2014-02-17

Wyszperane w internetach: fotografia part.1

Cykl postów przedstawiający smaczki internetowe.
Dzisiejsze wyszperanki będą inne niż dotychczas. Postanowiłam skupić się i zebrać w jednym miejscu inspiracje fotograficzne. Fotografów, amatorów, pasjonatów, którzy zachwycają, inspirują, dodają energii twórczej. Część z nich na pewno jest Wam znana. Chciałam jednak skupić się głównie na artystach mniej znanych, z polskiego podwórka, bo mamy się czym pochwalić. Nie zdobywają złotych medali, ale z dumą mogą reprezentować nasze rodzime środowisko fotograficzne za granicami naszego kraju. Sami zobaczcie.


źródło

źródło

  • Karolina Rakowicz - dziewczyna ma pomysł na każdą sesję zdjęciową, niektóre kadry mnie zachwyciły, dopasowane stylizacje, ciekawe makijaże. 
źródło

  • Aleksandra Zaborowska - ciężko jest opisać jej fotografie jednym słowem, są unikatowe. Doskonałe. Profesjonalne. Kreatywne.
źródło

  • Marcin Ryczek - Wszechstronny. Ma doskonałe oko. Wyłapuje piękne kadry, widzi niemalże obrazem. 
źródło

  • Marcin Michalak - Mistrz analogowych kadrów unikatowych. Doskonałe kompozycje. Klimat zdjęć, jaki uwielbiam. 
źródło

  • Ninenty One - Sztukmistrz w łapaniu chwili. Nietypowy podróżnik. Esteta w całkiem nowym stylu.
źródło

  • Adam Bencal - Człowiek lasu. Fotograf lasu i wszystkiego, co z lasem związane. Ciekawe fotografie, wydawałoby się jednostajnego świata. Czaruje.
źródło

  • Lune Blog - Kadry z rodzinnych wyjazdów wcale nie muszą być nudne i sztampowe. Kolorowe urywki z życia pewnej ciekawej, radosnej rodziny.
źródło

  • Okiem Rzaby - Psychodeliczne, czarno-białe twory różnej tematyki. Podoba mi się artyzm tych zdjęć, ich inność.
źródło

  • Kasia i jej streetphoto - W ciekawy sposób ukazuje nasze, polskie ulice, wydarzenia, których jest świadkiem. Podróże, którym się oddaje. Z jej fotografii biją emocje. Ciekawią.
źródło


  • Iness Rychlik - Zna ją pokolenie photobloga. Podobają mi się jej melancholijne, eteryczne kadry. Dopracowane szczegóły. Spójność.
źródło


źródło


  • Jovana Rikalo - Serbska fotografka. Kreatorka magicznych kadrów. Ciekawe scenerie i fotografowane osoby idealnie uzewnętrzniają emocje.
źródło


Jakie są Wasze typy fotograficzne? 

2014-02-16

bez-nazwy

Dzisiaj opowiadanie. Fikcja literacka. Być może. Niestereotypowy słowotok. Grafomania. Oceńcie sami.

