2013-09-28

Wszystkie boże dzieci tańczą, Haruki Murakami

Zbyt dużo czasu minęło nim sięgnęłam po kolejną książkę pióra Murakamiego. Zapomniałam już ile potrafi ten człowiek wpleść znaczeń w kilku zdaniach. I jak potrafi przeszyć ludzką duszę, otulić ją w fabularną cząstkę i wymierzyć policzek albo mentalnie przytulić. Druga książka, którą przeczytałam (wcześniejsza, "Po zmierzchu" - recenzja tutaj) jego autorstwa to zbiór opowiadań. Opowiadań łączących jedno wydarzenie: trzęsienie zmieni w Kobo. Opowiadania, które wryły się głęboko w moją duszę.

O Haruki Murakami pisałam pod poprzednią recenzją, gdyby kogoś ciekawiły informacje o autorze, odsyłam do notki o "Po zmierzchu".

Tłumaczenie: Anna Zielińska-Elliott
Tytuł oryginału: Kami no kodomo-tachi wa mina odoru
Wydawnictwo: MUZA
Data wydania: 10 stycznia 2007
ISBN: 83-7495-181-4
Liczba stron: 182
Są to naprawdę zróżnicowane opowiadania, jedno z nich, przykładowo, opowiada o mężczyźnie, którego zostawiła żona, niemalże bez pożegnania. Inne z nich opowiada o trójce przyjaciół od czasów studenckich i ich perypetiach. O niespełnionych miłościach. O poszukiwaniu siebie. O pogodzeniu się z własnym losem. O dotarciu do siebie samego. 

Każde z nich opowiada o drodze, którą nasi bohaterowie muszę przejść: tej wewnętrznej, metaforycznej, poznawczej wręcz, ale i tej geograficznej. Wszystko okraszone niedomówieniami, które pozwalają nam wyłuskać z nich refleksje, zastanowić się nad naszym życiem. Otwarte zakończenia, budują napięcie. Przy wielu z nich, odkładałam książkę na bok, zatapiałam się we własnych myślach, uśmiechałam do prawd, które nigdy u Murakamiego, nie są podane na tacy. Woalka metafor nie jest zawsze przejrzysta. Czasem trzeba "przetrawić" przeczytane słowa, by dostrzec to drugie dno. Sedno. I, dlatego też autor za każdym razem podbija moje serce na nowo. 

Zmusza do indywidualnego podejścia do czytanego tekstu i skłania do własnej, na swój sposób oryginalnej interpretacji. Czasem, czytając prozę Murakamiego, czuję się, jakbym czytała najpoczytniejszych poetów europejskich, tyle przesłań w tak prostych zdaniach. Kompilacja emocji i surowości obrazów. Połączenie doskonałej obserwacji natury ludzkiej i otoczenia z niezwykłym stylem narracji. 

Poznajemy w nich wnętrza ludzkie, ale i Japonię, jakiej nie znamy - jej ciemne, pełne napięcia miejsca, ale i te urokliwe, wiejskie. Mamy tutaj też wgląd na widzenie świata przez Japończyka, turystę (nie w stereotypowym tego słowa znaczeniu), choć też nie do końca.

Historie opisane w "Wszystkie boże dzieci tańczą" z pozoru proste, przedstawiają wiele wartości, nie są jednak moralizatorskie. Murakami nie ocenia, jest jedynie obserwatorem, słucha i widzi więcej. Opisując wszystko, stwarza wrażenie współczującego ojca, pokazującego drogę. W tych opowiadaniach jest wiele nadziei. Wiele mądrości, czasem oczywistych prawd ubranych w zdarzenia i osoby. Są pewnego rodzaju kluczem, kluczykiem do zrozumienia. 



"Najwyższą mądrością jest przezwyciężenie strachu"

Murakami nie mydli oczu, w piękny sposób ukazuje prawdę. Kto nie czytał żadnej prozy tego autora, może ciężko zrozumieć mój zachwyt nad jego pisaniem. Są w nim coś bliskiego, choć jednocześnie dalekiego. Coś wypełnionego ciepłem, ale i bólem. Trzęsienie ziemi w Kobe, które stało się tłem dla tego zbioru opowiadań, jest w pewnym sensie metaforą zmian ludzkich. Przełomowych zmian, do których człowiek dąży przez całe życie. Wszakże podjęcie niektórych decyzji wymaga od nas dojrzenia do nich i innego spojrzenia na dany problem. Są to opowiadania, w gruncie rzeczy, właśnie o takich przełomowych zmianach. 

Polecam bez dwóch zdań.



Moja ocena: 6





2013-09-25

Prywatnie, czyli jesienny wpis nie-recenzencki.

