
Bibliografię tę, można również znaleźć w postaci elektronicznej.
Bibliografia Utworów Adama Mickiewicza do roku 1855 jest jedną z tych publikacji, która może stać się wzorem dla każdego twórcy bibliografii specjalnych (w tym przypadku osobowej), nie zawierająca rażących błędów, stworzona przez osoby posiadające wiedzę i doświadczenie, rzetelnie wypełniające powierzone zadanie. Bibliografia ta jest przede wszystkim pomocą naukową, z której czytelnik w każdej chwili i szybko może skorzystać.

(recenzja stworzona na zajęcia z Metodyki Bibliograficznej)

2012-11-19

Nie śpię, bo...

Kochani! Po raz kolejny, notka-nie recenzja. Tym razem, pragnę polecić Wam tą stronę na facebook'u: Nie śpię, bo czytam :) Wydaje mi się, że to idealna strona dla moli książkowych, takich jak my :D

Poza tym, że dopiero ta strona ruszyła, szykuje się już konkurs! :)

 Zapraszam w imieniu swoim i mojej przyjaciółki, z którą stworzyłyśmy tą facebook'ową stronę :)

Poza tym, chciałabym serdecznie zaprosić wszystkich na WROCŁAWSKIE PROMOCJE DOBRYCH KSIĄŻEK, które odbędą się w dniach 29.11-2.12 :)


21. Wrocławskie Promocje Dobrych Książek
29 listopada - 2 grudnia 2012

Godziny otwarcia:

29 listopada (czwartek) 12.00-19.00
30 listopada (piątek) 10.00-20.00
1 grudnia (sobota) 10.00-20.00
2 grudnia (niedziela) 10.00-16.00

Miejsce:
Muzeum Architektury

   ul. Bernardyńska 5 (stoiska)
Galeria BWA Awangarda
   ul. Wita Stwosza 32
   (spotkania z autorami)



Więcej informacji, na stronie eventu: http://www.wpdk.pl/ :)



2012-11-12

Nietypowa notka.

Kochani, co prawda powinnam właśnie się uczyć i robić milion innych rzeczy, ale zamiast tego chciałam Was prosić o małą przysługę. Moi cudowni znajomi biorą udział w konkursie (nie, nie musicie nic zrobić!) na spot reklamowy Liberty Direct. Moja prośba dotyczy tego, byście po prostu obejrzeli ten filmik: http://millionyou.com/filmy/ANIOL+STROZ,5951,film.html i dali znać, czy Wam się podoba (lajkować można przez facebook'a, ale ocenić i skomentować można tylko przez zarejestrowanie się na stronie, co trwa tylko chwilkę- byłabym wdzięczna również i za taką pomoc!), jakie macie rady i czy uważacie, że odwalili dobrą robotę- wszystko, co przyjdzie Wam do głowy. Oni i ja będziemy niezmiernie wdzięczni, zwłaszcza, że wszyscy się dopiero uczymy. :)

Film w całości jest produkcją moich znajomych z malutką moją pomocą, a więc: pomysł, realizacja a nawet muzyka! :) Chyba warto docenić? :D

Dziękuję za każdą chęć pomocy, to dla mnie (i dla moich znajomych!) naprawdę ważne :D


Wasza, śpiąca Monia (spot kręcili jeden dzień, od rana do nocy :<)


Pssst, zbieram atrakcje na konkursik, prawie jubileuszowy! :D

2012-11-09

Skrzydła nad Delft, Aubrey Flegg

Czasem macie tak, że jakaś jedna książka już od pierwszych stron zamienia się w jedną z Waszych ulubionych książek? Czy, kiedykolwiek mieliście poczucie, że ta książka doskonale wpasowała się w miejsce i czas, w którym się znaleźliście? "Skrzydła nad Delft" może nie do końca są właśnie taką książką, ale doskonale umiliły mi dziewięciogodzinną podróż pociągiem i sprawiły, że zapomniałam o upływającym czasie. 

Aubrey Flegg urodził się w Dublinie, wczesne dzieciństwo spędził na farmie w hrabstwie Sligo, później przeniósł się na jakiś czas do Anglii, by kontynuować naukę. Przez kilka lat przebywał też w Kenii, prowadząc badania naukowe.

