2014-12-31

Gościnne Wystąpienie #7 // Paulina: „Dobre życzenia… „

Paulina: Trudno napisać coś o sobie. Zwykle pisanie przychodzi mi łatwo, jednak nie takie jak to. Mam dwadzieścia lat z hakiem. Przyjaciele nazywają mnie „człowiek orkiestra”, gdyż piszę, śpiewam, gram na instrumentach, rysuję, fotografuję, rzeźbię, maluję i trenuję Capoeirę. Moja przygoda z blogowaniem rozpoczęła się w 2006 roku. Od tamtej pory zawsze coś piszę, a moje blogi są lub znikają, najczęściej jednak zachowują się na dysku. Piszę bo jestem, czytam by być. 

[blog]
Nadchodzi koniec roku. Następny do kolekcji w naszym życiu. Jaki był? Każdy wie najlepiej, dla każdego z nas bowiem był inny. Dla mnie ten rok był osobliwy. Bardzo bogaty w wiele różnych doświadczeń. W tym roku przekroczyłam wiele granic, nauczyłam się, że słowo „nigdy” tak naprawdę nie ma mocy, jeśli na swojej drodze spotkasz kogoś, kto pokarze ci, że tak naprawdę możesz wiele, tylko wystarczy przestać się bać. 

Jak każdego roku  na zakończenie składamy sobie życzenia, jest ich wiele. Tak jak w ciągu roku, kiedy każde z nich są dostosowane do wydarzenia. Czy są to czyjeś urodziny, ślub, imieniny, czy też jest to wigilia, albo nadchodzący koniec roku. Na każdą tę okoliczność zaczynamy znaną formułkę. „ZDROWIA, SZCZĘŚCIA, POMYŚLNOŚCI…”, a czy tak na prawdę zastanawiamy się co mówimy? Czy nie jest to oklepany frazes, którym dzielimy się od tak „bo wypada”? Ilu z nas mówi to szczerze? 

Ja nie zawsze zaczynam od tych słów, dla każdego bowiem mam inne życzenia, długo się nad nimi zastanawiam, gdyż w życzeniach chodzi o to, aby zawrzeć to czego ten ktoś pragnie. Czym go uszczęśliwię i kiedy widzę na twarzy osoby do której się zwracam ten szczególny uśmiech, wiem, że mi się udało, że trafiłam, a życzenia te są tym bardziej od serca i tym bardziej prawdziwe. Bo w życzeniach nie chodzi o nas, tylko o drugiego człowieka, który jest równie wyjątkowy co my. 

Czego zwykle życzę? Oprócz tych trzech prostych słów, które dla mnie są jak najbardziej prawdziwe, życzę MIŁOŚCI. Niby proste, a jak niewielu o tym pamięta. Nie jest to coś co życzymy sobie często, nie jest to też coś takiego co nie zaskakuje. W ilu oczach widziałam to zdziwienie, kiedy wypowiadałam te słowa? Zapewniam, że w zbyt wielu. Miłość dla tych którzy już ją mają, jest niczym pewnik. Jest i już, więc po co życzyć jej więcej? Szczególnie pewne są małżeństwa. Ale tak naprawdę nie wiedzą, jak bardzo się mylą. Każdemu z nas bowiem potrzebne jest to życzenie. Miłości nigdy nie jest za wiele, ponieważ jest ona tak ulotna jak szczęście. Sama przychodzi i sama odchodzi, kiedy bezmyślnie zamieniamy ją w rutynę. To nie jest coś co raz otrzymane zostanie na zawsze „bo tak ma być”. Dlatego, życzę miłości każdemu, a szczególnie osobom samotnym oraz takim jak ja, którzy mamy wokół siebie miłość rodziny, a nie mamy partnera. Życzę zatem tej miłości singlom, bo mało kto wam tego szczerze pożyczy, a wiem to z własnego doświadczenia.

Kolejnym życzeniem jakie usłyszycie, a które będzie dość nietypowe, to ODWAGA. Jak to interpretować? Cóż, zależy to od was samych. Kiedy stchórzyliście? Czego dotyczyła ta sytuacja? Ja wiem, kiedy sama tchórzę, a mimo to przekraczam bariery, gdyż postanowiłam posłuchać samej siebie. „Jedynym sposobem pozbycia się pokusy, jest uleganie jej” jak powiedział Wilde. Zatem nie tchórzmy i życzmy sobie Odwagi, gdyż tak naprawdę możemy wiele. 

