2012-05-29

Audrey Hepburn. Uosobienie elegancji, Sean Hepburn Ferrer

Sięgając po tę książkę, tak naprawdę nie zdawałam sobie sprawy z czym będę mieć do czynienia. Wydawało mi się jednak, że sięgając po nią, wniknę w historię i dojrzę w niej autentyczność - w końcu, sam syn Audrey ją stworzył... Nie wiem czego oczekiwałam. Na pewno nie tego...
Sean Hepburn Ferrer jest synem Audrey Hepburn i Mela Ferrera. Wychowany w Europie, mówi płynnie po francusku, angielsku, włosku, hiszpańsku i portugalsku. Jego życie zawodowe jest związane z filmem- produkcją, postprodukcją i marketingiem. Po śmierci matki, kontynuując jej dzieło, założył fundację Audrey Hepburn Children's Fund, która pomaga potrzebującym dzieciom z całego świata. 

Biorąc udział w blogowej zabawie 30 dni z książką miałam trudność z napisaniem, która książka wzruszyła mnie najbardziej... gdybym miała ten dzień opisywać dzisiaj- bez wahania podałabym tytuł biografii Audrey Hepburn...
Jest coś takiego w tej książce, co poruszyło we mnie każdą komórce w tkance. Jest to historia Audrey K. Heburn, nie ikony kina, tylko kobiety, matki, która porzuciwszy piętno sławy oddała się swoim synom z troską i miłością. Zachwycała mnie od niepamiętnych czasów, ale dopiero po przeczytaniu tej książki zrozumiałam kim naprawdę była. Autentyczność słów Seana potwierdzają liczne zdjęcia z rodzinnego albumu (ale i nie tylko!) i, np. przemówienie Audrey, które wygłosiła do pracowników ONZ, z okazji powołania Jednoprocentowego Funduszu Rozwojowego.
Było w tym przemówieniu tak wiele z niej samej... łzy same zakręciły się w oczach. Audrey Hepburn- od zawsze i na zawsze ikona kina, dla mnie, od dzisiaj KOBIETA, która niosła pomoc najbardziej potrzebującym. Kobieta, która ze spokojem i miłością patrzyła na głód, biedę... z rosnącą nadzieją patrzyła na świat. Wojowniczka w imię lepszego jutra- nie, to nie są żadne hasła propagandowe, tak Audrey, a właściwie pamięć o niej i jej wizerunek, pozostanie w moim sercu na zawsze. 

Tłumaczenie: Witold Nowakowski
Tytuł oryginału: Audrey Hepburn. An Elegant Spirit.
Wydawnictwo: Albatros
Data wydania: 2005 
ISBN: 9788373593060
Liczba stron: 256


"Audrey Hepburn. Uosobienie elegancji" zawiera wspomnienia (życiorysem czy biografią bym tego raczej nie nazwała) o zmarłej matce. Sean w każdy rozdział wplata odrębną historię związaną ze swoją matką. Począwszy od jej najmłodszych lat, kiedy to przeżyła II wojnę światową w okupowanej Holandii, po dzień kiedy pierwszy raz wystąpiła na Broadway'u, czy dzień kiedy pierwszy raz wyjechała z misją UNICEF'u do Etiopii. Każdy z rozdziałów niesie w sobie ładunek emocjonalny, co również daje wrażenie autentyczności. Audrey, jaką widzimy w tej książce, to istota niezwykle krucha i skromna. Doceniająca każdą chwilę i próbująca robić 'coś więcej', coś co może pomóc.

Najbardziej wzruszające fragmenty to, te stanowiące zapis ostatnich dni Audrey na tym świecie. Poraziły mnie, muszę przyznać i sprawiły, że na chwilę zatrzymałam się, pełna zadumy. Żyjemy całe nasze życie, ale ile tak naprawdę po nas zostanie? Rozmyślałam też dużo na temat pomocy krajom Trzeciego Świata- czy wiedzieliście, że wystarczy jeden procent (a nawet pół!) rocznego przychodu krajów uprzemysłowionych, by odbudować gospodarkę krajów takich, jak Somalia czy Etiopia? Tylko jeden procent, a zniknąłby głód i ubóstwo... Czemu zatem nikt nic nie robi? Książka ta dała mi wiele do myślenia,  nie tylko na temat samej Audrey, jak widać. 

Mądrze opowiedziane historie, zwłaszcza o moich idolach, to to, co lubię najbardziej. Z całego serduszka polecam, nie tylko osobom, które Audrey uwielbiają (jak ja :D), ale także innym. Przesłanie, które ze sobą niesie, dotyczy nas wszystkich. 

"(...) Mówię w imieniu tych dzieci, które same nie mogą zabrać głosu; dzieci, które nie mają absolutnie nic, poza odwagą, uśmiechem, rozumem i marzeniami..."

Moja ocena: 5

PS Zdjęcia, które tu widzicie, pochodzą z książki. Zdjęcia zdjęć zrobiłam sama.

2012-05-27

Zimne serca, Gunnar Staalesen

Czym się kierujemy sięgając po tego typu książki? Ciekawością? Chęcią zmierzenia się z zagadką zabójstwa/kradzieży? Czy też może oczekujemy po takiej lekturze dreszczyka emocji? Ja sięgam po ten gatunek stosunkowo rzadko. Wybieram te pozycje, które oprócz pewnego problemu ukazują również specyfikę danego miejsca i w ciekawy sposób przedstawiają daną historię... I tym razem tak było. Moja intuicja mnie nie zawiodła.
Gunnar Staalesen, norweski pisarz, autor powieści kryminalnych. Staalesen studiował języki angielski i francuski oraz literaturoznawstwo. Od 1970 r. pisze powieści kryminalne. Spośród książek Saalesena największą popularność zyskała seria, w której pojawia się prywatny detektyw Varg Veum, stylistycznie nawiązująca do klasycznych powieści kryminalnych Raymonda Chandlera i Rossa Macdonalda. Powieści Staalesena stały się kanwą kilku filmów.
Literatura norweska czy też ogólnie skandynawska, chyba zawsze będzie mi się kojarzyć z najlepszymi kryminałami. Nikt inny nie potrafi w tak znakomity sposób zachęcić mnie, totalnego laika, do przeczytania danej pozycji. Dlatego też, gdy dostałam możliwość przeczytania "Zimnych serc", wiedziałam, że nie będę żałować. Może to dziwnie zabrzmieć, ale narodziła się we mnie pewność, że nie będę rozczarowana.