Obecnie razem z żoną mieszka w swoim rodzinnym mieście, a wcześniejszą emeryturę
wykorzystuje na realizację pisarskich pasji.  "Skrzydła nad Delft" to pierwsza część trylogii o losach Louise i jej portretu.
Sięgając po tę książkę miałam głównie na uwadze jej tematykę, bowiem, już za czasów licealnych (i czasów, kiedy po raz pierwszy przeczytałam i obejrzałam "Dziewczynę z perłą") zaintrygowała mnie historia XV-XVII wiecznej Holandii. Lubowałam się w książkach, które opowiadały o tamtym okresie i tamtym regionie, ale wciąż jest ich niewiele w naszym kraju. Dlatego też, gdy tylko dowiedziałam się, że na polski rynek wchodzą "Skrzydła nad Delft" uśmiech nie schodził mi z ust. A czas pokazał, że ta tematyka potrafi zafascynować mnie na nowo...


Tłumaczenie: Krzysztof Mazurek
Tytuł oryginału: Wings Over Delft
Wydawnictwo: Esprit
Data wydania: maj 2012
ISBN: 978-83-61989-82-0
Liczba stron: 256
Louise Eeden jest córką znanego i cenionego w całym kraju wytwórcy porcelany. Kiedy ojciec zleca słynnemu malarzowi Haitinkowi namalowanie portretu córki, nikt nie spodziewa się, że w konsekwencji, portret ten stanie się źródłem mnogich emocji i zdarzeń. Louise staje przed trudnym wyborem, poświęcić się dla dobra rodzinnych interesów, czy znaleźć ukojenie idąc drogą, którą wyznacza jej serce? Sprawy się komplikują, rozwiązanie staje się coraz bardziej trudne... 


"Skrzydła nad Delft" to nie tylko powieść o pracy przy tworzeniu portretu, o pracy w XVII'wiecznej pracowni malarskiej, co oczywiście jest naprawdę ciekawe (zawsze ciekawił mnie proces twórczy). Nie jest to też historia sama w sobie o XVII'wiecznej Holandii, czy mieście holenderskim z tego okresu. To wszystko to niesamowita otoczka, która wzbogaca fabułę. Książka ta jest tak naprawdę o miłości. Miłości, która objawia się w stosunku do wielu osób, do ojca, do matki głównej bohaterki, do niani... aż w końcu do czeladnika, który pokazał jej całkiem inny świat. Jest to również historia o zawiści i nietolerancji religijnej, która w tamtym okresie nadal była na porządku dziennym.

Autor doskonale ubrał słowa w zdania, język jego jest stosunkowo prosty, dzięki czemu książkę czyta się jednym tchem. Plastyczność opisów, dodatkowo wzbogaca fabułę, a barwne postacie, żywe dialogi sprawiają, że przez chwilę nie czyta się książki, tylko się ją ogląda- zupełnie, jakby stało się z boku i przyglądało scenie. Fascynujące, ile w tej troszkę ponad dwustu stronicowej książce emocji, zdarzeń i piękna. 

Należy jednak pamiętać, że to jest fikcja literacka. Część nazwisk, które znajdują się w książce, to nazwiska autentyczne, które autor wykorzystał, by nadać powieści znacznie głębszego i rzeczywistego wymiaru. Miejsca opisane w książce również istnieją, choć nie wszystkie. O tym, zresztą sam autor pisze i wcale nie zuboża to odczuć, czy doznań literackich.

Naprawdę dobry kawałek prozy, z pasją- dokładnie taki, jaki lubię najbardziej.



Moja ocena: 4+


Za egzemplarz serdecznie dziękuję!