Wśród mnogości życzeń, które rozdaje, nie zabraknie również czegoś zaskakującego. Życzę bowiem PODRÓŻY. Jak to ma być traktowane? Niekiedy jest to podróż dookoła świata (mina mojej babci w wigilię bezcenna), niekiedy w głąb siebie. Niektórym wystarcza to pierwsze, na co reagują szokiem, gdyż jak to? Oszalałam? Życzę im podróży dookoła świata? A za co? W tym wieku? Nic bardziej mylnego. Bo czyż nie podróżujemy całe nasze życie? Co zatem z życzeniem podróży w głąb siebie? Cóż… ilu z nas tak naprawdę wie czego chce? Ilu ma ustalony plan na całe życie i zna swoją wartość? A ilu jest zamkniętymi w sobie melancholikami? Takimi nie znającymi własnej wartości? Ilu robi coś dla innych, a nigdy nie dla siebie? Ilu pozwala się wykorzystywać właśnie dlatego? Zbyt wielu. Dlatego, takim osobom życzę podróży w głąb siebie, gdyż sami dla siebie jesteśmy wielką niespodzianką.

Zatem w tym roku wszystkim wam chcę życzyć ZDROWIA bo jego nigdy nie za wiele i bez niego nic się nie osiągnie. SZCZĘŚCIA gdyż choć jest ulotne sprawia że się uśmiechamy, życzę znajdowania go w rzeczach małych i prostych, ponieważ nie wiadomo dlaczego, ale tam jest go najwięcej. POMYŚLOŚCI aby wszystko to co planujemy o czym marzymy i czego chcemy zostało pomyślnie zrealizowane, aby wszystko się spełniło. MIŁOŚCI której nie powinno zabraknąć, a która jest dla niektórych po prostu wszystkim co najważniejsze. ODWAGI, bo tylko tchórzostwo nas powstrzymuje, nie brak pieniędzy, czy umiejętności. Ostatecznie również PODRÓŻY, abyśmy rozumiejąc siebie i swoje potrzeby mogli zrozumieć innych. Na zakończenie, życzę dobrych życzeń, takich prawdziwych jak te moje, oraz by ten nadchodzący rok był dobry. 

Dziękuję M. :)


GOŚCINNE WYSTĄPIENIA to cykl tekstów wszelakich, na wszystkie możliwe tematy. Autorzy piszą o tym, co ich pasjonuje, bawi, wzrusza etc. Jeśli chcesz wystąpić w tym cyklu, napisz: materia_anty@wp.pl 



2014-12-19

Wieża, Ahsan Ridha Hassan


Nie jestem wielką entuzjastką zbiorów opowiadań, bo wiem, że zawsze następuje zbyt szybki koniec. Koniec fabularny i wspólnej przygody z bohaterami opowieści. Nie potrafię się wtedy odnaleźć w następnym z kolei opowiadaniu, ale są takie zbiory, których poszczególne komponenty są idealnie dobrane. Łączy je coś nienamacalnego, jakiś klimat nieuchwytny, drżący pod powieką, mamiący czytelnika i kojący (zbyt) szybki koniec jednej historii. Takim zbiorem jest właśnie "Wieża", Ahsana Ridha Hassana, którą dostałam od Wydawnictwa Novae Res za co serdecznie dziękuję! Muszę przyznać, że jestem zaskoczona, gdyż jest to debiut literacki założyciela największego w Polsce portalu selfpublishing - Wydaje.pl.


"Wieża" to pięć opowiadań. Opowiadań nasączonych grozą, ale nie jest to groza prosta objawiająca się dużą ilością krwi lejącej się z ciał nieszczęsnych ofiar. Jest to wysmakowana groza, działająca bardziej na psychikę czytelnika, trzymająca w napięciu. 

I tak oto w tytułowym opowiadaniu, spotykamy małżeństwo, które wprowadziło się do nowego domu, z dala od zgiełku miasta. Domu położonego w malowniczej, górskiej krainie w otoczeniu przepięknych lasów. Małżeństwo to przeżywa pewien kryzys, który się zaognia po dwóch tygodniach urlopu obojga małżonków. Michał pozostaje w domu, ma zamiar skrupulatnie urzeczywistnić marzenie o napisaniu powieści, Monika zaś wyjeżdża z grupką znajomych na wczasy na Mazury. Sytuacja staje się coraz bardziej zagadkowa, bo od momentu zamieszkania w wymarzonym domu, Michał widzi w ogrodzie tajemniczą wieżę. Szczelnie zamkniętą, ceglaną, niewidzialną dla Moniki. Opowiadanie to jest jedną wielką zagadką, w pewnym momencie straciłam rachubę: nie wiedziałam już co jest fikcją, a co jest realnym światem. Doskonały zabieg retrospektywny, dzięki niemu poznajemy bohaterów znacznie bardziej, zżywamy się z nimi. I wielki plus za otwarte zakończenie.