Kochani! Nastał ten czas w moim życiu, kiedy wszystko zaczyna opierać się na ważnych decyzjach. Na oderwanie od tego chciałabym zaproponować Wam kilka przyjemnych akcji, które sama chciałabym rozpocząć (chyba, że już istnieją takowe, to dajcie koniecznie znać!). 


Pierwszą, z którą do Was przychodzę jest akcja wymiany listów/kartek pocztowych. Od dziecka kocham pisywać i prowadzić tego typu korespondencje, ale z biegiem czasu, listowych przyjaciół ubyło (niektóre z tych przyjaźni przerodziły się w przyjaźnie realne), a zatem jest tutaj jakaś cudowna osóbka, która tak jak ja kocha pisanie tradycyjnych listów i chciałaby popisać ze mną? O czym? O wszystkim, o tym co nas otacza. 

Jeśli tak, proszę o taką informację na maila: mia.89@wp.pl



Drugą jest w pewnym sensie, poszerzeniem moich blogowych horyzontów. Z pewnością macie ulubione blogi/strony www, do których zaglądacie bardzo często - jakie one są? Proszę tutaj o wymienienie ich w komentarzach :) Z góry dziękuję za pomoc.

Trzecią i przed ostatnią są ciekawe miejsca w Waszych miastach: miejsce, które przyjazne jest czytelnikowi i książce - miejsce, w którym książki są na pierwszym miejscu (księgarnio-kawiarnie, np.), albo miejsca, które wyróżniają się ponad inne. Proszę opiszcie mi je (albo opiszcie na swoich blogach, w mailu do mnie), dzięki temu będę wiedziała, gdzie chodzić w Waszych miastach, gdy akurat trafię tam w swoich podróżach po Polsce. (A może macie ulubione miejsca również za granicą?)

Ostatnią, prośbą właściwie jest pisanie mi o ciekawych akcjach czytelniczych, książkowych, o tym, co ostatnio zauważyliście, co Was zaciekawiło... może macie jakieś ulubione antykwariaty, biblioteki, księgarnie organizujące coś z goła innego? Napiszcie mi śmiało! Zawsze ciekawią mnie takie inicjatywy. 
A może słyszeliście o jakichś blogerskich zjazdach? Imprezach?


Jesień jest czasem nostalgii, który kocham. Napawa mnie zawsze chęcią spróbowania czegoś zupełnie nowego. I odwiedzenia kilku nowych miejsc. :)

Z tego miejsca pragnę Was również zaprosić na zdjęcia w moim skromnym wykonaniu (moje twory do obejrzenia na facebook'u): z chęcią pojeżdżę z aparatem po Polsce i uwiecznię Wasze piękne chwile, portrety nowych twarzy i radości z imprez rodzinnych :) Fotografia jest moją pasją, przede wszystkim i nie ważne, że nie jesteś modelką/modelem, nikogo nie peszę, nie stresuję. Najpierw rozmawiam, zdjęcia mogą być wynikiem zwykłego spotkania na kawę. Lubię impuls, subtelność :) I odwzorowanie Waszych charakterów na zdjęciach. 

Piszcie śmiało, na pewno się dogadamy :)





*zdjęcia zdobiące ten wpis są mojego autorstwa

Liebster Blog Award

Zostałam nominowana do tej blogowej zabawy przez Mathilde z bloga: mathildebody.blogspot.com za co serdecznie dziękuję!



Oto moje odpowiedzi na zadane pytania:


1. Jaka jest Twoja ulubiona książka?

Ciężko mi wybrać jedną, będzie więc kilka: "Wywiad z Wampirem", "Biały Oleander", "Płacząca Zuzanna"

2. Więcej taniej odzieży czy mniej droższej?

Niekoniecznie w takim zestawieniu. Nie muszę posiadać wielu ciuchów z sieciówek, czy markowych sklepów, ale na pewno zależy mi na jakości (np. w przypadku obuwia i torebek), kocham sh i lumpeksy, więc najczęściej tam właśnie się zaopatruję w ubrania. Nie liczy się ilość a jakość.

3. Co stanowi dla Ciebie motywację do działania?

Inspiracja, pozytywna muzyka i to, że dane działanie przyniesie mi satysfakcję.

4. Jaki gatunek muzyczny najlepiej Cię określa?

Strasznie trudne pytanie: jestem połączeniem wielu sprzecznych gatunków: mrocznej gitarowej, gotyckiej muzyki sprzężonej z francuską liryką, cukierkową muzyką japońską, nostalgiczną muzyką islandzką, fińską oraz z nutką orientalnych brzmień rodem, np. z Indii. Jestem jednym wielkim poplątaniem.