Tłumaczenie: Agata Beszczyńska
Tytuł oryginału: Kalde hjerter
Seria: Varg Veum tom 16
Wydawnictwo: Słowo/Obraz Terytoria
Data wydania: październik 2010
ISBN: 978-83-7453-995-1
Liczba stron: 288
Varg Veum, prywatny detektyw dostaje kolejne zlecenie. Tym razem ma odszukać prostytutkę, która zaginęła kilka dni po odrzuceniu pewnych, agresywnych klientów. Miało to być rutynowe, niemalże zlecenie. Okazało się jednak, że cała ta sprawa jest znacznie bardziej skomplikowana... Komitet sąsiedzki, narkotyki i zaginięcie dwóch osób ze sobą spokrewnionych - Veum zdecydowanie nie był na to przygotowany podejmując kolejne zlecenie...

Varg Veum był kiedyś pracownikiem socjalnym, pomagał rodzinom i ratował dysfunkcyjne rodziny przed upadkiem. To widać i w tym tomie. Angażuje się w sprawę bardzo emocjonalnie, zwłaszcza jak dowiaduje się przeszłości zaginionych... Każda strona przynosi nam kolejne fakty, które pod koniec książki łatwo połączyć ze sobą, choć przyznam się szczerze, że zakończenie troszkę mnie zaskoczyło. Nie tego się spodziewałam, co jest oczywiście dużym plusem! 

"Zimne serce" to nie tylko, kolejna opowieść kryminalna, których na rynku wydawniczym (nie tylko polskim, ale i światowym) jest pełno. Jest to przede wszystkim (w moim odczuciu) opowieść o krzywdach ludzkich, których mogą dopuścić się najbliżsi. O tym, że na zewnątrz wszystko potrafi wyglądać idealnie, bez skaz... a w środku może być pełne zgnilizny i goryczy. Jak trudno jest osobom postronnym zauważyć, gdy coś zaczyna się dziać złego w, przecież idealnych domach... Jak bardzo jesteśmy ślepi i nie zauważamy subtelnych symptomów... 

Powieść Gunnara Staalesena to kryminał z nutką nostalgii. Akcja powieści jest dynamiczna, dzięki czemu czytelnik się nie nudzi. Doskonale rozłożone napięcie i skomponowana fabuła, wyważona i pełna tego, co lubię- elementów, które skłaniają do refleksji i elementów, które potrafią mnie rozbawić, ale także i w jakimś stopniu wystraszyć. Mimo tego, czegoś mi brakowało. Czegoś cięższego, by ta książka mogła na dłużej zapisać się w mojej pamięci. Myślę jednak, że dla czytelnika, który chciałby sięgnąć po lekturę, która jest lekko napisana i ma przynieść, głównie rozrywkę, będzie idealna! :)

Moja ocena: 4

Za egzemplarz serdecznie dziękuję!

2012-05-25

Kuszenie, Anne Rice

Sięgając po kontynuację "Pokuty" (pisałam o niej tutaj) nie wiedziałam, w pewnym sensie czego się spodziewać. Co prawda fabuła, już w pierwszym tomie serii Czas Aniołów, została jasno określona- z każdą kolejną książką schemat fabuły miał się powielać: Toby O'Dare, główny bohater miał wykonywać zadania wyznaczone mu przez serafina Malachiasza, by odpokutować wszystkie swoje grzechy. Mimo poznanego schematu (który może troszeczkę mnie rozczarował, bowiem Anne Rice zawsze potrafiła mnie zaskakiwać, tu jakby tego trochę brak), kolejna misja Toby'ego wciągnęła. Wciągnęła i wprawiła w zachwyt...
Tłumaczenie: Grażyna Smosna

Tytuł oryginału: Of Love and Evil

Seria/cykl wydawniczy: Czas Aniołów, tom 2

Wydawnictwo: Otwarte
Data wydania: październik 2011
ISBN: 9788375151862
Liczba stron: 232
Toby O'Dare zostaje, tym razem wysłany do renesansowych Włoch. Rzym, w którym się znajduje spowija całun nienawiści. W domu jednego z możnych straszy dybuk, społeczność żydowska oskarża o konszachty z szatanem przyjaciela rodziny i lekarza - Vitale. Zagmatwana sytuacja, zwłaszcza, że jego najbliższy przyjaciel i syn pana domu, Niccoló ciężko choruje. Oskarżenia padają ze wszystkich stron, gniewny tłum gromadzi się przed posiadłością, rządny krwi. Naznaczeni żółtą naszywką Żydzi domagają się sprawiedliwości i odprawienia egzorcyzmów. Toby zostaje sprowadzony do tego domu, by ukoić, choć na chwilę cierpienia chorego swoją grą na lutni. Tymczasem odkrywa, kto za tym wszystkim stoi... 

Przenosiny do Rzymu tamtego okresu to ekscytująca podróż, szkoda, że w tak minimalnym stopniu Anne Rice oddała klimat tamtych czasów. Za brakło mi tego, z czego słynie- z pięknych opisów, dopracowanych miejsc akcji. Tu, wszystkie te pałace, gospody zostały tylko naznaczone, nanizane na mapę fabuły. 

Książkę czyta się bardzo lekko, styl Anne Rice zmienił się od czasów Kronik Wampirów, stał się lżejszy, mniej mroczny... przyciąga jednak nie mniej. Kołysze słowami- nadal potrafię rozpoznać w jej kolejnych książkach cień tamtej autorki. W konstruowaniu fabuły, w dopracowywaniu szczegółów jest niezastąpiona. Zanim napisze, prowadzi badania. Dlatego jej książki czyta się, jakby słuchało się ciekawostek z przeszłości. Coraz bardziej doceniam trud jaki wkłada w napisanie kolejnej książki. 