Reszta opowiadań jest równie zagadkowa, klimatyczna. Niby zwyczajne życie, zwyczajnych ludzi (freelancera z długami, nastolatka, który zostaje pośmiewiskiem klasy, artysty satyryka w średnim wieku), ludzi, którzy żyją obok nas, a mimo to mam wrażenie za każdym razem, że przenoszę się w jakiś tajemniczy świat. I właśnie ta tajemniczość jest słowem, które najczęściej przychodziło mi do głowy podczas czytania tego zbioru. Nie zdradzę Wam fabuły pozostałych opowiadań, bo nie chcę, przypadkowo, uronić zbyt dużo z klimatu książki. Musicie się przekonać sami, bo tylko sami odczujecie ten niesamowity, eteryczny klimat. 

Ośmielę się stwierdzić, że zakochałam się w tym zbiorze. Zakochałam się miłością wieczną. Jest to zbiór, który każdą historią potrafi wzbudzić we mnie dreszczyk emocji, nie wystraszyć, raczej wywołać emocje, które zapierają dech w piersiach. I skłaniają do refleksji. Jest to książka, która z pewnością wymaga trochę uwagi od czytelnika. I skupienia. I właśnie za to ją pokochałam. Nie dostarcza czytelnikowi płytkiej rozrywki (jak większa część książek grozy), wzbogaca czytelnika. Zachwyca. Mnie zachwyciła. I od tej pory zajmuje w moim sercu wysoką pozycję.

Polecam. Warto. 


Wydawnictwo: Novae Res
Data wydania: 28 listopada 2014
ISBN: 9788379425068

2014-12-13

Recenzja książek Moniki Fudali: Kumulacja gniewu oraz Kumulacja cierpień + bonus

Dzisiaj nietypowo. Dwie recenzje książek jednej autorki, Moniki Fudali. Książek grozy, które pomimo małej objętości zmroziły krew w moich żyłach. No i bonus, którym jest cudowna zakładka od Gift UP, o której nie mogłam nie napisać, bo mnie zaskoczyła. Ale po kolei.


Wielu ludzi wierzy, że w murach są zapisane emocje mieszkańców. Ich radości albo cierpienia. Mury budynków przyswajają je, oddając tym, którzy są bardziej podatni na tego typu wpływy. Niektórzy stają się pożywką dla demonów, które przez stulecia znalazły swoje miejsce pomiędzy składowymi budynków. Niektóre z nich próbują się z nich przedostać do naszego świata, próbują zebrać żniwo w postaci ofiar, które oddadzą życie i swoją życiową energię dla nich. Staną się inkubatorem dla przerażającego istnienia, które nie ma litości dla nikogo. Takimi istotami w "Kumulacji cierpień" zajmuje się młody chłopak imieniem Keisuke. Keisuke posiada dar, który wykorzystuje do pomocy zbłąkanym duszom, z jakiegoś powodu niemogącym opuścić doczesny świat i zaznać spokoju. Keisuke z bratem, Sato, muszą uporać się z potężnym demonem, który wybrał sobie na ofiarę pewną rodzinę.

Wydawnictwo: Warszawska Firma Wydawnicza

"Kumulacja gniewu" jest kontynuacją wyżej wymienionej książki. Tym razem rodzeństwo muszą rozwiązać zagadkę dziecka, a właściwie jego duszy, która nęka swoją rodzinę. Dusze takie jak tego małego chłopczyka, Jimiego, szukają pomocy. Chcą sprawiedliwości za krzywdy im wyrządzone. Zrobią wszystko, by zwrócić uwagę. By ktoś coś zrobił. Trawiące je emocje, te ostatnie z chwil przed śmiercią wykruszają się, tworząc powłokę wokół domu rodziny. Takie, niespokojne, gniewne dusze chcą zemsty. Rozwiązanie przychodzi, okupione wysokim poświęceniem.