5. Co uważasz za warunek szczęścia?

Spełnienie zawodowe jak i prywatne. Posiadanie pewności i stabilizacji. Bezpieczeństwo. Spełnianie marzeń. Miłość i przyjaźń. Szczęście moich bliskich.

6. Jaka jest Twoja ulubiona używka?

Kawa, nie potrafię bez niej (prawie) żyć ;) 

7. W jakich czasach chciałabyś/chciałbyś żyć i dlaczego?

Nie od teraz wiem, że urodziłam się w złej epoce... ale gdy mam powiedzieć w jakich czasach najchętniej chciałabym żyć, jest mi ciężko wybrać. Kocham lata 60' XX wieku, ale uwielbiam też okres wiktoriański, średniowiecze i renesans...

8. Wierzysz w zjawiska nadprzyrodzone czy odnosisz się do takich tematów sceptycznie?

Dobre pytanie... jestem sceptyczna z natury, ale nie mogę wszystkiego wykluczyć, bo sami jeszcze wielu problemów tej natury nie rozwikłaliśmy i nie zdołaliśmy wszystkiego poznać. Niczego z góry założyć nie mogę, więc tego nie robię.

9. Który kolor oraz jaki styl uważasz za swoje ulubione?

Kolor, zdecydowanie fiolet. Co do stylu... lubię dziewczęce, delikatne, zwiewne sukienki, ale i również ciężkie, ciemne i mroczne gotyckie kreacje. Kolejna kontrastowość mojej osobowości.

10. Które wydarzenie z historii powszechnej uważasz za najistotniejsze?

Kolejne ciężkie pytanie... mogłabym wybrać kilka, np. opracowanie teorii Einsteina, bądź Darwina, obalenie Mury Berlińskiego, na pewno nie te związane z konfliktami zbrojnymi - wolę kreować, niż niszczyć. 

11. Która pora roku jest Twoją ulubioną i dlaczego?

Uwielbiam pory przejścia, jesień i wiosnę. Ale jeśli mam wybrać ulubioną, jest mi z tym ciężko. Każdą uwielbiam za coś zupełnie innego.


Ja nikogo nie nominuję, jeśli jesteś chętny, odpowiedz na te same pytania co ja :)




2013-09-19

Przegląd filmowy #1

Przegląd filmowy, cykl postów przedstawiających w krótkiej formie, refleksje i ogólne wrażenia po seansie. Cykl ten będzie pojawiał się nierównomiernie, ze zmienną częstotliwością.

Kapryśna ta jesień w tym roku. Bardzo deszczowa. Zimna i sprawiająca wrażenie wiecznie naburmuszonej. Sprzyja to jednak wieczorom z książką i filmem. Dzisiaj mam dla Was naprawdę niezły rozrzut gatunkowy. Począwszy o klasyki kina, poprzez horror i sci-fi a skończywszy na adaptacji filmowej. Bez zbędnych i nudnych wstępów, zapraszam na moje dzisiejsze zestawienie:


Gusta zmieniają się z wiekiem, pamiętam jak kiedyś szalałam za wszelkiego maścią filmami, w których krew lała się strugami, a wnętrzności suto zaścielały podłogi. Dzisiaj zamiast porządnego horroru wybrałabym raczej dobrą fantastykę, a na odstresowanie komedię, bądź, paradoksalnie cięższy, ambitniejszy film. Nie lubię zamykać siebie w szufladkach gatunkowych, stąd - tak jak z książkami, czasem sięgam po pozycje zasadniczo nie w moim guście. Nie przymuszam się, czasem po prostu lubię takie urozmaicenie.

"Książę i aktoreczka" (1957), reż. Laurence Olivier
Jest to jeden z wielu, ale jeśli dobrze pamiętam ostatni film Marilyn Monroe. Zagrała tutaj u boku samego reżysera, aktora teatralnego Laurence'a Oliviera. (Ci z Was, którzy widzieli, bądź czytali "Mój tydzień z Marilyn" będą kojarzyć, o jakim filmie właśnie piszę) Rok 1911, książę małego, fikcyjnego państewka postanawia uwieść młodą amerykańską aktorkę. Fabuła nie jest skomplikowana, w końcu powstała na podstawie sztuki teatralnej. Nikogo nie zdziwi gdy napiszę, że Marilyn w tym filmie bije wszystkich na głowę. Jest świeża w udawaniu lekko głupiutkiej aktoreczki. Piękna. Film nie posiada jakiejś większej głębi, nie niesie większego przesłania, jest prostą rozrywką z piękną scenografią i świetną obsadą aktorką. Teraz się już tak nie gra... Wszystko dopracowane do ostatniego detalu, czasem przerysowane z premedytacją.