2012-11-08

TAG: Liebster Blog

Odpowiedz na 11 pytań
Nominuj 11 blogów
Zadaj 11 pytań



Do zabawy krążącej na blogach zaprosiła mnie Magdahttp://mojaksiazkolandia.blogspot.com/ za co serdecznie dziękuję. Zasady, jak widać są bardzo proste, a że lubię wszelkiego rodzaju listy, na pytania z chęcią odpowiem :)

Do zabawy nominuję: ~Demismo, facetczytaSilaqui, Alicję i Asię, Kasia, Karolinę i Magdę, Izę, ViconięScathach, Wilczex i Rosemary, Limonkę oraz każdą osobę, która ma ochotę wziąć udział w zabawie :)

Moje odpowiedzi:

1. Czy jest książka, do której zawsze będziesz wracać?

Jest takich książek kilka, oprócz cyklu o Harrym Potterze, z pewnością będę wracać do: "Wywiadu z wampirem" i "Białego Oleandra"

2. Jakie jest Twoje wymarzone miejsce na wakacyjną podróż?

Japonia i Finlandia- długo nie musiałam się zastanawiać :D

3. Gdybyś mogła zmienić jedną rzecz na świecie, co by to było?

Chciałabym aby ludzie przestali zanieczyszczać i niszczyć naszą planetę.

4. Czego boisz się najbardziej?

Śmierci.

5. Gdybyś miała powrócić do życia w jakimś innym wcieleniu, to kim (czym) chciałabyś być?

Sama nie wiem... ciężko odpowiedzieć mi na to pytanie. 

6. Jaka jest Twoja ulubiona zabawa z dzieciństwa?

Skakanie przez gumę :D Potrafiłam w to grać nawet sama xD

7. Jaką cechę charakteru lubisz w sobie najbardziej?

Chyba otwartość i pozytywne nastawienie do świata.

8. Czy masz jakiś niezawodny sposób na natychmiastową poprawę nastroju?

Ukochany zespół, ulubiony serial (np. "Glee" albo "2 Brokes Girls")

9. Co najchętniej jesz na śniadanie, kiedy masz czas żeby je przygotować i zjeść bez pośpiechu?

Nie jadam śniadań zazwyczaj i, tak, wiem, że to strasznie niezdrowe. Staram się to zmieniać ;)

10. Jesteś rannym ptaszkiem, czy nocnym markiem?

Nocnym markiem, zdecydowanie. Choć wstawać z samego rana też lubię- wschody słońca są piękne.

11. Szklanka jest dla Ciebie w połowie pełna, czy w połowie pusta?

Oczywiście, że pełna :D



A oto mój zestaw jedenastu pytań:

  1. Podaj jedno z wydarzeń, które na zawsze będzie Ci się kojarzyć z jakąś książką/książkami.
  2. Najlepsza i najgorsza Twoim zdaniem adaptacja filmowa (ewentualnie teatralna) to...?
  3. Na bezludną wyspę zabrałabym... 
  4. Ile miałaś/łeś lat, kiedy sięgnąłeś po raz pierwszy po książkę samodzielnie?
  5. Dokończ: Na nocnym stoliku zawsze znajduje się...
  6. Wierzysz w bratnie dusze, miłość od pierwszego wejrzenia?
  7. Jedna rzecz, bez której nie wychodzisz z domu.
  8. Dokończ: W mojej torebce/aktówce/plecaku etc. zawsze znajduje się...
  9. Utwór/y, które zawsze znajdują się w mp3'jce/i'podzie to...
  10. Najmilsze szkolne wspomnienie to...?
  11. Twoje motto życiowe, to...?

Dziękuję jeszcze raz za zaproszenie do zabawy! :)




2012-11-07

Nowa Fantastyka 362 (11/2012)

Zasłuchując się w nowej płycie Muse, zaczytywałam się w najnowszym numerze "Nowej Fantastyki" czując, że jednak pismo trzyma poziom. Bałam się tego numeru, bałam się, że zawiodę się, jak przy poprzednim, ale... myliłam się, a moje obawy okazały się bezpodstawne! Wszystko znowu było na swoim miejscu, wszystko dopięte na ostatni guzik, wszystko pasujące i ta okładka! To jest to, co lubię najbardziej...
Wydawnictwo: Prószyński Media 

Liczba stron: 80 s.
W NUMERZE: Rocznicowo: Jacek Dukaj o prozie zagranicznej; Konrad Wągrowski o filmie; Recenzje z lamusa