Książki Moniki Fudali łączą w sobie to, co kocham w tym gatunku literatury: grozę bijącą od pierwszych stronic, klimat wypełniający nasze płuca lodowatym powietrzem przyprawiającym o gęsią skórkę. Pomimo małej objętości, są niebywale pełne treści. Łączą w sobie ciekawe postacie i historie, miejskie legendy poniekąd, które (w takiej czy innej formie) każdy z nas słyszał. Nie są odkrywcze, ale przez sposób poprowadzenia opowieści wyróżniają się spoza innych. Język jest miękki, żywy, a jednocześnie ostry, zapadający w pamięć. Poprzez obrazy, bardzo plastyczne, ale jednocześnie proste. Wiele nie potrzeba naszej wyobraźni. Wszystko jest na swoim miejscu: i konstrukcja i odpowiednie dawkowanie napięcia. Żałuję tylko, że są tak krótkie (ale za to idealne na podróże!), życzę autorce, by kiedyś wszystkie te historie-opowiadania, rozrosły się do powieści wielostronicowej.

Nie przeczę, że dla mnie są to książki, które na nowo napełniły moje serce wiarą, że jeszcze nie wszystko zostało powiedziane, nie wszystko zostało napisane. Zwłaszcza w literaturze grozy. Gorąco i szczerze polecam.

I dziękuję autorce, pani Monice, za książki.


Razem z książkami zawędrowała do mnie również ta piękna zakładka ze sklepu Gift UP, którą zdążyliście już zobaczyć na moim instagramie. Jak przystało na prawdziwego mola książkowego i zakładkoholiczkę jestem nią zauroczona. Jest piękna! Zaskoczyła mnie jakością wykonania i już teraz wiem, że warto Wam polecić zakładki z tego sklepu. Są tanie jak barszcz, a w dodatku bardzo szczegółowe. Z pewnością w najbliższym czasie moje kolekcja powiększy się o kolejne! :)

Zwłaszcza o tą:

(c) źródło
Oczywiście na stronie sklepu znajdziemy również ręcznie wykonaną biżuterię, zobaczcie koniecznie, może znajdziecie coś dla siebie, albo dla swoich bliskich na święta :) Szczerze polecam.


* * *
PS Macie ochotę na konkurs z zakładkami Gift UP? (Planuję konkurs wypełniony cudownościami z okazji świąt i urodzin bloga!)

2014-12-10

Madika i berbeć z Czerwcowego Wzgórza, Astrid Lindgren

W czytelniczym świecie są książki, które nigdy się nie starzeją. Zmieniają liczbę lat od pierwszej publikacji, okładki, czasem tłumaczenia, ale treść nadal jest aktualna. Treść, która potrafi dotrzeć do szerszego grona, nie ważne w jakim wieku by to grono było. Są książki w naszym czytelniczym świecie, które nie mają targetu, które czytają i dzieci i dorośli z takim samym zapałem. O jednej z tych książek dzisiaj chcę Wam opowiedzieć. O książce, która wywołała we mnie wiele emocji. Książce, która teoretycznie jest przeznaczona dla dzieci, a którą ja czytałam z wielką przyjemnością.


"Madika i berbeć z Czerwcowego Wzgórza" autorstwa Astrid Lindgren (autorki lubianej i szkolnej, niegdyś, lektury "Dzieci z Bullerbyn") to opowieść o pewnej sympatycznej rodzinie mieszkającej w magicznej szwedzkiej wiosce. Madika ma młodszą siostrę, Lisabet, która jest tytułowym berbeciem. Cała rodzina mieszka na malowniczym Czerwcowym Wzgórzu. Madika i Lisabet przeżywają różnego rodzaju przygody wśród pól i lasów, wśród sadów i stogów siana. A przygód tych jest niesamowicie dużo! Przykładowo, Madika w szkole zaraża się wszami, które w popłochu mama przegania razem z Alvą, gosposią. Któregoś dnia z kolei, Madika wdaje się w bójkę z Mią, która jest najbardziej niegrzeczną dziewczynką w szkole. Zostaje wyzwana, by wejść na dach szkoły po drabinie przeciwpożarnej, podczas drzemki dyrektora. Innego dnia dziewczynki nocują u wujostwa, pomagają w sianokosach, karmią kurczęta i tęsknią za rodzicami, którzy wyjechali na kilka dni do Kopenhagi. Madika jest odważną dziewczynką, z wielkim i ciepłym sercem. Jest szczęśliwa, że mieszka w tak pięknym miejscu.