Od dziecka kocham się w starym kinie, dlatego i ten film przypadł mi do gustu. Nie stał się ulubionym, z oczywistych powodów, ale sprawił, że naprawdę dobrze się bawiłam.

▲ Moja ocena: 4 

"Opętani" (2010), reż. Breck Eisner
Na ten film skusili mnie (choć broniłam się zażarcie :D) moi przyjaciele. Mamy tutaj do czynienia z małym amerykańskim miasteczkiem, gdzie zaczynają wariować ludzie. Ze spokojnych, zwykłych obywateli zamieniają się w rządnych krwi morderców. Z czasem wychodzi na jaw, że to nie przypadek, a główni nasi bohaterowie: lekarka grana przez Christie Lynn Smith oraz jej mąż, szeryf (Timothy Olyphant) muszą ratować swoje życie. 

Trzyma w napięciu, to fakt, nie można mu też niczego odjąć za samą koncepcję fabularną, ale, jak do licha, kobieta w ciąży (główna bohaterka-lekarka) po tak wielu traumatycznych, wstrząsających i pełnych napięcia zdarzeniach, nie straciła tego dziecka? Wątpię, by takie miejsce miałoby w rzeczywistości. Zaskakująca końcówka na plus. 
Tak naprawdę, więcej się naśmiałam na tym filmie, niż na bałam. Nie polecam, chyba że ktoś pasjonuje się horrorami wszelakimi i za punkt honoru powziął obejrzenie każdy rodzaj. Proszę tylko nie nastawiać się na zbyt wiele ;)

▲ Moja ocena: 3- 


"Outlander" (2008), reż. Howard McCain
Kolejny film obejrzany z przyjacielem. Jest to jeden z jego ulubionych filmów. Zaciekawił mnie fabułą. Norwegia, rok bodajże 720 n. e. Na ziemię trafia Kainan (Jim Caviezel), jego uszkodzony statek rozbija się pośród fiordów. On sam, nauczywszy się wszystkiego o Ziemi, wyrusza na polowanie. Odkrywa ze strachem, że nie był jedynym, który przeżył katastrofę statku... 
Film może nie zachwyca realistycznymi efektami specjalnymi, ale fabułą, grą aktorską wynagradza te niedogodności. Podobają mi się realia, które zostały oddane: życie Wikingów w ich osadach. Piękna scenografia. Przyjemnie ogląda się filmy, które mają tak dopasowanych aktorów do postaci, a scenografie są naprawdę porządne. Tęskniłam za naprawdę dobrym, trzymającym w napięciu kinie Sci-Fi, już dawno nie oglądałam czegoś równie dobrego. Czegoś głębszego, czegoś co jest połączeniem ukochanego gatunku (sci-fi/fantasy) z przygodowością i nutką romansu.
Polecam, chociażby, by z czystej ciekawości (nie zrażając się notom na filmwebie!) przyjrzeć się temu filmowi.

▲ Moja ocena: 4+ 

"Wielki Gatsby" (2013), reż. Baz Luhrmann
Pewnie większość z Was widziała ten film, była w kinie, bądź, chociażby czytała książkę, która zaliczana jest do klasyki literatury światowej. Przyznam się szczerze, książki jeszcze nie czytałam, ale od wielu lat na nią poluję i jakoś zawsze nam nie po drodze. Film... Film opowiada historię nietuzinkową, Jay Gatsby, milioner, rozświetla Nowy Jork swoimi wykwintnymi, pełnymi splendoru i przepychu przyjęciami. Jest rok 1922. Tajemniczy Gatsby, którego prawie nikt na oczy nie widział, rzadko zjawia się na swoich przyjęciach. Czeka na kogoś wyjątkowego...
Nie sądziłam, że będę tak zachwycona tym filmem: nie tyle historią, co wizją jaką miał reżyser na tą historię. Jestem zakochana w kadrach, lekko bajkowych, pełnych nostalgii ujęciach. Zachwycona doskonałymi grami aktorskimi, zwłaszcza Leonardo DiCaprio podbił moje serce wcielając się w Gatsby'ego. Dla mnie jest idealny, jakby stworzony do tej roli. Niesamowite, patrzyłam na ekran i nie mogłam uwierzyć, jak ten człowiek jest niesamowicie utalentowany... 
Historia obleczona w cekiny, gustowne fraki, szampan lejący się litrami... to nie jest radosna historia, na której ciągle się śmiejemy. Jest to historia z morałem. Historia miłości, która najprawdopodobniej nigdy nie powinna zaistnieć... Mądry, niekiedy cyniczny. Doskonały.