OPOWIADANIA: Terry Pratchett, Andrzej Ziemiański, Catherynne M. Valente- światowa premiera
Zaglądałam do środka, czując lekką obawę, lecz, gdy tylko ujrzałam spis treści, wiedziałam, że czeka mnie przygoda, godna tego czasopisma. Może to górnolotnie zabrzmi, ale ucieszyłam się, że poprzedni numer był swoistym preludium do numeru listopadowego. Podobno we wszystkim musi być pewna harmonia, tak też, najwidoczniej myśleli twórcy "NF", kiedy tworzyli te dwa, tak inne, tak kontrastowe numery... ;)

Jakub Ćwiek, chyba nigdy mnie nie zawiedzie. Każdy kolejny felieton trzyma poziom i zachwyca. Zachwyca nie tyle językiem, co trafnością spostrzeżeń. W tym numerze, Jakub Ćwiek porusza temat idoli okresu młodości i o ich powrotach, bądź nie. Doszedł do wniosku, z którym się zgadzam, że nie każdy z pisarzy/reżyserów po wieloletnich przerwach powinien wracać. Zwłaszcza, jeśli "wypadł" z obiegu i już nie ma rozeznania w rynku i potrzebach czytelników. 

"Smutne to, rzecz jasna, bo przecież tak naprawdę nikt nie wie, kiedy powinien niepokonany zejść ze sceny."

 Zostałam zafascynowana artykułem Jacka Dukaja, na temat prozy zagranicznej. Znalazłam w nim, bowiem wiele książek, które z chęcią przeczytam oraz kilka refleksji, do których się przychylam. Niekoniecznie, jednak zgadzam się ze stwierdzeniem, że czytający np. Lema albo Sapkowskiego w młodości mają całkiem inne wyobrażenie fantastyki, co czytający np. Kossakowską czy Kozak. Co prawda, z pewnością, lubują się w innej tematyce fantastycznej, ale czy inaczej fantastykę widzą? To chyba jednak kwestia indywidualna i niekoniecznie zależna od utworów z nastoletnich lat. 

Film fantastyczny to dosyć nowy wynalazek zapoczątkowany przez Georga Lucasa i jego "Gwiezdne Wojny...", dzięki niemu, fantastyka znalazła nowe medium i rozszerzyła pole oddziaływania. Od tamtej pory (gwoli przypomnienia, lata '80) fantastyka stała się jednym z najpopularniejszych gatunków filmowych, o czym doskonale potrafi rozprawiać Konrad Wągrowski. Zauważył też, jak ten rozwój "spłaszczył" fantastykę. W dzisiejszych czasach zbyt wiele reżyserów/producentów skupia się na widowiskowych efektach specjalnych, zubożając fabułę. Na szczęście, jest jeszcze kilka perełek, które są godne polecenia. Ale o tym wszystkim w artykule Konrada Wągrowskiego, "Odyseja kosmiczna 1982-2012" :)

Nigdy wcześniej nie słyszałam o Paolo Bacigalupi, autorze "Zatopionych miast" i "Nakręconej dziewczyny", czytając artykuł Marcina Zwierzchowskiego, zapragnęłam jak najszybciej przeczytać książki tego autora. To niesamowite, jak kilka słów potrafi zapaść w pamięć i rozpalić serce żarem chęci poznania... Fabuły tych książek, doskonale wplatają się w tematykę, którą się interesuję już od bardzo dawna :) 

Dla każdego recenzenta, polecam artykuł Jerzego Stachowicza i Agnieszki Hasko o recenzjach z lamusa :) Doskonały tekst z nutką ironii :)

Listopadowy numer "Nowej Fantastyki" sprawił, że na nowo zapragnęłam podążyć za intuicją, przypomnieć sobie "starych" idoli dzieciństwa, ale także odkryć zupełnie innych autorów/reżyserów, których na łamach czasopisma poznałam. Pełen inspiracji jest ten numer.


Moja ocena: 5-



Za egzemplarz serdecznie dziękuję!


Pssst. Kochani, wybaczcie moje połowiczne bytowanie na łamach bloga, staram się wszystko ogarnąć, ale czasem nie mam nawet siły, by coś napisać. Czytam zdecydowanie więcej niż piszę. Mam nadzieję, że w niedługim czasie, na nowo zacznę bytować w blogowym świecie. I częściej Was odwiedzać (choć odwiedzam dosyć często, niestety braknie czasu na, nawet krótki komentarz), czas zmian nastał...