"Kuszenie" to książka nie tyle o aniołach i diabłach, a o walce o lepsze życie. Los rzuca nas w różne strony, niekiedy podrzuca kłody pod nogi, uginając nas, zmuszając do podjęcia decyzji, których nie chcemy- decyzji, których konsekwencje ciągną się za nami przez wiele lat... Toby O'Dare dostał szansę, którą wykorzystuje w pełni. Odnalazł ukochaną z czasów szkolnych. Próbuje naprawić szkody, jakie przez dziesięć lat poczynił. Czytelnik ma szansę zobaczyć przeobrażenie głównego bohatera z mordercy, pełnego bólu i nieszczęśliwego mężczyzny w postać zgoła odmienną- pełną szczęścia, napełnioną miłością i chęcią dzielenia się dobrem i pomocy. Czyż nie każdy z nas przeżywa swoiste odrodzenie? Czyż nie każdy z nas potrzebuje chwili refleksji nad swoim życiem? 

Refleksyjność fabuły Anne Rice sprawia, że zatrzymuję się na chwilę. Zastanawiam i rozmyślam. Potem podążam śladem słów. I już wiem. Wiem, że każdy zasługuje na drugą szansę. Każdy zasługuje na odrobinę nadziei. "Kuszenie" jest, w gruncie rzeczy opowieścią o nadziei. O poszukiwaniu własnej drogi i ciągłej nadziei na szczęście...

Polecam, zwłaszcza tym, którzy nadal poszukują. 

Moja ocena: 4+

Serdecznie dziękuję za egzemplarz recenzyjny!

2012-05-24

Ugrofińska wampirzyca, Noémi Szécsi

Sięgnęłam po tę książkę pod wpływem impulsu. Zaciekawiła mnie okładka, wydała mi się, bowiem miniaturowym dziełem sztuki. Nie miałam żadnych oczekiwań i może właśnie dlatego się nie zawiodłam. Czytałam tę książkę, co rusz się sama do siebie uśmiechając. Nie istnieje chyba druga tak dziwna i złożona opowieść o wampirach.

Noémi Szécsi (ur. 29 marca 1976 w Szentes), węgierska pisarka. 
Szécsi studiowała filologię łacińską i anglistykę na Uniwersytecie Loránda Eötvösa w Budapeszcie oraz na uczelni w Helsinkach. Debiutowała w 2002 powieścią "Finnugor vámpír", zgrabnie łączącą wątki z klasycznego horroru z pastiszowym obrazem współczesnych Węgier. Ukazała się ona w Polsce pod tytułem "Ugrofińska wampirzyca". Opublikowała również "A kismama naplója" ("Dziennik przyszłej mamy", 2003) oraz "A baba memoárja" ("Pamiętnik niemowlęcia", 2004) z własnymi ilustracjami.

Sięgając po tę historię ma się dziwne wrażenie, jakby słyszało się opowieść dobrej znajomej. Kultura węgierska odbija się w niej (choć pewnie to i tak namiastka klimatu budapesztańskich uliczek, knajpek czy miejsc kultury, jak i samych ludzi, charakterystycznych Węgrów) doskonale wpasowując się w klimat książki.

Tłumaczenie: Justyna Goszczyńska
Tytuł oryginału: Finnugor vampir
Wydawnictwo: Wydawnictwo Czarne
Data wydania: 2005 
ISBN: 8389755246
Liczba stron: 270

"Ugrofińska wampirzyca" to opowieść o Jerne Volta-Ampere. Opowieść ta, podzielona na dwie części główne opisuje (kolejno) życie Jerne, jako śmiertelniczki oraz życie po śmierci. Sama Jerne jest narratorką swojej powieści. Pod rządami wiekowej i lekko despotycznej babki-wampirzycy, próbuje odnaleźć swoje miejsce na ziemi. Zaczyna pracę w małym wydawnictwie i całym sercem poświęca się pisaniu bajek o zwierzętach (to są jedne z najfajniejszych fragmentów w książce)- marzy, bowiem o ich wydaniu. Przez splot dziwnych i niekiedy tajemniczych wydarzeń, Jerne umiera. Odradza się jako wampir, dopiero kilka dni po swojej śmierci. Płynąca w niej wampirza krew (do końca pochodzenie Jerne nie jest znane, nawet samej bohaterce) przypomina o sobie, gdy zaczyna dręczyć ją głód. W oko wpada jej młoda poetka, O. ...

Zaskoczyła mnie ta książka. Zaskoczyła do tego stopnia, że nadal nie potrafię zebrać myśli. Jest w niej coś niepokojącego, ale i zarazem fascynującego. Spisana w sposób ironiczny, pełen czarnego humoru. Niekiedy z dystansem. Główna bohaterka nie jest stereotypową kobietą, od samego początku zaznacza, jak bardzo nienawidzi ludzi. Jej bajki są pełne cynizmu i z pewnością nie są przeznaczone dla dzieci. Świat, w którym żyje jest pomieszaniem współczesności i całkiem obcej krainy, gdzie wampiry chodzą za dnia i niewiele różnią się od ludzi (wampiry po prostu inaczej się odżywiają). Nie są silniejsze ani szybsze, potrafią nabić sobie siniaka czy guza a nawet upić. Całkiem inne przedstawienie wampirzej natury bohaterki, przywodzi mi na myśl ciemną stronę człowieka- jego wady. W mistyczny i owiany tajemnicą sposób ukazana zostaje prawda o człowieku. Człowieku pełnym ułomności. Człowieku zagubionym, pełnym stereotypów.

"Ugrofińska wampirzyca" to powieść, od której ciężko się oderwać. Specyficzny styl pisarski autorki buduje klimat, a postacie naszkicowane są trafnie. Każde z nich ma własną, unikatową osobowość, która może wzbudzić w nas na zmianę sympatię albo antypatię.

Osobiście, polecam. Zwłaszcza tym, którzy lubią poszukiwać czegoś zupełnie innego w literaturze, ale ostrzegam: wchodzisz do tego świata na własną odpowiedzialność! (może być tak, że wcale Ci się nie spodoba, czytam o niej różne opinie, od skrajności w skrajność) :)

Moja ocena: 5

2012-05-23

30 dni z książką: kolejne dni.