▲ Moja ocena: 6




Oglądaliście któryś z wymienionych filmów? Co sądzicie? :)




2013-09-16

Szyderstwo i przemoc, Albert Cossery

Sięgając po tę książkę z bibliotecznego regału, nie byłam pewna co w niej znajdę. Nie byłam uprzedzona, z autorem spotykałam się po raz pierwszy. Po raz pierwszy również, miałam okazję przeczytać książkę z serii Nowy Kanon, co mnie niezmiernie ucieszyło, bo to jedna z najpiękniej wydanych serii, jakie widziałam - i tak, wiem, nie ocenia się książek po okładce, ale spójność typograficzna tej serii mnie zauroczyła. Doskonale wpasowuje się w moje gusta, a znając to wydawnictwo, nie zawiodę się. Moje myśli kłębiły się, gdy książka wędrowała ze mną do mieszkania. Zaczęłam czytać i przepadłam...
Albert Cossery (1913-2008) - francuski pisarz pochodzenia egipskiego, nazywany „Wolterem znad Nilu". Urodził się w Kairze, ale pod koniec drugiej wojny światowej osiadł w Paryżu, gdzie mieszkał do śmierci. Przyjaźnił się m.in. z Albertem Camusem, Jeanem Paulem Sartre'em, Tristanem Tzarą, Lawrence'em Durrellem i Jeanem Genetem. Autor ośmiu powieści. Akcja wszystkich utworów rozgrywa się w Egipcie lub krajach arabskich.

Sam pisarz zafascynował mnie swoją postacią. Nigdy dotąd nie miałam, bowiem do czynienia z pisarzem pochodzącym z Egiptu. Co innego czytać książki o Egipcie "turystycznych" pisarzy, a co innego autora, który całe swoje życie spędził w tym pustynnym zakątku świata. 

Jest to w gruncie rzeczy, bardzo inna książka, niż wszystkie, które do tej pory udało mi się przeczytać. Ciekawa stylistycznie, pełna językowych ozdobników. Dbająca o każdy szczegół językowej poprawności. Inteligentna, nasączona w roztworze z trudnych słów i trudnych emocji. Książka będąca miedzą łączącą dżentelmeńską elokwencję i powab kurtyzany. Książka będąca egzotyczną podróżą do irracjonalnego świata...
Tłumaczenie: Mateusz Kwaterko
Tytuł oryginału: La violence et la dérision
Seria: Nowy Kanon
Wydawnictwo: W.A.B.
Data wydania: 6 marca 2013
ISBN: 9788377478011
Liczba stron: 203
Akcja powieści rozgrywa się w latach 60'tych XX wieku w Egipcie rządzonym przez dyktatora. Nadętego tyrana, który własne interesy przedkłada nad interesami ludu. Wieczne bale, przyjęcia wydawane w pełnych splendoru miejscach i oni: rewolucjoniści, którzy za wszelką cenę pragną obalić gubernatora. Krwawy zamach, to jest to, co im odpowiada najbardziej. 

Główni bohaterowie tej powieści, to również przeciwnicy rządu pragnący poprawy stanu miasta i jego mieszkańców, ale w całkiem zgoła inny sposób. Tworzą całkiem ciekawą i kolorową grupę: konstruktor latawców, wieczny dandys o wysublimowanych manierach, nauczyciel z przedziwnej szkoły prywatnej oraz brzuchaty kupiec. Każdy z nich pełen werwy i chęci. Każdy z nich pragnie tego samego: dobrej zabawy... którą dostarczy im sam gubernator.

Historia piękna, bo pełna ironizowania. Postacie żywcem wycięte z kolorowych żurnalowych czasopism. Każdy inny, ale łączący ich cel zacieśnia więzi. Jest to mądra, niosąca przesłanie powieść, jednak nie dla każdego. Nie każdy zostanie oczarowany przez stylistykę komponowania fabuły i język. Pod całą fasadą śmieszności, igraszek i kokieterii znajdziemy klucz do szczęścia. Odnajdziemy prawdy życiowe. Odnajdziemy sposób na bezkrwawą rewolucję. Odnajdziemy własne jestestwo.

Książka przekazująca zbyt dużo jak na jeden raz. Pewnie powtórzę jej czytanie za jakiś czas, by dogłębnie ją zrozumieć. Niemniej polecam!

▲ Moja ocena: 5 ▲






2013-09-15

Pięć piosenek, bez których nie przeżyłabym jesieni

Jesień, ponura szarość za oknami, deszcz wnikający w nasze dusze. Taką jesień każdy dobrze zna, każdy ma również swoje własne sposoby, by nie dać się jesiennym dołkom i chandrom i nie zakopać się pod kocem do końca tego niezbyt korzystnego okresu. Dla mnie takim właśnie sposobem jest muzyka. (Co prawda jesienią i zimą czytuję książek więcej, ale one nie zawsze mogą mi towarzyszyć, muzyka owszem)

Może zdziwi Was moje zestawienie, nie będą to piosenki, które poprawiają humor: jesienią słucham raczej melancholijnych, pięknych nut, niż pełnych pozytywnych wibracji, kolorowych i lukrowanych piosenek, które stają się hitami okresu letniego. Nie szufladkuję. Po prostu takie piosenki, niekiedy z mocniejszym gitarowym akcentem, niekiedy z nutką ambientu, elektroniki, zawsze jesienią do mnie bardziej trafiają. 