***

źródło


Deszcz żłobił ścieżki w szklanych witrażach okien. Z cichym plum wpadał do moich otwartych ust. Popękane wargi szeptały. Mimowolnie. Modlitwę, której sensu brak. Zimne betonowe schody mauzoleum zdawały się oddawać ze zdwojoną siłą ziąb dzisiejszego poranka. Chropowatość powierzchni raniła powłokę mojej duszy. Czułam odrętwienie. Nie wiem ile godzin spędziłam tutaj czekając na objawienie. Nie wiem właściwie czego się spodziewałam. Zgrabiałe dłonie upuszczając ostatni papieros. Zamienia się w szarobrązową paćkę. Przypomina mi moje wnętrze. Mój pusty wzrok zatrzymuje się na chwilę. To dzieciak sąsiadów, jedenastoletni chłopaczek niosący zakupy na rodzinne, sztucznie ciepłe śniadanie. Niedziela- czas rodzinnych pogawędek, grilla i pielgrzymek na popołudniową mszę. Miałam ochotę ulepić kulkę z błota i rzucić w ich okna. Parszywa, szczęśliwa rodzinka. Drwiący uśmieszek wypełzł mi na usta. Dojmujący smutek zalał ciało, spoczął na moich powiekach niczym kot. Cichutko, bezszelestnie spłynęła kolejna łza. Zamknęłam oczy, co się naprawdę złym pomysłem. Wróciły wspomnienia poprzedniej nocy. Trzask tłukącej się zabytkowej porcelany z PRL'u. Ogłuszający śmiech tłumiący odgłos razów barwiących mój świat na czerwono. Łuk brwiowy był nadal opuchnięty. Znowu wybrałam zły czas i miejsce. Znowu pojawiłam się w nie w porę. Drżenie rąk nie ma nic wspólnego z zimnem. To chłód mojego serca. Zalewa krwioobieg nienawiścią. Obdrapany lakier na paznokciach koloru mchu. Nadal widzę szaleństwo w Jego oczach. Słyszę cichy płacz z kąta pokoju. Goła żarówka nad głową, oślepiająca. Niszczył mnie. Kawałeczek po kawałeczku. Od lat. Cuchnący tytoniowy oddech oblepiał mnie, stawał się moim własnym oddechem. Pory mojej skóry wypełnione były Nim. Kwiliłam. Błagałam. Umierałam. Nagle nastała upragniona ciemność. Słodkie pozbawienie przytomności. Ocuciła mnie Ona, delikatnie podnosząc z podłogi. Lata wylewanych łez poraniły jej twarz zmarszczkami. Zmęczone spojrzenie zielonych oczu. Przedzierałyśmy się przez zasyfione korytarze meliny. Odrapane ściany zdawały się kpić ze mnie. Splątane czarne włosy zaplątały się w nie-czuciu. Zimna woda obmywała moje zakrwawione ciało. Fioletowe znamiona chorej miłości. Przemyła mi rany resztką wódki. Ból zdławił krzyk. Zostawiła mnie samą, opartą o brudną ścianę niby-łazienki. Z każdym kapaniem kranu stawałam się silniejsza. Odbicie w lustrze mówiło prawdę, o której chciałam zapomnieć. Wyszłam na jesienny deszcz. Cmentarz nieopodal zawsze był moją kryjówką. Bliskość śmierci, kojącej łaski przerwania nici życia uspokajała mnie. Słuchałam ciszy. Szumiących sosnowych konarów gdzieś ponad mną. Rany na ciele się zagoją, powtarzałam sobie naiwnie za każdym razem. Za każdym razem połykałam larwy swojej własnej tchórzliwości. Pożerały mnie od środka. Wlokły truchło mojego własnego świata z powrotem do domu. Wyplułam resztki godności. Złość dziś zwyciężyła. Poruszała członkami. Dom zastałam cichy i cuchnący wymiocinami. W pseudo kuchni krzątała się Ona. Niema. Zaskoczył ją mój widok. Ostatni worek na śmieci wypełniłam rzeczami, które miałam na własność. Wyblakłymi wspomnieniami tych kilku słonecznych dni nad jeziorem. Wypełnionym śmiechem, zapachem ogniska i śpiewami przy akompaniamencie gitary. Zanim zaczął pić. Zapakowałam jedyną ramkę ze zdjęciem. Uśmiechnięta kobieta w czerwonych rajstopach i czarnej sukience. Na rękach ciemnowłose niemowlę. Matka i córka. Złudzenie harmonii szczypiące w oczy. Chciałam wyjść, zatrzymała mnie. Z porwanego fartucha wyjęła pomięte pieniądze. Nie chciałam. "Bierz", szepnęła. W drugą rękę wcisnęła pajdę chleba. Czerstwego białego pieczywa. Uczucie wolności, przegnało strach. Stopy wiodły mnie przed siebie. Uciekłam jak tchórz, nie dbałam o to. To był ostatni raz jak Ją widziałam. Cichą. Zgaszoną. Z siwymi, przerzedzonymi włosami. I lekkim, ledwie dostrzegalnym uśmiechem. Następnego dnia była martwa. Razem z Nim. Wybuch gazu zabrał wszystko, co miałam. 



2014-02-15

Kocie opowieści

W moim życiu pojawiło się wiele kotów. Jedne przyniesione od sąsiadów (te pierwsze, jeszcze za czasów przedszkola i zerówki), inne były dziećmi tamtych kotów, a jeszcze inne przygarnięte, bo ktoś je po prostu porzucił. A ja z mamą i siostrą nie możemy patrzeć na cierpienie innych. Zwłaszcza zwierząt. (Stąd też przygarniane chomiki, króliki, psy... i raz była nawet biała myszka) Koty są mi bliższe, dlatego post dzisiaj o nich.Nie tylko tych moich, ale także tych, które odwiedzam. (Wydało się, że odwiedzam koty, a nie właścicieli ;p)


Mia, to była kotka urodzona już w moim domu. Piękna, przyjazna i inteligentna. Reagowała na swoje imię, zawsze chodziła swoimi ścieżkami. Miała swoje pory dnia, kiedy witała nas swoim pyszczkiem. Pewnego dnia opuściła nas na zawsze...


Kot sąsiadów. Do tej pory nie wiem jak miał na imię. Przychodził do nas zawsze. Arystokrata. Nie pozwalał się głaskać. Nieufny. I ciekawski świata.


Kot osówkowy, z małej miejscowości koło Białogardu. Kotka właściwie. Bardzo już poczciwa. Patrząca na wszystkich z typową kocią mądrością. 