PS Niedługo, obiecany konkurs! :D


2012-11-02

"Nowa Fantastyka" 361 (10/2012)


Czekałam na ten numer, będąc przekonana, że to będzie numer przełomowy, wielki... Jubileusz w końcu do czegoś zobowiązuje. Cieszyłam się jak dziecko otwierając kopertę. Zachwyciła mnie okładka, która jednoznacznie pokazuje, jak zmieniło się nasze widzenie fantastyki, jak wiele, przez te trzydzieści lat, zmieniło się w polskiej fantastyce. Okładka to tylko zapowiedź...
Wydawnictwo: Prószyński Media 

Liczba stron: 80 s.
W NUMERZE: Rocznicowo: Kołodziejczak o komiksie, Cetnarowski o polskiej prozie, Podrzucki o nauce, Parowski wspomina

OPOWIADANIA: Jeffrey Ford, Lucius Shepard, Zbigniew Wojnarowski
Otwierając nowy numer "Nowej Fantastyki" miałam nadzieję, że znajdę się w zupełnie innej czasoprzestrzeni. Dowiem się czegoś więcej o początkach magazynu, przeczytam wspomnienia osób, które z nim są od zawsze, lub prawie zawsze... moje pragnienia i oczekiwania zostały spełnione tylko połowicznie. Z wypiekamy na policzkach jednak zabrałam się do czytania i cóż moje oczy ujrzały? Numer poświęcony, głównie komiksowi :)

Artykuł Michała Cetnarowskiego o trzech dekadach fantastyki, nie przyniósł niczego, czego bym do tej pory nie wiedziała, ale wskazał kilku autorów, po których pewnie sięgnę w wolnej chwili :) Ciężkie czasy dla fantastyki się skończyły, czekam tylko na jej wzburzony rozkwit w przyszłości i cieszę się, że jestem już świadkiem początku tego rozwoju :)

"Nauka kontra fantastyka" autorstwa, niezawodnego Wawrzyńca Podrzuckiego daje do myślenia. Nie jesteśmy społeczeństwem, czy nie żyjemy w świecie, który fantastyka wykreowała przed latami. Co jest tego powodem? Czy nasze ograniczenia? Czy brak środków pieniężnych? Wszystkie te czynniki sprawiają, że nadal daleko nam do światów, które znamy tylko z literatury.

Strony i artykuły poświęcone komiksowi (głównie Macieja Parowskiego oraz Tomasza Kołodziejczaka) doskonale oddaje zmiany jakie zaszły w polskim komiksie, cudownie jest czytać o tej sferze sztuki, którą również "Nowa Fantastyka" sukcesywnie wykorzystuje na łamach magazynu i do tej pory o nim pisze. 

Mogłabym pisać o tym numerze wiele, ale wiele zostało we mnie niedosytu. Brakowało mi felietonu Jakuba Ćwieka, od którego lubię zawsze zaczynać czytanie nowego numeru "NF", zabrakło, jak dla mnie, tej całej otoczki świętowania. Zabrakło toastów i peanów nad upływem tych trzydziestu lat, co się zmieniło? Co zostało? Co będzie? Troszkę tego mało, jak dla mnie za mało. 



Moja ocena: 4-

Za egzemplarz serdecznie dziękuję!

2012-10-22

Marilyn. Żyć i umrzeć z miłości, Alfonso Signorini

Jesień za oknem w pełni, tak samo jak studenckie życie. Wracam jednak, po dość długiej przerwie. Wędrując z mojego, wynajmowanego pokoiku, do kuchni, z mieszkania na uczelnię... zdarzało mi się wędrować z tą książką, niemalże codziennie i wszędzie. Towarzyszyła mi w troskach, nerwówce i chwilach śmiechu i radości. "Marilyn..." jest właśnie taką książką, pełną upadków i wzlotów. Książką, która nie opowiada o wielkiej gwieździe, ale o kobiecie, która nosiła przez całe życie piętno. Piętno, przeciw któremu walczyła z całych sił... Znamy koniec tej historii...
Alfonso Signorini (Milan ,07 kwiecień 1964 ) jest dziennikarzem, autorem , prezenterem radiowy i telewizyjnym, redaktorem tygodnika "Chi" , specjalizującym się w plotkach , a do lutego 2012 roku, redaktor naczelny tygodnika telewizyjnych "Smiles TV".