Dzień 28 - Książka, której przeczytania bardzo żałujesz

Chyba nie ma żadnej takiej książki. Każda, jak już to wcześniej pisałam, jest dla mnie ważną książką. Z każdej próbuję wyciągnąć naukę, znaleźć, coś co sprawi, że się uśmiechnę, zamyślę... i do tej pory niemal każda książka mi to dawała. Nie ma jednak książki, którą bym żałowała, że przeczytałam. Żałuję natomiast, że wielu JESZCZE NIE PRZECZYTAŁAM! :D

Dzień 29 - Autor, którego omijasz

Żadnego nie omijam. Nikogo nie dyskwalifikuję po przeczytaniu tylko jednej książki. Niekiedy po prostu sprowadzam ich na niższy poziom w mojej liście autorów, których książki chcę i muszę koniecznie przeczytać :)

Dzień 30 - Autor, którego wszystkie książki czytasz

Jest kilku takich autorów: Anne Rice, Terry Pratchett, Janet Fitch, Sylvia Plath, Stephen King, J.K.Rowling... Jest naprawdę kilku wartościowych autorów, którzy mnie nie zawodzą. Potrafię bez przerwy czytać ich książki...

I tak oto dobiegła końca ta urocza zabawa. Trzydzieści dni z książką minęło jak z bicza strzelił. Zanim się obejrzę minie następny i następny... Aż do końca życia, książka będzie mą najwierniejszą towarzyszką życia. Smutne? Niekoniecznie. :D

2012-05-22

TOP 10: Dzisięć kreatywowych pytań i odpowiedzi!

Top 10 to akcja, przy okazji której raz w tygodniu na blogu pojawiają się różnego rodzaju rankingi, dzięki którym czytelnicy mogą poznać bliżej blogera, jego zainteresowania i gusta. Jeżeli chcesz dołączyć do akcji - w każdy piątek wypatruj nowego tematu na dany tydzień. Pomysłodawczynią jest, niezawodna Kreatywa! :)

Dziś przyszła pora na... Dziesięć kreatywowych pytań i odpowiedzi!  

1) Którego bohatera literackiego chciał(a)byś mieć teraz obok siebie?

Naprawdę bardzo trudne pytanie. Odpowiem na nie w sposób intuicyjny: pierwszym bohaterem literackim, a właściwie bohaterką, która przyszła mi na myśl była Hermiona Granger, z cyklu "Harry Potter..." Po dłuższym zastanowieniu, myślę, że to dobra odpowiedź :D

2) W świecie której książki chciał(a)byś się teraz znaleźć?

W Świecie Dysku, albo w Hogwarcie- to oczywiste :D

3) Z którym bohaterem literackim zamienił(a)byś się dziś miejscami?

Może z nikim bym się nie zamieniła, ale z chęcią towarzyszyła bym im w swojej podróży i wszelkich przygodach... mowa tutaj oczywiście o paczkę zamieszkującą Hogwart :D

4) Gdyby porwało Cię Ufo, którą książkę zabrał(a)byś ze sobą na inną planetę?

WSZYSTKIE :D Przecież takie Ufo na pewno ma dużą ładowność i duże gabaryty mu nie straszne :D

5) Gdyby nakręcono film o Twoim życiu, kogo widział(a)byś w obsadzie aktorskiej?

Amber Tamblyn, która grała Tibby w "Stowarzyszeniu Wędrujących Dżinsów" i innych filmach, które bardzo lubię :)

6) W którym serialu chciał(a)byś zagrać?

Chociaż nie oglądam zbyt dużej ilości telewizji, a co za tym idzie i seriali, najchętniej zagrałabym w "Glee", "Plotkarze" bądź w "Roswell..." :D

7) Na czyim koncercie chciał(a)byś się pojawić (najlepiej na scenie ;))?

Oczywiście, mojego ulubionego zespołu- HIM! <3 Innej odpowiedzi nie ma!

8) Który malarz powinien namalować Twój portret?

Oczywiście, Claude Monet <3 

9) Którą postać z show-biznesu zaprosił(a)byś na sobotniego grilla?

Patrz punkt piąty :)

10) Jakie jest Twoje najmilsze wspomnienie związane z książkami? 

Każde wspomnienie jest miłe. Książki towarzyszą mi zawsze, czy to w drodze na uczelnię, czy na moje rodzinne Mazury... nie umiem jednoznacznie chyba podać jednego takiego wspomnienia. Co do recenzji książek, które przeczytałam, bardzo ucieszyło mnie, gdy autor "Kota Syjonu" zalinkował u siebie na tablicy na facebook'u moją recenzję i skomentował- to bardzo miłe, gdy autorzy odzywają się do nas, recenzentów i nawiązują kontakt :)

2012-05-21

Nowa Fantastyka, 356 (5/2012)

Kolejny numer "Nowej Fantastyki" zagościł u mnie już kawałek czasu temu, ale z każdym nowym numerem ciężko mi się z tym miesięcznikiem rozstać. Im więcej treści, które mnie zachwycają, tym więcej czasu poświęcam na (nie) czytanie, by móc rozkoszować się słowami dłużej :D Na wielu blogach, czytałam już recenzje tego numeru "NF" i niemal każda zwracała uwagę na poważny wstęp Jakuba Winiarskiego. To prawda, że dla fantastyki to jest jeden z najlepszych okresów w dziejach, szkoda tylko, że nie przejawia się to na popularność magazynów poświęconych przecież głównie fantastyce szerokopojętej. Mam nadzieję, że nie przestaną istnieć...

Wydawnictwo: Prószyński Media
Liczba stron: 80 s.  

W numerze: 
GABINET OSOBLIWOŚCI TIMA BURTONAKto jest kim w 'The Avengers'?, Rady dla piszących, 'Gra o tron': wywiad z serialowym Jaime'em, Rok 2000 z lamusa

OPOWIADANIA: Krzysztof Kochański, Jacek Wróbel, Alastair Reynolds...

Majowy numer "Nowej Fantastyki" obfitował w artykuły, które mnie bardzo zaciekawiły. Pierwszym z nich był oczywiście Gabinet Osobliwości Tima Burtona (znajdujący się na stronach 14-16). Tim Burton od wielu lat jest jednym z moich ulubionych reżyserów (jeśli nie ulubionym!), ale wielu rzeczy o nim jeszcze nie wiedziałam, jak się okazuje. Artykuł ten jest kompilacją różnych ciekawostek związanych z reżyserem i poszczególnymi filmami, których był twórcą. Wiedzieliście na przykład, że Johnny Depp już w "Gnijącej Pannie Młodej" miał zaśpiewać? Albo, że "Duża ryba" był swoistą autoterapią autora po stracie ojca? Naprawdę bardzo ciekawy artykuł.