"Madika i berbeć z Czerwcowego Wzgórza" to ciepła opowieść, pełna emocjonujących zdarzeń i niosąca wiele refleksji. Często, podczas czytania wracałam myślami do swojego dzieciństwa, które obfitowało w podobne, ciepłe, ale i też zwariowane sytuacje. Jest to książka, którą z pewnością poleciłabym osobom, które chcą przenieść się w ciepły, sympatyczny świat. Osobom, które czasem pragną być, choć przez chwilę dzieckiem, popatrzeć na nowo oczami dziecka na otaczającą rzeczywistość. 

Zachwyciły mnie ilustracje do książki autorstwa Ilon Wikland, zachwyciły mnie morały z niej płynące (nie nachalne, subtelne, jednak zrozumiałe nawet dla dziecka), zachwyciło mnie ciepło, które niesamowicie otulało moją duszę w te mroźne, grudniowe wieczory. 

Tytuł oryginału: Madicken och Junibackens Pims
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Tłumaczenie: Anna Węgleńska
Ilustracje: Ilon Wikland
ISBN: 8310112699
Liczba stron: 216
Książka szwedzkiej pisarki, Astrid Lindgren jest książką, która wymyka się spoza ramy literatury dziecięcej. Jest jedną z tych książek, które rodzice będą przeżywać razem ze swoimi pociechami. Mądra, niosąca naukę i rozrywkę.

Po raz kolejny odkryłam jak wielką pisarką była pani Lindgren. Potrafi swoją opowieścią zjednoczyć pokolenia i łamać barykady ludzkich serc wplatając w nie szczęście chwili, gdy czyta się którąś z jej książek. 


* * *

Dziękuję Wydawnictwu Nasza Księgarnia za książkę, dzięki której przez chwilę, na nowo poczułam się dzieckiem.

2014-12-07

The Name Game Book Tag

Oto kolejna zabawa blogowa zapoczątkowana (z tego, co mi się zdaje) przez booktuberów zachodnich o bardzo prostych zasadach. Do każdej litery naszego imienia dopisujemy tytuł książki, która jest naszą ulubioną, którą właśnie czytamy, czy też ta, która była pierwsza przeczytaną/wypożyczoną/kupioną. Jednym zdaniem: pełna dowolność wyboru. Miałam z kilkoma literkami problem, ale myślę, że dla każdego miłośnika takich zabaw, list i wszelakich spisów, ten tag jest idealny. Zwłaszcza na niedzielny, grudniowy wieczór.

M. - "Merrick", Anne Rice. Nie mogło i w tym zestawieniu zabraknąć jednej z moich ulubionych autorek. "Merrick" jest książką wchodzącą w skład cyklu Kroniki Wampirów i opowiada o jednym z członków tajemnej organizacji zajmującej się nadprzyrodzonymi i niewyjaśnionymi zjawiskami, Talamaski - David Tabolt. Wyrusza on na spotkanie czarownicy specjalizującej się w Voodoo, tytułowej Merrick. Jeśli mam być szczera, jest to jedna z ciekawszych książek z tego cyklu i z chęcią do niej wrócę, jak skompletuję cały cykl (co mam nadzieję, nie zajmie mi aż tak znowuż dużo czasu ^^)

O. - "Opowiadaczka filmów"Hernán Rivera Letelier. Krótka książeczka wypełniona po brzegi treścią i niesamowitym klimatem małej osady, zagubionej gdzieś na pustyni. Pisałam o niej recenzję tutaj, także zapraszam.

N. - "Norwegian Wood", Haruki Murakami. Książka, którą na dniach skończyłam. Zostałam oczarowana, o czym z pewnością za kilka dni napiszę. Nie muszę, chyba nikomu mówić, jak bardzo wielbię Murakamiego. Za jego styl pisarski, za klimat książek i ciekawe opowieści. Na podstawie tej książki powstał również film, który jakiś czas temu oglądałam i uważam, że jest godną ekranizacją.

I. - "Igrzyska śmierci", Suzazanne Collins. Książka, która wywołała w świecie czytelniczym niesamowite poruszenie. Długo zwlekałam z zapoznaniem się z tą powieścią, bo nie lubię całego tego szumu wokół książek, bo zazwyczaj nie wpasowują się w moje preferencje. Tym razem było inaczej i wszystkie moje refleksje na jej temat opisałam tutaj.