Norma Jean jest jedną z wielu, amerykańskich dziewczynek, które marzą o lepszym życiu. Życiu pełnym miłości, nieskrywanego szczęścia i uśmiechu.  Jej życie to przeplatanka złych wspomnień. Wspomnień o matce, która jej nigdy nie chciała i zostawiała ją na tygodnie u sąsiadów, wspomnień o babce, która chciała udusić ją poduszką... Marzyła o lepszym życiu, bez koszmarów  które były jej przeszłością. Niestety jej życie naznaczone jest piętnem szaleństwa, a ona sama nie mając zbyt wiele, próbuje się przeciwstawić szaleństwu, które niszczy jej rodzinę od pokoleń. Dokonując wielu wyborów zaczyna piąć się na szczyt... upadek z niego jest jednak zbyt bolesny... 

Tłumaczenie: Mętrak Natalia
Wydawnictwo: Świat Książki
Data wydania: maj 2012
ISBN: 978-83-7799-637-9
Liczba stron: 224
Historia opowiedziana w tej książce, jest znana niemalże każdemu. Marilyn Monroe jest ikoną, która zapisała się złotymi literkami na kartach kina amerykańskiego, a mogłabym rzec nawet, że światowego. Któż z nas nie zna, choćby jednego filmu z udziałem tej seksownej, drobnej blondynki? Niewiele jednak zna drogę, jaką musiała przejść, by stać się jedną z najbardziej rozpoznawalnych gwiazd kina, ubiegłego wieku. Alfonso Signorini próbował opowiedzieć nam tę drogę w sposób prosty i przyjemny... niekoniecznie jednak ściśle trzymał się faktów, o czym fani MM doskonale będą wiedzieć. Inni nie znajdą w tej książce nic, co mogłoby sprawić, że rzucą nią o ścianę z niesmakiem ;)

Sięgając po "Marilyn. Żyć i umrzeć z miłości" miałam świadomość, że książka ta jest zbeletryzowaną biografią aktorki, która ma pokazać jaka może Marilyn była naprawdę, co czuła, gdy w jej życiu zachodziły tak wielkie zmiany... To jest pierwsza, tego typu książka, którą miałam okazję przeczytać i muszę przyznać, że bawiłam się naprawdę dobrze.

Podobała mi się pewna głębia, którą stworzył autor, dodała ona bowiem książce, swoistego klimatu, w który się wsiąka. Nie podobały mi się niektóre "wyobrażenia" samej aktorki, wydawały mi się przerysowane i płytkie. Może to tylko moje odczucia. 

Doskonale się bawiłam, śmiałam i wzruszałam się razem z Marilyn w jej drodze ku zatraceniu. Czytało się łatwo, strony umykały nie wiadomo kiedy, doskonała na jesienne deszczowe dni.


Polecam, nie tylko fanom Marilyn Monroe :)

Moja ocena: 4+




Dziękuję ślicznie za egzemplarz!