Kolejnym artykułem, który zwrócił moją uwagę był: Kto jest kim w 'The Avengers'? To nie tylko opis fabuły filmu, który zawojował sale kinowe, ale również krótka retrospekcja i podróż w czasie- aż do początków Mścicieli, kiedy to byli zaledwie kilku osobowym składem walczącym w obronie naszej planety na kartach komiksu (świetnie zestawienie komiksów, które warto przeczytać). Każdy bohater dostał osobny akapit. Mogliśmy, choć w minimalnym stopniu zaznajomić się z danym bohaterem, ale również z oceną gry aktorskiej danej osobistości show-biznesu. Niemniej jednak, żeby przekonać się na własnej skórze, warto wybrać się do kina :)

Jakub Ćwiek, jak zwykle nie zawiódł. Kto nie czyta jego felietonów nie wie, co traci. Nie dość, że pełne specyficznego humoru, to jeszcze poruszające naprawdę ważne problemy. W tym numerze, przykładowo, został poruszony (może niekoniecznie ważny problem) problem polskiego superbohatera . Takiego bohatera, jakiego mają Amerykanie, z powiewającą peleryną i potężnymi mocami, który pomógł by w potrzebie i uratował naród. Jakub Ćwiek przytacza przykład takiego bohatera- Białego Orła, postać z komiksu, który niedawno został wydany. I zadaje pytanie: czy my, Polacy naprawdę w dzisiejszych czasach potrzebujemy takiego bohatera? Symbol, który nas zjednoczy? Symbol, który doda nadziei? 

To tylko wybrane artykuły, które chciałam omówić, a jest tego jeszcze naprawdę wiele. To jeden z najlepszych numerów "NF", jaki czytałam w życiu! :)

Moja ocena: 5+

Za egzemplarz serdecznie dziękuję!


2012-05-20

Kolor magii, Terry Pratchett

Książek Pratchetta chyba przedstawiać nikomu nie trzeba, ba samej postaci autora większości czytelnikom przestawiać nie trzeba. Jest to jeden z tych autorów, który przyciąga całym sobą coraz to szersze grono odbiorców. Jego cykl książek o mistycznym i przepełnionym magią Świecie Dysku zna wiele osób- nie tylko miłośnicy autora. Moim ambitnym, osobistym wyzwaniem jest przeczytanie każdej książki ze Świata Dysku w chronologii- tak, jak została napisana (wydania polskie troszkę różnią się z tymi angielskimi, co można zauważyć tutaj). Pierwszą w kolejności jest "Kolor magii", książka, która w sposób niebywały wprowadza nas w świat przedstawiony, klimat i dynamikę fabuły powieści Sir Pratchetta.



Tłumaczenie: Piotr W. Cholewa
Tytuł oryginału: The Colour Of Magic
Seria/cykl wydawniczy: Świat Dysku, tom 1
Data wydania: wrzesień 1994
ISBN: 978-83-7469-097-3
Liczba stron: 208 s.

"Kolor magii" to historia niedoszłego maga Rincewinda, który pewnego dnia spotyka zaiste dziwnego człowieka - pierwszego w historii Turystę, czterookiego Dwukwiata. Dwukwiat przybył do najstarszego i najbogatszego w zabytki miasta Świata Dysku, Ankh-Morpork z ciekawości. W swojej rodowitej krainie, pełnej złota, jest urzędnikiem znudzonym swoją codziennością. Pewnego dnia zatem zabrał swój bagaż (cóż to za dziwny bagaż o stu nóżkach!) i wyruszył w podróż. Tak się złożyło, że jedynie Rincewind znał język przybysza. Razem wpadli w niezłe tarapaty, gdy tylko wieść o bogatym przybyszu rozniosła się po mieście...


Muszę przyznać, bez bicia, że zanim przeczytałam tę książkę, obejrzałam film telewizyjny, który został nakręcony w 2008 roku i zrealizowany przez reżysera Vadima Jeana, a scenariusz napisał we współpracy z samym autorem. Książka, więc nie była dla mnie zbyt dużym zaskoczeniem (mimo, że film oglądałam ze trzy lata temu!). Niemniej bawiłam się prześwietnie! Specyficzny humor, wartka akcja, coraz to nowsze przygody maga-nieudacznika i wiecznego optymisty-turysty są jednymi z moich ulubionych ze Świata Dysku
Za każdym razem, gdy sięgam po książkę Pratchetta wiem, że to będzie przygoda niemalże nie do opisania. Świat przedstawiony jest tak bogaty w wszelkiego rodzaju stwory, miejsca i samych postaci, których ledwie możemy sobie wyobrazić- nasza wyobraźnia ma niezłe pole do popisu! Każda z istot, każdy bohater (nawet nie główny, ale poboczny) ma indywidualny charakter. Są niemal namacalny, z krwi i kości. Wykreowani i, niekiedy przerysowani. To właśnie lubię najbardziej- mnogość charakterów, mnogość światów i mnóstwo miejsca dla dobrej zabawy i doskonałego spędzenia czasu. 
Każdy jednak musi wyruszyć w tą podróż ku fantastycznej przygodzie sam! :)

Polecam, bez dwóch zdań.

Moja ocena: 5

Dzień z książką: zaległości


Mam ogromne zaległości, nie tylko z tą zabawą, ale ze wszystkim. Postaram się wreszcie poprawić. Na szczęście wszystko idzie ku lepszemu i mój chaos uczelniany powoli zostaje doprowadzony do ładu i składu.  Dzisiejszy post to zbiór zaległości, które postanowiłam w końcu nadrobić. Zebrało się tego naprawdę dużo, niestety z przyczyn ode mnie nie zależnych... 