Lucek, kot mojej koleżanki Grety. Maleństwo, które było totalnym utrapieniem. Jak to malutkie kotki mają, biegał po całym warszawskim mieszkaniu, skakał, drapał, gryzł... :D 


Kocur mazurski. Wielki, gruby pan i władca podwórka. Bardzo łasy na wszelkie rybki, szyneczki... Gdy tylko usłyszał otwieranie lodówki, już był. Zazwyczaj stronił od ludzi. I przychodził do naszego domu, gdy spadły pierwsze śniegi, a opuszczał go, gdy nadeszła wiosna. Nigdy wcześniej i nigdy później.


Nina, mieszkałyśmy razem we wrocławskim mieszkaniu. I to był jedyny raz, do tej pory, kiedy mogłam mieszkać razem z czworonożnym, futerkowym i mruczącym zwierzątkiem. Nieufna, przekonywała się do każdego dłuższą chwilę. Piękna, dama. Jedyna w swoim rodzaju.


Rudi, kot mojej cioci Wioletty. Nie znam kociaka zbyt dobrze, ale wiem, że wśród czterech psiaków czuje się jak ryba w wodzie. Nie przejmuje się ich zabawami. Patrzy na wszystko z góry.


Dante, kot z Antykwariatu Naukowego we Wrocławia. Ozdoba miasta. Piękny i wielki kot. Furczy jak silnik, lubi być głaskany i majestatycznie przechadza się między regałami książek...



Boni. Bonifacy w sensie. Teraz on dzierży berło pana i władcy podwórkowego. W domu jego ukochane miejsca na drzemki to biurko, przy monitorze komputerowym oraz ludzkie kolana. W wakacje spał razem z następną bohaterką postu w moim łóżku. Idealny łowca.


Psotka. Kot doniczkowy. Ewentualnie kot budzikowy. Przesłodkie stworzenie. Potrafi obudzić człowieka łapką i dawać buzi. Gdy myśli, wysuwa koniuszek języka. Przezabawne! Uwielbia bawić się z Bonim, ale (uwaga, uwaga) z naszym psem, Pelcią. I to wygląda przekomicznie :D 

Zwierzaki od zawsze stanowiły mój świat. Mieszkając we wsi o to wcale nie trudno. Kochałam każde z nich miłością czystą. Nigdy nie pozwoliłabym na skrzywdzenie żadnego z nich. Zresztą moi rodzice też. Dbamy o nie, a odwdzięczają nam się tym samym. Koty mruczą z zadowolenia. Psy liżą po twarzach i merdają ogonami. Nie ma nic piękniejszego, nic bardziej szczerego niż miłość zwierzaka.


2014-02-06

Facet na telefon, A. J. Gabryel

Szczęście sprzedawane na godziny.

Temat prostytucji wydaje się być już tak przetarty przez wszystkie możliwe media: książki, telewizję, kino, prasę, internet, że ciężko uwierzyć, że znalazłam w całym tym ogromie, świeżość. W każdym z nich prostytucja jest, zazwyczaj czymś złym, czymś co powinno się potępiać (i, oczywiście, w większości przypadków tak jest). Prostytuujące się dzieci czy nastolatki są ofiarami biedy i złych rządów, porywane kobiety wywożone do obcych państw, zmuszane są do oddawania swojego ciała za marne pieniądze.  Tylko by przeżyć. Prawie nigdy nie słyszy się o prostytucji mężczyzn (a jeśli się słyszy są to tylko echa, nic pełnego, plotka, iluzja). Nie mówi się o prostytucji bez emocji, zawsze jest nasączona agresją, złem, brakiem wyboru. Sensacja i ludzkie cierpienie najlepiej się sprzedają, to prawda znana w świecie tak samo jak to, że słońce świeci w dzień a księżyc w nocy. Książka ta jest, jednak całkiem inna. Nie sprzedaje sensacji. Mimo, że budzi kontrowersje, nie odrzuca. W całym tym sajgonie tematycznym wypełnionym przez smutne, przykre i odrażające historie, ta zdecydowanie przeciera nowy szlak. 

Wydawnictwo: Wielka Litera
Data wydania: 11 lipca 2012
ISBN: 978-83-63387-19-8
Liczba stron: 336
O autorze tej książki wiadomo niewiele. Prowadzi bloga: grzesznikadam.blog.onet.pl, gdzie opisuje spotkania z klientkami, refleksje dotyczące życia i tego, co w danym momencie go inspiruje, drażni. Adam pochodzi z Łodzi, urodził się w 1978 roku. Na kanwie jego bloga powstała ta książka. Właściwie jest to zbiór blogowych postów, bijących autentycznością.