Bez większych wstępów, moje zestawienie:


Cover, jeden z moich ulubionych. Nadal ma typową daftpunk'ową rytmikę, ale Daughter w cudowny sposób wpletli w tą piosenkę cząstkę własnej twórczości. Cudowne.





Lykke Li, stała się jedną z moich ulubionych piosenkarek za sprawą swojej wrażliwej duszy, ciekawych aranżacji dźwiękowych. W tej piosence zawiera tak wiele emocji...





The XX stał się jednym z moich odkryć już kawałek czasu temu. Nie potrafię powiedzieć, co mnie w nich najbardziej urzeka, ale pewne jest, że oryginalności im nie brak. Wryli się w moje serduszko i bez nich jesień nie byłaby jesienią.





TesseracT to jeden z tych zespołów, o których się nigdy nie zapomina. Odkrycie mojego przyjaciela, Piotrka, którym zaraził mnie momentalnie. Kocham i nie przestanę kochać.





Chelsea Wolfe poznałam rok temu. Od tamtej pory moje serce należy do tej kobiety. Mroczna, niezdefiniowana muzyka, pełna dźwięków. Nostalgiczna, ale i pełna pokory. Mocna i lekka jednocześnie.





Zestawienie czysto subiektywne. Oczywiście słucham również wielu, wielu, wielu innych wykonawców w te długie, jesienne i smętne wieczory. Jestem uzależniona od muzyki i z chęcią poczytam o Waszych ulubionych, jesiennych utworach w komentarzach.








* zdjęcia pochodzą z last.fm, przeróbki moje. klikając w tytuł piosenki zostaniecie przeniesieni do youtube'a

Time Riders. Jeźdźcy w czasie, Alex Scarrow

Gdy sięgałam po tę powieść, wydawało mi się, że natrafiam na kolejną, lekką młodzieżówkę, w której akcja jest wartka, ale głębszych treści brak. Po raz kolejny dostałam nauczkę- nie oceniaj książek po pierwszym wrażeniu. Nigdy bowiem nie natrafiłam na książkę przeznaczoną dla młodzieży, która wywołała by we mnie tak silne emocje.
Alex Scarrow (ur. 14 lutego 1966 w Hertfordzie) − brytyjski pisarz, twórca literatury młodzieżowej, autor thrillerów oraz powieści science fiction i fantasy, projektant gier komputerowych, brat pisarza Simona Scarrowa.
Za swoją powieść Time Riders. Jeźdźcy w czasie otrzymał nagrody literackie: Hampshire Book Awards i Red House Children's Book Award.

Nastawiona sceptycznie, nie spodziewałam się tego, co znajdę już na pierwszych stronach. Żywą, realną historię, poprzeplataną rozdziałami, napisaną z perspektywy różnych bohaterów, dającą pełniejszy obraz. 

"Time Riders. Jeźdźcy w czasie" to powieść wychodząca poza tradycyjną historię o podróżach w czasie. Nie znajdziemy tutaj typowych wehikułów czasu, prostych historii miłosnych. Naukowców, którzy tworząc wehikuł czasu chcą naprawić wyrządzone im krzywdy, ocalić zmarłych członków rodziny itp. Jest to książka skrzętnie skonstruowana. Fabuła i logiczny ciąg wydarzeń, doskonale oddaje klimat powieści. 
Tłumaczenie: Karol Sijka
Tytuł oryginału: TimeRiders
Seria: Time Riders, tom 1
Wydawnictwo: Zielona Sowa
Data wydania: 15 marca 2013
ISBN: 9788378951001
Liczba stron: 432

Każda informacja dotycząca podróży w czasie, zmian zachodzących, gdy ktoś naruszy delikatną oś czasu, zostały doskonale opisane, wplecione w historię trójki nastoletnich bohaterów i ich mentora, staruszka Fostera, który ma za zadanie nauczyć ich wszystkiego o podróżach w czasie i stworzyć z nich Jeźdźców w czasie: grupę osób ratujących ludzkość przed szaleńcami podróżującymi w czasie i zmieniającymi historię: przyszłość i przeszłość jednocześnie. Liam został ocalony z tonącego statku, Sal z płonącego domu, Maddy zaś z samolotu, któremu groziła katastrofa. Każde z nich mogło wybrać śmierć, ale zdecydowali się wieść życie pomiędzy czasami. Pewnego dnia, wszystko zaczęło się zmieniać. Ktoś naruszył poważnie przeszłość. Liam wraz z jednostką pomocniczą wyruszają w przeszłość odnaleźć źródło zakłóceń i naprawić, to co zostało zmienione...