Dzień 6 - Książka, przy której płaczesz

Jest kilka takich książek, ale nie podam konkretnych przykładów. Opowiem Wam raczej o tym, co mnie najbardziej wzrusza w książkach: nie romantyczne sceny, spotkania kochanków, wielkich miłości... Wzruszają mnie najczęściej najzwyklejsze, zdawałoby się ludzkie odruchy: chęć niesienia pomocy, miłość rodzicielska, piękne przyjaźnie i śmierć bohaterów, z którymi się zżyłam najbardziej. Wy też tak macie?

Dzień 7 - Książka, przez którą trudno przebrnąć

Ciężko mi było zawsze przebrnąć przez niektóre lektury szkolne- po prostu nie lubię być zmuszana do czytania. A późniejsze rozkładanie na czynniki pierwsze każdego zdania, akapitu czy sceny... okropność! Rozumie, że dzięki temu (być może) nauczyciele chcieli byśmy daną lekturę w pełni zrozumieli, ale to tylko rujnowało całą przyjemność z przeczytania danej pozycji. Nie fajne.

Dzień 8 - Mało znana książka, która nie jest bestsellerem, a powinna nim być

Bardzo trudne pytanie... Nigdy tak naprawdę nie kierowałam się modą, czy popytem na dane książki. Wolałam przeczekać cały ten "bum" i wówczas na trzeźwo sięgnąć po książkę, nie mając w pamięci żadnych uwag czy komentarzy. Taką książką, która nie była nigdy bestsellerem, moim zdaniem powinna być powieść Josephine Hart pod tytułem: "Zakrzepły dzień". Uboga w stronice, ale na szczęście nie treść. Doskonała i jedna z moich ulubionych książek z czasów jeszcze licealnych.

Dzień 9 - Książka wielokrotnie przez Ciebie czytana

Cykl powieści "Harry Potter..." - nie mogło być inaczej. Nadal podczytuję. I, zapewne w przyszłości ciągle to będę robić. Nigdy z nich nie wyrosnę. Nie chcę.

Dzień 10 - Pierwsza książka przeczytana przez Ciebie

"Przygody Tomka Sawyera" Marka Twaina - jedna z lektur szkolnych, którą przeczytałam znacznie wcześniej niż moi rówieśnicy. Będąc w bibliotece szkolnej, przykuła mnie okładka. Wypożyczyłam i przepadłam. Polubiłam Tomka i jego niesamowite przygody wciągnęły mnie na tyle, by poświęcić mu naprawdę sporo czasu. To był wyjątek, bo w czasach szkoły podstawowej czytać książek nie lubiłam.

Dzień 11 - Książka, dzięki której zaraziłeś się czytaniem

Patrz, dzień 9. Zaraziła nią mnie moja wychowawczyni i nauczycielka języka polskiego w szóstej klasie szkoły podstawowej. Po dziś dzień jestem jej za to wdzięczna.

Dzień 12 - Książka, która tak wycieńczyła Cię emocjonalnie, że musiałeś przerwać jej czytanie lub odłożyć na jakiś czas

Było takich książek kilka, jedną z nich z pewnością była "Płacząca Zuzanna" oraz "Droga do szczęścia". Obie naładowane emocjami, głównie negatywnymi, czytanie w ciężkim dla mnie okresie- niezbyt dobre połączenie, czyż nie? ;)

Dzień 13 - Najukochańsza książka z dzieciństwa

Patrz dzień czwarty. :)

Dzień 14 - Książka, która powinna się znaleźć na obowiązkowej liście lektur w szkole średniej

Nie ma takiej książki. To zbrodnia rozkładać na czynniki pierwsze świat przedstawiony, stylistykę konkretną dla danego autora. Nie lubiłam tego strasznie. Książki tracą duszę, magię. I my przez to też dużo tracimy (mniej zyskujemy). Rozumiem i zdaję sobie sprawę, że jest to ważny element nauczania, ale chyba nie chciałabym aby któraś z moich ulubionych książek została tak bezwstydnie obdarta ze swoich sekretów, które mogę odkrywać za każdym razem więcej... Może to dziwne, ale tak jest.

Dzień 15 - Ulubiona książka traktująca o obcych kulturach

Ostatnio to jest nią: "Podróż z Herodotem" Kapuścińskiego

Dzień 16 - Ulubiona książka, którą sfilmowano

Zdecydowanie "Biały Oleander", doskonała ekranizacja, niesamowity klimat :)

Dzień 17 - Książka, którą sfilmowano i zrobiono to źle

Nie przypominam sobie takiej. Na pewno było kilka takich pozycji (coś mi podpowiada, że któraś z adaptacji powieści Kinga nie była taka dobra jaka powinna być, ale nie potrafię sobie teraz niczego konkretnego przypomnieć). Umknęły z mej pamięci ;)

Dzień 18 - Twoja ukochana książka, której już nie można kupić

Chyba nie ma takiej. Nawet mangi, których od dawna nie wydawano, znowu są dostępne w księgarniach. Mam to szczęście, że zazwyczaj każda książka w jakiś magiczny sposób trafia w moje łapki, czy to dzięki księgarniom, czy wyprzedażom bibliotecznym, czy wymiankom, czy chociażby podczas buszowania w antykwariatach... :D

Dzień 19 - Książka, dzięki której zmieniłeś zdanie na jakiś temat

Każda przeczytana przeze mnie książka niesie ze sobą naukę. Próbuję z nich czerpać jak najwięcej. Są książki, które otwierają mój umysł na nowe kultury, sposoby patrzenia. Skłaniają do refleksji i inspirują. Nie potrafię podać tutaj konkretnego tytułu.

Dzień 20 - Książka, którą byś poleciła osobie o wąskich horyzontach myślowych

Sama nie wiem. Jeśli taka osoba nie wykaże inicjatywy, to nawet najlepsze, najciekawsza książka jej nie zainteresuje. Ciężko jest znaleźć taką, która będzie idealną odpowiedzią na to pytanie.

Dzień 21 - Książka, która przyniosła Ci wielką przyjemność, ale wstydzisz się przyznać, że ją czytałaś

Nie wstydzę się żadnej przeczytanej książki. W sumie nie rozumiem tego pytania. Czytanie to nie grzech, każda książka jest warta uwagi, nawet najbanalniejsza. Moja przyjaciółka zawsze powtarza: Książka czytana, to książka z duszą. - podpisuję się pod tymi słowami i nie mam zamiaru dyskwalifikować książek, czy ich w ogóle się wstydzić!