"Facet na telefon" to historia mężczyzny, który świadomie wybrał ścieżkę prostytucji. Świadomie wybrał krótkotrwałe i chwilowe spotkania z klientkami, powierzchowną intymność. Świadomie oblepia każde słowa kłamstwem. Próżny tylko pozornie. Książka wypełniona jest obrazem ludzkich charakterów. Kobiecych. Męskich. Charakterów tak różnorodnych, że aż zaskakujące, że autor przedstawił ich złożoność w tak piękny, prosty a jednocześnie poetycki sposób. 

Dla wielu czytelników jest to sztampowa, czasem nudna książka z zapisem erotycznych poczynań. Fakt, książka o takiej tematyce, przesączona jest erotyką. Tylko, że "Facet na telefon" podaje nam tę erotykę w wysmakowany, nie wulgarny sposób. Seks nie jest tutaj najważniejszy, wydaje się być łącznikiem. Dzięki niemu, czy też poprzez niego, główny bohater ukazuje ludzkie pragnienia, osobowości, ludzką obłudę. I motywy, dla których kobiety postanawiają korzystać z jego usług. Każda z nich jest inna, ale każdą łączy pragnienie szczęścia. Szczęścia sprzedawanego na godziny. Dla niektórych z nich, Adam jest aniołem niosącym ulgę. Dla innych zaś, kimś kto wysłucha, zrozumie i sprawi, że koleżanki będą pękać z zazdrości. 

Książka jest opowieścią o ucieczce przed rutyną szarego życia w korporacji. O chęci robienia czegoś zupełnie innego. O życiu, które wypełnia zapach kobiecych perfum i rozmazana twarze w pamięci. O życiu, które prowadzi się w kłamstwie... 

"Facet na telefon" to zdumiewająca charakterystyka ludzkich zachowań i osobowości. Przedstawiona ot tak, po prostu, suche fakty, obleczone w literacki język. Doskonały podział na postaci i narrację pierwszo- i trzecioosobową. Doskonała analiza spektrum ludzkich uczuć i emocji. Klimat powieści, chłodnawy, pomimo żaru bijącego z pełnych erotyzmu scen, sprawia, że nie można się od niej oderwać. Jest w niej coś więcej. Smutek, zagubienie i dziwne poczucie nierzeczywistości. Kontrast. Może dlatego, z czasem zaczęłam się zastanawiać, czy postać Adama to nie skrzętnie wykreowana osobowość, którą autor żyje od kilku lat... Oczywiście to domysły daleko idące.

Wiem, że wielu z Was odniesie całkiem inne wrażenie po przeczytaniu tej książki. Jestem także świadoma, że być może ciut idealizuję postać Adama i może w dziwny sposób reaguję na historie opowiedziane w książce. Uważam jednak, że nie ma w świecie tylko czerni i bieli, nie wszystko jest tylko złe albo tylko dobre. Wszystko zależy od kontekstu. I ta książka pokazuje to wszystko. Prawdę.

Godna polecenia.



2014-02-03

Styczeń w skrócie.

Miesiąc w obrazach, głównie instagramowych.
Styczeń był dla mnie dziwnym miesiącem. Już od bardzo dawna nie spędziłam tyle czasu z moją rodziną, w rodzinnych, mazurskich stronach. Co prawda, przez większą część tego pobytu, leżałam w łóżku z gorączką, niemniej to był chyba najbardziej regenerujący czas. Pod koniec stycznia, zawitałam ze swoją siostrą do Wrocławia, gdzie w gronie najlepszych przyjaciół i znajomych obchodziłam swoje urodziny. Ćwierćwiecze na karku może niektórych przerażać. U mnie jednak stało się uzasadnioną motywacją i kopalnią energetyczną. Następują zmiany, zmiany, które swoją intensywnością wzbudzają we mnie strach i ekscytację, jednocześnie :) Ale o tym może kiedy indziej. 

Tymczasem zapraszam Was do obejrzenia mojego stycznia w zdjęciowym skrócie:


1. Zimowe Mazury
2. Kociak z #Rando
3. Podróż do Wrocławia z siostrą
4. Urodzinowa Mona

1. Słonecznie na Mazurach
2. Psotka
3. Chruściki mamusine
4. Odpisywanie na listy - w końcu miałam na to czas!

1. Stary kalendarz babciny z 1987 roku
2. Bonifacy, drugi kot domowy
3. Mój stary rysunek z 2004 roku
4. Pozostawiona płytoteka

1. Kot kuchenny
2. Wygrzebka: list od Ani
3. Muzyka + książka i świat wydaje się piękniejszy
4. List od przyjaciela z Danii (piórko kurki afrykańskiej, znoszącej niebieskie jaja)

1. Placuszki z jabłuszkiem
2. Mazurski zachód
3. Czytam
4. Zima
A jaki był Wasz styczeń? :)
Follow