Krótkie rozdziały, płynny i przejrzysty sposób konstruowania opisu fabuły, dobrze nakreślone sylwetki bohaterów (nie tylko tych głównych!), interesująca koncepcja podróży w czasie (zgoła inna od proponowanych nam do tej pory w literaturze czy innych mediach). Czytając tą książkę, w pewnym sensie ma się wrażenie, że w dziwny, ale i szalenie ciekawy sposób zostaje przedstawiona historia: nie tylko Stanów Zjednoczonych, gdzie toczy się głównie akcja powieści, ale również i europejska. Wybrane wydarzenia historyczne stają się tłem dla poczynań naszych bohaterów, a dla miłośnika historii nie ma nic lepszego niż taki smakowity kąsek urozmaicający odbiór czytanych słów.

Trzymająca w napięciu. O wartkiej akcji. Pełna wzruszeń i chwil refleksji. Podróże w czasie są tylko tłem. To jest książka, tak naprawdę o przyjaźni, o chęci zmiany na lepsze, o winie i karze, o drugiej szansie. 


▲ Moja ocena: 5


UWAGA! Nie zaglądajcie na sam koniec książki: czyha tam bardzo poważny spoiler! 








Za egzemplarz serdecznie dziękuję:





2013-09-10

Prasówka, czyli przegląd czytanej prasy #6



Cykl ten, dość krótki ma za zadanie przybliżyć czytelnikowi magazyny i czasopisma, w których się zaczytuję i, które mnie inspirują.

Posty na temat czasopism zostały podzielone na kilka części, zdjęcia numerów nie odpowiadają miesiącowi bieżącemu (wybrałam losowe pozycje); w zestawieniu nie pojawiają się "Nowa Fantastyka" oraz "Zwierciadło", bo o nich już pisałam/piszę nadal.


Nastał czas, by powrócić w to wrześniowe popołudnie, do mojego krótkiego cyklu czytelniczego. Tym razem z czystą przyjemnością, pragnę opowiedzieć Wam o jednym z moich ulubionych czasopism tematycznych:


"Burda", jak zapewne wiecie, istnieje na polskim rynku już od 1949 roku. Czasopismo to stało się jednym z najpoczytniejszych czasopism traktujących na takie tematy jak szycie, przeróbka danego ubioru itp. Teraz ten magazyn ukazuje się z mniejszą częstotliwością, ale kto w dobie sieciówek i ubrań jednego sezonu szyje coś samemu? Smutne, lecz prawdziwe.

Dlaczego lubię "Burdę"? Dzięki niej można nabrać pewności w szyciu i nauczyć się znacznie więcej samemu: kroje, które znajdują się w tym magazynie, podzielone są na skale trudności: każdy znajdzie coś dla siebie. Lubię ją również za to, że nie dyskryminuje kobiet o większych rozmiarach niż 38, każda z nas znajdzie coś dla siebie. Czy jest coś przyjemniejszego niż doskonale dopasowana do naszej figury sukienka, w której czujemy się niesamowicie i w dodatku stworzyłyśmy ją same, pracą naszych rąk? :D

"Burda" czaruje mnie co numer, nawet ja, dwudziestoczterolatka znajdę w niej coś, super modnego w danym sezonie, co zachwyci mnie i wprawi w stan euforii znany każdej kobiecie. Piękne zdjęcia, doskonałe porady krawieckie, ciekawe pomysły przeróbkowe czy handmade'owe...

Zresztą, zobaczcie sami:




Znacie? Czytacie? Szyjecie?




Inne posty w tym cyklu:






2013-09-09

Jesienne propozycje filmowe


Uwielbiam zasiadać jesiennymi wieczorami, w gronie przyjaciół i cieszyć oczy, uszy doskonałymi filmowymi obrazami i dźwiękami. Dzisiaj chciałabym przedstawić Wam cztery filmy, które w sposób niesamowity wywarły na mnie wrażenie: niektóre w mniejszym, niektóre w większym stopniu... idealne na deszczowe, zimne wieczory.