Dzień 22 - Ulubiona seria wydawnicza

Oczywiście, jest nią Seria z Miotłą (co każdy uważny czytelnik mógł już wielokrotnie zauważyć!) Seria ta stworzona jest idealnie pod moje gusta czytelnicze. Uwielbiam. Każda przeczytana książka jest dla mnie strzałem w dziesiątkę! :)

Dzień 23 - Ulubiony romans

Nie lubię romansów. Kiedyś zaczytywałam się romansami dla nastolatek z serii "Nie dla mamy, nie dla taty lecz dla każdej małolaty", ale to przeszłość. :) 

Dzień 24 - Książka, która okazała się jednym wielkim oszustwem

Nie znam takiej, albo nie mogę sobie przypomnieć.

Dzień 25 - Ulubiona autobiografia / biografa

Mało czytam takich pozycji i w tej chwili nie mam ulubionej.

Dzień 26 - Książka, którą chciałabyś przeczytać, a jeszcze nie jest napisana

Moja własna ;) A tak na serio, na pewno kontynuacja "HP", choć wiem dobrze, że to mrzonki i zapewne nigdy się nie doczekam.

Dzień 27 - Książka, którą byś napisała, gdybyś umiała

Ciężkie pytanie... nie potrafię na nie odpowiedzieć.

2012-05-19

Martwy aż do zmroku, Charlaine Harris

To była jedna z tych książek, które zaliczałam do 'must read' już od jakiegoś czasu. I w końcu nadszedł ten moment- moja Biblioteka Uniwersytecka nigdy mnie nie zawodzi i po zamówieniu egzemplarza, od razu niemalże, zaczęłam czytać. Oderwałam się na chwilę od szarej uczelnianej rzeczywistości, która teraz coraz bardziej daje w kość (został mi ostatni tydzień zajęć, mnóstwo zaliczeń itp.). O tej książce słyszałam już naprawdę wiele, serial oglądałam pobieżnie- wiedziałam z czym się mam zmierzyć, ale nigdy nie pomyślałabym, że będę nią tak zauroczona!


Charlaine Harris (ur. 25 października 1951 roku w Tunica w stanie Missisipi) – bestsellerowa pisarka publikująca od ponad trzydziestu lat. Początkowo pisała poezję, później, podczas studiów na Rhodes College w Memphis w stanie Tennessee tworzyła sztuki teatralne. Kilka lat po ukończeniu studiów zaczęła pisać powieści. Obecnie mieszka w Magnolia w stanie Arkansas ze swoim mężem i trojgiem dzieci.
Do jej najgłośniejszych publikacji należy cykl The Southern Vampire Mysteries opowiadający o Sookie Stackhouse – kelnerce-telepatce z Luizjany, na podstawie którego HBO nakręciło serial Czysta krew (True Blood).


Tłumaczenie: Ewa Wojtczak
Tytuł oryginału: Dead Until Dark
Seria/cykl wydawniczy: Sookie Stackhouse tom 1
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Data wydania: czerwiec 2004
ISBN: 9788374801416
Liczba stron: 352 

Pierwszy tom z serii o kelnerce-telepatce, Sookie Stackhouse zabiera nas w podróż po poznania tego klimatycznego świata. Dzięki wynalezieniu syntetycznej krwi przez japońskich naukowców, wampiry mogą żyć pośród ludzi. Od tego momentu, Sookie marzy, by spotkać któregoś z martwych. Nie spodziewa się jednak, że spełniając swoje małe marzenie, wplącze się w szereg dziwnych wydarzeń, w tym również w sprawę morderstw młodych dziewczyn, bowiem staje się jedną z następnych ofiar mordercy...

"Martwy aż do zmroku" to książka napisana lekkim stylem, zabawna i wciagająca. Czyta się ją niezwykle szybko i przyjemnie a główna bohaterka daje się lubić z każdą stronicą coraz bardziej. Spodobał mi się świat przedstawiony- świat, który nie jest bez wad. W tym świecie wampiry są mniejszością, ludzie uczą się żyć z nimi, a one żyć pośród ludzi. Dla każdej ze stron taka zmiana jest naprawdę ciężka. I to widać w książce: społeczeństwo jest podzielone, narastają wrogie nastroje...

To jest jedna z tych książek, które rozładowują napięcia, bawią i wzruszają. Nie są, przy tym jednak płytkie i pozbawione swoistej refleksji. Doskonale zbudowana fabuła, mistrzowsko opisane sceny. Uwielbiam takie książki. I wampiry, które są takie, jakie je zapamiętałam z książek Anne Rice- eleganckie, nonszalanckie, zimne...

Wiem, że o tej serii napisano już wiele i moja, skromna recenzja (czy raczej zapis wrażeń) nie wniesie nic nowego... ale mam nadzieję, że Ci, którzy jeszcze nie sięgnęli po tę książkę, to uczynią.

Polecam!

Moja ocena: 5

***
Wybaczcie, że tak rzadko tutaj jestem. Na blogu recenzja miała pojawić się już wieki temu, ale zamieszanie z egzaminami, zaliczeniami i w dodatku moja grypa żołądkowa wszystko pokrzyżowały! :c
Mam nadzieję, że teraz będę miała więcej czasu i na czytanie i na pisanie, i na odwiedzanie Waszych blogów i komentowanie! :)

2012-05-08

O człowieku, który chciał być szczęśliwy, Laurent Gounelle

Sięgając po tę książkę, nie spodziewałam się czegoś szczególnego. Pożyczyła mi ją, moja droga Dorotka, zachęciła. Zignorowałam czerwony napis na pierwszej stronie okładki, mówiący o tym, że książka, którą trzymam w rękach "uczyni dla Was więcej niż niejeden poradnik psychologiczny!". Poradników zazwyczaj nie czytuję, nie lubię po prostu. Wolę sama wyciągać ze swoich doświadczeń wnioski. (empirystka ze mnie niemalże :D) Zaparłam się jednak, przeczytałam i... uległam dziwnemu deja vu. Książka dziwnie przypomina mi "Jedz, módl się, kochaj" (gwoli wyjaśnienie, oglądałam tylko film, książki jeszcze nie czytałam)


Laurent Gounelle – francuski pisarz i specjalista w dziedzinie rozwoju osobistego. Autor książki "O człowieku, który chciał być szczęśliwy".