K. - "Kolor magii", Terry Pratchett. W takim zestawieniu nie mogło zabraknąć ojca serii Świat Dysku, pisarza, którego wielbię całym serduszkiem. Za wyobraźnię, za mądrość jego książek, za wielowarstwowość i niepowtarzalny klimat. Więcej o "Kolorze magii" napisałam tutaj.

A. - "Achaja", Andrzej Ziemiańki. Osoby, które obserwują mnie na lubimyczytac.pl, doskonale wiedzą, że zaczęłam w końcu przygodę z tą serią książek. Oczywiście za namową mojego Wilkeła. I, jak można było się domyślić, przepadłam. Biję pokłony temu niesamowicie sympatycznemu pisarzowi i nadal dziwię się, czemu przez wielu ta książka uważana jest za bardzo kontrowersyjną i szowinistyczną ;)

(c) źródło

Nie nominuję do zabawy konkretnych osób - albo inaczej, zapraszam do zabawy wszystkie chętne osoby. Może między przygotowywaniami do świąt, nagromadzeniem nauki, znajdziecie chwilkę czasu na The Name Game Book Tag :)

* * *
Psst! Której z poniżej wymienionych książek recenzję chcielibyście ujrzeć na blogu w pierwszej kolejności?

1. "Gęstwina dusz", Christopher Rice;
2. "Cyrk nocy", Erin Morgenstern;
3. "1 kobieta, 4 dzieci, 0 kasy (prawie)", Petra van Laak;
4. "Paskuda & Co", Magdalena Kozak;
5. "20 odsłon zachłannej młodości", Xiaolu Guo;
6. "Achaja - Tom I", Andrzej Ziemiański 

2014-12-05

Co nowego #2: Kosmetycznie cz. 1

Dzisiaj chciałabym pokazać Wam kilka produktów, które zakupiłam w ostatnich miesiącach. Produktów, na które chorowałam (przynajmniej na większość z kolorówki) już dłuższy czas. Na większość z nich już zdążyłam sobie wyrobić jakąś opinię i chętnie się z nią podzielę, bo być może zastanawiacie się nad kupnem, któregoś z nich pod choinkę bliskiej osobie, lub sobie samym. Po prostu. Ja przed zakupem często czytam opinie, albo oglądam recenzję na YouTubie, by po prostu być pewnym - nie ma nic gorszego niż kupno jakiegoś bubla, nawet za niewielką cenę. (I tak zawsze zachowuję zdrowy margines błędu jeśli chodzi o każdą opinię, moja skóra jest straszliwie kapryśna i ciężko jej dogodzić ;)) 

Także po tym krótkim wstępie, zapraszam na kosmetyczny #haul ;)


1. Absolute Nude od Catrice to paletka sześciu, połyskliwych cieni w kolorze nude, która jest idealnym zestawem do wykonania codziennego makijażu. Lubię cienie, które są porządnie napigmentowane, a te doskonale się blendują i przenikają.
2. Hello Autumn od Essence to paletka z limitowanej jesiennej kolekcji. Nie jest już tak doskonała jak powyższa z Catrice. Cienie odrobinę się osypują i nie mają tak fajnej pigmentacji. Moim ulubionym cieniem z tej paletki jest to brudne brązowe złoto, jest idealnej jakości.
3. Pilniczek 4in1 z Essence jest idealny dla moich paznokci, które nienawidzą tradycyjnych metalowych czy szklanych pilniczków. No, a zestaw czterech za ok. 7 zł to dla mnie zakup idealny!


4. Gryczany scrub do ciała przywracający elastyczność skóry ze sławnych w internecie cudów Babuszki Agafii to jeden z tych kosmetyków, który czeka na swoją kolej ;) Na pewno dam znać, jak się sprawdził. Jedna z rzeczy zamówiona na bioema.pl za ok. 5 zł