"Wielkie Nadzieje" (2012), reż. Mike Newell

Podobno jest to adaptacja najbardziej oddająca prozę Dickensa. Podobno takie adaptacje udają się rzadko... Niemniej ten film jest jednym z najlepszych jakie widziałam do tej pory. Doskonale zagrane role (i dobrane!), świetny scenariusz, muzyka i zdjęcia. Ponadto: powieści Dickensa chyba nie trzeba przedstawiać, sama w sobie jest perełką, a film, który nie jest luźną interpretacją, a doskonałą adaptacją takiej perły... Zachwycająca Helena Bonham Carter, doskonała scenografia i kostiumy. Już dawno, naprawdę dawno nie byłam tak wizualnie zauroczona obrazem, który widzę na ekranie. Dziwią mnie oceny na filmwebie, jedyne 6,3/10. Nie wiem czym ten obraz zasłużył sobie na tak niskie loty... niezrozumieniem? W każdym razie, jeden z tych filmów, po który pragnie się sięgać częściej, poznając go niemalże na pamięć.

▲ Moja ocena: 6/6 



"Now Is Good"(2012), reż. Ol Parker

Prawdą jest, że w ostatnim czasie coraz częściej porusza się kwestie związane ze zdrowiem lub, kiedyś uznawane za temat tabu, nieuleczalne choroby. "Now Is Good" nie odbiega od tego schematu. Główna bohaterka, grana przez znakomitą w każdym filmie Dakotę Fanning, musi zmierzyć się z chorobą, która wymyka się spod kontroli. Nie jest to jednak melodramatyczna opowiastka ze wzruszającym zakończeniem. Nazwałabym ten film czymś pomiędzy dramatem a romansem. Duży nacisk, bowiem położony jest na relacji głównych bohaterów. Ogromnym plusem jest nastawienie chorej dziewczyny: brak zamykania się w sobie, pragnienie wypełnienia wszystkich marzeń etc. Jednak, gdybym miała zrobić listę najlepszych filmów o tej tematyce, "Now Is Good" raczej by się tam nie znalazł. Mimo ciężkiego emocjonalnie tematu, jest w tym filmie jakaś płycizna.
Niemniej, dla osób pragnących dawki emocji, podanych w smaczny sposób, film jak znalazł.

▲ Moja ocena: 3+/4= 


"Ginger & Rosa"(2012), reż. Sally Potter
Jest to trudna historia. Emocjonalnie ciężka do udźwignięcia, wrzynająca się w skórę i przyprawiająca o dreszcze. Skomplikowana, piękna w kompozycji obrazów i charakterów. Dwie przyjaciółki, Ginger i Rosa znają się od niemowlaka. Spędzają ze sobą każdy wolny czas, próbują nowych, czasem zakazanych dla nich rzeczy. Pewnego dnia, tajemnica Rosy zostaje wyjawniona... i już nic nie jest takie samo.
Bardzo dobrze budowane napięcie, niespieszne, wysmakowane obrazowo, doskonale dobrana sceneria do lat, w których jest osadzona fabuła, rok 1962, Londyn. Jestem zachwycona grą aktorską Elle Fanning i Kayi Scodelario, niezwykle utalentowane i bardzo realistyczne w swoich rolach.
"Ginger & Rosa" to nie tylko film o problemach nastoletnich dziewczyn, ale też o wpływie na nie społeczeństwa, rodzin... i o chęci poznania. Chęci bycia zauważonym. O niemym krzyku, który doprowadza do tragedii...

▲ Moja ocena: 4+ 


"Nie opuszczaj mnie"(2010), reż. Mark Romanek
Kawałek już czasu temu czytałam książkę, na podstawie której powstał ten film. Pamiętam, jakie silne wywarła na mnie wrażenie - do dziś dzień autor powieści, Kazuo Ishiguro jest moim jednym z ulubionych pisarzy. Podeszłam do adaptacji z dużym dystansem. Szczerze powiedziawszy, bałam się jej.
Kathy, Ruth i Tommy są przyjaciółmi w szkole, która przygotowuje żyjących tam ludzi do zostania dawcami. Dawcami organów. Historia wypełniona jest wszechobecną klęską. Antyutopia, jak się patrzy. Film do końca tego nie oddaje. Widz jest w pewnym stopniu zdezorientowany. Sielankowe obrazy, kontrastują z emocjonalnym obciążeniem, to jest główna zaleta tego filmu. Strasznie nie podobała mi się Keira Knightley, nie jestem uprzedzona do tej aktorki, ale w tym filmie wydawała mi się strasznie sztuczna. Zachwyciła mnie natomiast Carey Mulligan, niesamowicie autentyczna.
Film potrafi zachwycić, zwłaszcza jeśli nie porównuje się go z książką, potrafi wprawić w zadumę i skłonić do refleksji. Takie filmy uwielbiam.

▲ Moja ocena: 5



Oglądaliście? Co sądzicie?

Follow