Tłumaczenie: Krystyna Szeżyńska-Maćkowiak
Tytuł oryginału: L'homme qui voulait être heureux
Wydawnictwo: Świat Książki
Data wydania: listopad 2010
ISBN: 978-83-247-1436-0
Liczba stron: 176

Akcja książki "O człowieku, który chciał być szczęśliwy" w głównej mierze rozgrywa się na wyspie Bali. Główny bohater Julian, podczas swoich wakacji spotyka sławnego uzdrowiciela, który, jak się okazuje później nie tylko leczy ciała, ale także dusze. Julian, jako nauczyciel, z pewnym sceptycyzmem podchodzi do nauk mistrza Samtyanga. Szybko, odkrywa jednak, jak zbawienne działanie mają rozmowy z mędrcem. Życie Juliana stopniowo zaczyna się zmieniać. On się zmienia, w zaledwie kilka dni, zaczyna odkrywać kim jest i czego pragnie w życiu. Wszakże mistrz postawił wielce zatrważającą diagnozę:
"(...) - Jest pan nieszczęśliwym człowiekiem"  
(str. 15)

Julian zdaje sobie sprawę, że kiedyś owe spotkania muszą dobiec końca. I dobiegają, ale on sam zdaje się być na nowo "zdrowy". Zaczyna żyć na nowo.

W tej książce, tak naprawdę nie liczy się fabuła. Liczą się prawdy życiowe, które są poruszane i przekazywane, czy to z ust mistrza, czy samego Juliana. Każde zdanie jest nacechowane dobrem czytelnika. Autor chce za wszelką cenę otworzyć oczy czytającemu, w pewien sposób (terapeutyczny?) pomóc mu w pokonaniu własnych słabości. Skłonić do refleksji nad własnym życiem.

Powiem szczerze, że kilka ujęć z życia Bali (m.in. wyprawa na plażę w czasie wykluwania się małych żółwi morskich!) urzekły mnie znacznie bardziej, niż cała ta, skrupulatnie opisana fabuła- właściwie dialog, między dwoma mężczyznami. Książka nie zachwyciła, może nie dała mi też zbyt wiele do myślenia, ale była to jedna z tych lektur, które od dawna chciałam przeczytać i, która sprawiła mi przyjemność. Nie da się ukryć, że była to sympatyczna lektura. Zaskoczyła mnie pozytywnie.

Moja ocena: 4-

Dziękuję, jeszcze raz za pożyczkę mojej Dorotce! :)

2012-05-04

Mój tydzień z Marilyn, Colin Clark

Marilyn Monroe jest jedną z największych ikon kina, minionego wieku. Swoją grą aktorską bawiła i wzruszała miliony. Ale jaka była, gdy między ujęciami zamykała się w swojej garderobie? Kim była tak naprawdę? Może tak książka na wszystkie te pytania nie odpowiada, ale pokazuje nam jednoznacznie inny sposób patrzenia na tą utalentowaną kobietę. Colin Clark w swoich wspomnieniach ukazuje nam kobietę, która przytłoczona nadmiarem sławy, szuka ratunku. Taką Marilyn poznał i taką opisał.


Colin Clark (9 października 1932 – 17 grudnia 2002) był brytyjskim pisarzem i twórcą filmowym, specjalizującym się w produkcjach kinowych i telewizyjnych propagujących sztukę. Był synem Lorda Clarka z Saltwood (Sir Kenneth Clark, historyk sztuki) i młodszym bratem Alana Clarka, konserwatywnego polityka i historyka wojskowości, z którym nie utrzymywał jednak dobrych stosunków.

Tłumaczenie: Matylda Biernacka
Tytuł oryginału: My week with Marilyn
Wydawnictwo: Znak
Data wydania: luty 2012
ISBN: 978-83-240-1921-2
Liczba stron: 192

Książka ta jest zapisem tygodnia z życia autora, w czasie jego pracy przy powstawaniu filmu "Książę i aktoreczka" (na podstawie sztuki Terence'a Rattigana) w reżyserii Laurence'a Oliviera. Film ten pozwolił autorowi poznać Marilyn z całkiem innej strony, jako kobietę borykającą się ze sławą, zmęczoną ciągłą gonitwą i niemożnością, niemalże decydowania o sobie samej. Jest ledwo po ślubie z autorem Arturem Millerem, ich małżeństwo już, na samym początku zdaje się nie układać. Film i wyjazd do Anglii w czasie ich miesiąca miodowego wydaje się nie być dobrym pomysłem. Dni wloką się mozolnie. Colin staje się osobom, której Marilyn ufa. A on zrobi dla niej wszystko.

"Mój tydzień z Marilyn" jest książką, którą czyta się bardzo szybko. Wciąga od pierwszych stronic, bowiem bije z nich jakaś piękna prostota. Mimo, że życie Marilyn nie było proste ani przyjemne - piętno, które nad nią cały czas się unosiło, ciążyło jej. Nie wiedziała komu ufać, komu może powierzyć swoje życie. Ciężko było jej w obcym kraju. Colin był jej podporą. I to się wyczuwa z każdej strony.
Do książki dołączony jest aneks, w którym autor zawarł list, który napisał do przyjaciela z Portugalii, po tygodniu, który spędził w towarzystwie Marilyn Monroe. Poświadcza on, jak wielkie wywarła na nim wrażenie.

Książka spodobała mi się nie tylko ze względu na samą Marilyn, której fanką jestem od dziecka, ale dlatego też, że mogłam, choć na chwilę poczuć klimat kina z tamtej epoki. Kina, które miało sobie magię i klimat, który tworzyli sami aktorzy, nie efekty specjalne...

Polecam, zwłaszcza miłośnikom Marilyn.

Co do filmu: obejrzałam go, urzekł mnie, ale radzę najpierw sięgnąć po książkę- film jest prawie identyczny, różni się tylko szczegółami :)

Moja ocena: 4


Za egzemplarz recenzyjny serdecznie dziękuję!

Follow