5. Dwa lakiery z zamówienia z kosmetykizameryki.pl; skusiłam się na Essie w kolorze o nazwie Where'a my chauffeur i Maybelline Super Stay Gel Nail Color w cudownym koralowym kolorze o nazwie Rose Salsa/ Hot Salsa, 490. Oba lakiery przetestowałam i jednoznacznie w tym pojedynku wygrywa Essie ;) Najdłużej utrzymał się na moich wiecznie kapryśnych paznokciach i wystarczyła jedna warstwa, by kolor był tak samo intensywny jak w buteleczce. Jedynym minusem tego lakieru jest wąziutki i sztywny pędzelek. Nie wiem czy to specyfika wszystkich lakierów Essie, czy tylko mi się takowy trafił, ale przeszedł próbę na piątkę i na pewno zaopatrzę się w inne kolory tej firmy. Co do lakieru z Maybelline, nie mogę być z niego nie zadowolona, ma piękny kolor, idealny pędzelek, ale czy jest żelowy i różni się czymś od innych, to bym polemizowała ;)


6. Nalewka ziołowa do włosów od Babuszki Agafii to szampon, który mnie zaskoczył. Moje włosy go pokochały, jest niesamowicie bogaty w składniki odżywcze. Jest jednak dosyć ciężki i nie stosuję go cały czas, robię przerwy. Najważniejsze, że jest skuteczny i od razu widziałam różnicę, włosy były wygładzone, lśniące, nawilżone... Czegóż chcieć więcej? :D Zwłaszcza za cenę 8, 50 zł ;)





7. Kolejne cudeńko, na które zachorowałam, jak tylko ją zobaczyłam, zamówiłam z cocolita.pl a jest nią paletka cieni GIVE THEM NIGHTMARES marki Makeup Revolution. Wiele słyszałam i czytałam o tej marce, ale nie sądziłam, że zachwycę się nimi bardziej niż moją ukochaną paletką ze Sleeka, Garden of Eden. GTN jest zbiorem 12 brokatowych, metalicznych i perłowych oraz 6 matowych cieni. W gruncie rzeczy można nią wykonać prawie każdy makijaż w odcieniach zieleni, szarości i fioletu. Idealne połączenie dla brązowookich dziewczyn. Nie ukrywam, że jestem zachwycona. Idealny zakup.



8. Jestem szminkomaniaczką, przyznaję się bez bicia! Tym razem zaszalałam i kupiłam sobie te oto dwa zwariowane (poniekąd) kolory od Makeup Revolution, pierwsza (na zdjęciu jest bardziej brązowa niż w rzeczywistości) o nazwie Vamp shade, druga to piękny, nasycony fiolet Atomic shade - każda z nich kosztowała 5 zł. Nie utrzymują się jakoś specjalnie długo, ale są bardzo napigmentowane, na czym zależało mi najbardziej, bo zamierzam je głównie wykorzystywać do sesji zdjęciowych. Tym pomadkom mówię zdecydowane tak! :)


9. Organic shop: Scrub do ciała brazylijska kawa oraz Maseczka błotna do twarzy z algami i błotem z Morza Martwego. Napiszę skrótowo, bo myślę, że należy się tym kosmetykom przyjrzeć bliżej, więc pewnie powstanie coś na wzór recenzji w przyszłości. Jedno jest pewne te dwa produkty skradły moje serce. Piękne opakowania, świetny dla mojej skóry skład i działanie... Moja twarz jest delikatnie oczyszczona i taka świeża, a ciało (choć nigdy nie potrzebowało jakiejś szczególnej pielęgnacji) a właściwie skóra na ciele stała się jędrniejsza i zdrowsza. Takie kosmetyki lubię najbardziej: naturalne, pełne bogatych składników odżywczych, niedrogie i działające w stu procentach.


10. Tangle Teezer, tak musiałam. Z moimi włosami zawsze miałam problem jeśli chodzi o rozczesywanie i jakiekolwiek ogarnięcie ich. Lubią się puszyć i plątać, nieważne jakich kosmetyków bym nie używała, szybko się przyzwyczajają i wracają do swojej dzikiej i nieujarzmionej natury. Ta szczotka okazała się strzałem w dziesiątkę. Ten, kto próbował, ten wie o czym mówię :) Przynajmniej większość.

To by było na tyle w pierwszej części mojego szaleństwa zakupowego. Zrobiłam zapasy na zimę i będę sukcesywnie testować i zdawać relacje. 

Psst. Też macie tak, że gdy przychodzi zima, robicie większe kosmetyczne zapasy wystarczające Wam na kilka tych zimowych miesięcy? 

2014-12-03

Gościnne Wystąpienie #7 // Bagira o tęsknocie refleksyjnie.