2012-10-02

Giń, Hanna Winter

Stali czytelnicy mojego bloga, zdaje się, wiedzą, że za kryminałami nie przepadam. Ba, czytam ich tylko garstkę, jak już coś mnie naprawdę zaciekawi. Kryminały są dla mnie bowiem, zbyt sztampowe (przynajmniej te, które czytałam i taką opinię sobie przez nie właśnie, wyrobiłam), schematyczne i zazwyczaj, niestety, odgaduję kto jest mordercą... Zdarzają się jednak wyjątki, które sprawiają, że zaczynam wierzyć w potencjał tego typu literatury. Kryminały, które potrafią wbić mnie w krzesło, zbić z tropu i sprawić, że zakończenie powieści staje się dla mnie niesamowitym zaskoczeniem... Gdy zabierałam się za "Giń", nie sądziłam, że trafię na właśnie taki kryminał- dobry z najwyższej półki (aż dziw, że autorka jest tak mało popularna na świecie!)...
Hanna Winter urodziła się we Frankfurcie nad Menem, ukończyła studia dziennikarskie i pracowała jako redaktorka. Jej pierwszy thriller "Ślady dzieci" w przebojowy sposób się bestsellerem. Obecnie jest pisarką i mieszka w Berlinie.
Lara Simons właśnie spełniła swoje marzenie, otworzyła kawiarnię w Berlinie. Włożyła w nią wiele trudu i pieniędzy. Była szczęśliwa, że swojej córce, Emmie będzie mogła zapewnić godziwą przyszłość. Na ojca Emmy, Rafała, co prawda mogła liczyć, ale po rozwodzie ich stosunki ograniczały się do minimum. W dniu, w którym poznajemy Larę, wydaje przyjęcie powitalne w swojej nowej kawiarni. Goście bawią się świetnie- pełen sukces! Niestety szczęście Lary długo nie trwa... Podczas powrotu do domu łapie gumę w aucie i jest zmuszona zatrzymać się na poboczu. Dzięki zrządzeniu losu łapie szybko taksówkę. Okazuje się jednak, że taksówkarz ma całkiem inne plany wobec Lary... W wyniku szczęśliwego wypadku Larze udaje się uciec od porywacza... Nie wie jednak, że to dopiero początek ucieczki, która ją czeka...

Tłumaczenie: Urszula Płóciennik
Tytuł oryginału: Stirb
Cykl wydawniczy: Fabryka Sensacji
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Data wydania: 01 październik 2012
ISBN: 978-83-7574-778-2
Liczba stron: 400

Sięgając po tę pozycję, spodziewałam się, szczerze powiedziawszy czytadła, które szybko się będzie czytało, ale i szybko się o nim zapomni. Co prawda, warsztat, jakim posługuje się Hanna Winter należy właśnie do lekkich, zgrabnie formułowanych zdań, obrazowych akapitów, bez zbędnych ozdobników, nie zaliczyłabym tej książki do zwykłego czytadła. Książka ta, oprócz lekkości w odbiorze, posiada również niesamowite bogactwo emocji, które udzielały się również mi w miarę czytania. Emocji, niekiedy skrajnych. 

Książka trzyma w napięciu, sprawiając, że ciężko się od niej oderwać, zwłaszcza ostatnie, kulminacyjne momenty sprawiają, że przez ostatnie sto stron czyta się każde słowo, zdanie z zapartym tchem. Może ciężko to sobie wyobrazić, ale ja, jako nie-fanka tego typów powieści, mogę zaświadczyć szczerze, że książka ta, z pewnością zasłużyła sobie na renomę (którą mam nadzieję, że zdobędzie) i na rzesze fanów. Napięcie w "Giń" jest niemalże namacalne. W pewnej chwili i po dłuższym czasie zauważyłam, że zaczynam się zastanawiać z bohaterami powieści nad całą sprawą, nad rozwikłaniem zagadki... i zaczęłam przeżywać każde ze zdarzeń na równi z główną bohaterką. Silne odczucia potęguje prosty przekaz. Doskonale zmontowane akapity, ograniczone opisy miejsc i postaci, zdają się kierować uwagę czytelnika tylko na zagadkę mordercy...
Doskonałym pomysłem było wplecenie do fabuły retrospekcji z przeszłości mordercy, niczym migawki z życia, którego nie rozumiemy, a które ciekawi. I wprawia w osłupienie. Całkiem udana charakterystyka mordercy i powodów, dla których zaczął zabijać. Moim zdaniem, autorka mogła jednak bardziej pogłębić ten temat, zanużyć się w psychikę takiej osoby i wydobyć na światło dzienne więcej. Mimo to, jest to doskonałe umilenie, schematycznego postępowania Policji. 

Nie ma nic lepszego niż ciepła herbata, koc i naprawdę dobry kryminał na takie jesienne dni, jakie właśnie przewijają się nam za oknami. Muszę przyznać, że stałam się fanką pani Winter i z niecierpliwością będę oczekiwać kolejnych książek spod jej pióra. 

Mogę tylko i wyłącznie polecić, każdemu, nie tylko fanom tego typu powieści.

Moja ocena: 5



Za egzemplarz serdecznie dziękuję!

Follow