Bagirka,
Tęskniąca za Zielonymi i Wichrowymi Wzgórzami. Definiowana przez kawę i truskawki. Nie lubi swojego imienia, więc została Bagirką. Ma kota dosłownie i w przenośni. A przenosi całkiem dużo: kilometrów, wspomnień, działań.  I ropy.  Bo ma samochód też. W dieslu.  W teatrze żyje i umiera. Z muzyką i  uśmiechem w sercu.  Na ustach też, ale ten ironiczny podobno boli.  Ostatnio czerpie fascynacje z mejkapu.  Talent jej do tego działania proporcjonalny jest do całek i różniczkowania.   
Jak  krytyka to konstruktywna. Zje ją ze smakiem.  No i jak ta z drugiej strony lustra żyje w Bagirlandzie. 


 T Ę S K  N O T A 

Jest córką wspomnień.  Tych dobrych o smaku truskawek i kawy.  Kiedy przychodzi miękko na kocich poduszeczkach i pomrukuje cicho o tym co było… Mimowolnie uśmiechamy się, zamykamy oczy i… tęsknimy. Wtedy jesteśmy Tam lub z Nimi. Otwieramy kolejne szufladki, w których pozamykaliśmy stare dzieje. 

I to takie wspaniałe powiedzieć komuś: Pamiętasz?  Bo w tęsknocie nie zawsze jest się samemu. Tęskni się we dwoje lub niepoliczalnie.   

Czasami tęsknota parzy. Wesołe jej ogniki tańczą w sercu i dotykają najbardziej intymnych zakamarków… Tęsknota ma również imiona. Najczęściej przybiera postać zaimków, bo nadal nam wstyd personalizować te szalone chwile. 
A gdy przychodzi w nocy gryziemy skrawek poduszki, jesteśmy w  tamtych snach… tracimy oddech i szarpiemy włosy… wtedy ona nie jest już sama, ma Ból jako kompana… ale to my zostaliśmy sami. 
Warto marzyć, tęsknić, śnić… bo to daje nam siłę i weryfikuje błędy. Bo to buduje nas: to kim jesteśmy, jak się uśmiechamy i ile kaw pijemy. 

Tęsknota jest potrzebna, żeby odkryć nasze uczucia.  Dokładając cegiełki wspomnień  zakochujemy się na nowo w tamtych chwilach. I serce nasze rośnie. 
I tęsknimy mocniej za tym co widzimy… Bo to taka cegiełka przyzwyczajenia.

A da się ją wypowiedzieć?
A gdy tęsknimy za tym czego nie  było?  To znak, że jesteśmy tak samotni, że nawet Tęsknota przyszła nas pocieszyć. Kawa i konfitura truskawkowa, bez pytania okażą zrozumienie. 

Tęsknimy tyle razy ile mamy wspomnień.  Im więcej tym lepiej, bo wtedy wiele dobrego było obok nas.  Te złe mogą zostać zdeptane. I dobrze. Nie są potrzebne. 
A my zatańczmy z Tęsknotą  w rytm muzyki serca. 

______________________________________
Tęskno, tęskno, tęskno o o o o o  o o ta,  ta,  ta tam. 
Za Wami. 



GOŚCINNE WYSTĄPIENIA to cykl tekstów wszelakich, na wszystkie możliwe tematy. Autorzy piszą o tym, co ich pasjonuje, bawi, wzrusza... Nie ma ograniczeń! Jeśli chcesz wystąpić w tym cyklu, napisz: materia_anty@wp.pl 

KOMENTARZ:

Dzisiaj napiszę niewiele. Z tęsknotą każdy praktycznie się zetknął, odczuł, poznał. Niewielu z nas uważa tęsknotę, jednak za coś pozytywnego, zwraca na to uwagę właśnie Bagira. Jesteśmy wielce przekonani, że tęsknota to negatywne uczucie - oczywiście, są pewne tęsknoty, które sprawiają, że życie traci swój blask, ale nie jest tak zawsze. Dla mnie tęsknota to zawsze uczucie rozbicia, które towarzyszy mi opuszczając mój rodzinny dom, albo mój obecny - zostawiam w nich mi najbliższych. Jednocześnie tęsknota napełnia mnie radością, bo przecież tyle pięknych chwil! Tyle pięknych, ciepłych, kochanych duszyczek na mojej drodze stanęło! Warto czasem dać się porwać tej pięknej tęsknocie, by docenić życie. I tą kawę, i te truskawki i tą herbatę z konfiturą. 

Dziękuję za tekst, za refleksję.
Follow