2014-01-27

Całując grzech, Kari Arthur

Moda na paranormalne romanse trwa w najlepsze. Pamiętam dobrze, gdy zaczęło się to zjawisko. Byłam zaciekawiona. Moją miłość do wampirów zna każdy, kto choć trochę mnie zna, bądź śledzi to poletko moich myśli wszelakich. Dlatego skusiłam się na przeczytanie "Wschodzącego księżyca". Pamiętam to wrażenie przesytu seksualnością do tego stopnia, że aż mdliło. Dlatego długo zwlekałam z decyzją o przeczytaniu kontynuacji. Ale potrzebowałam czegoś luźniejszego, czegoś, co nie przytłoczy mnie myślami. Takie książki nadają się do tego najlepiej. Dostarczają rozrywkę, przede wszystkim. Mimo to byłam zaskoczona, bo jak się okazuje, "Całując grzech" już nie jest utkana tylko ze scen erotycznych i szczątkowej fabuły. 

Tytuł oryginału: Kissing Sin
Tłumaczenie: Kinga Składanowska
Seria: Zew nocy, tom 2
Wydawnictwo: Instytut Wydawniczy Erica
Data wydania: 14 czerwca 2011
ISBN: 978-83-62329-25-0
Liczba stron: 440
Riley Jenson znowu wpada w tarapaty. Budzi się naga, cała umazana krwią w miejscu, którego nie zna. Na dokładkę nic nie pamięta. Ponadto zostaje zaatakowana przez stwory, które są najwyraźniej laboratoryjnie wyhodowanymi maszynami do zabijania. Cudem unika śmierci. Umyka ze zmiennokształtnym Kadem. A to dopiero początek walki o przetrwanie i z własnymi myślami. Riley, bowiem czuje, że nie wszystkie sprawy uczuciowe da się łatwo wymazać, zakończyć pewne etapy szybko i stanąć na nogi. Wszystko zaczyna się komplikować...

Jak już wspomniałam wcześniej, nie jest to książka wyższych lotów. Jest jednak na tyle ciekawa, zabawna, relaksująco wciągająca, że spędziłam z nią te kilka chwil, bez poczucia straty czasu. Ilość erotyzmu ograniczona jest do minimum, które nie razi, nie nudzi, a dodaje kolorytu, który tak bardzo określa osobowość głównej bohaterki. 

W tej książce lubię świat przedstawiony, lubię współgrające ze sobą gatunki paranormalne. Wampiry, Wilkołaki, Zmiennokształtni... Koegzystują, każde ma zakorzenione stereotypu na temat innych. Własne cechy charakterystyczne. Riley zdaje się je, poniekąd łączyć, będąc sama dla siebie, jak i dla czytelnika zagadką, którą odkrywa się powoli na kartach powieści.

"Całując grzech" to książka o wartkiej akcji, nie pozwalająca na ani minutę nudy. Prosty, czytelny język. Konstruowanie fabuły opartej głównie na dialogach (które, notabene są mistrzowskie), odrywa od myśli. Jest to książka, którą czyta się, kiedy wszystkie inne są zbyt ciężkie, kiedy ma się ochotę na coś lżejszego kalibru, ale nie na coś, co będzie nużącą wydmuszką, pozostawiającą niesmak. 

Polecam, dla osób, którym paranormal romance nie jest straszny i szukają czegoś lekkiego, na oderwanie się od ciężkiej rzeczywistości.

2014-01-23

Rozmówki międzystrefowe #1


Rozmówki międzystrefowe: posty, do których zapraszam Was, czytelników, blogerów, osoby dobrze mi znane i te mniej, wyrażające ochotę udzielenia w sposób analogowy (odręczny) odpowiedzi na kilka pytań. Cykl przypomina dawno zapomniane Złote Myśli z czasów dziecięcych.
Jestem wielką fanką tradycyjnego zapisywania myśli. Analogowe teksty w jakiś sposób, najmocniej na mnie oddziałują. Kocham pisać listy, wszystkie notatki na studia zawsze piszę odręcznie, swoje opowiadania z czasów gimnazjalnych, pierwsze "książki", które nigdy publikacji się nie doczekały, każdy z wierszy zapisuję na papierze. Może jestem odlschoolowa, może jestem fetyszystką pióra i papieru. I pisma ludzkiego, które dla każdego człowieka, jego charakteru i osobowości jest całkowicie indywidualne. Jest nośnikiem emocji łączących ciało, duszę i umysł. Tym cyklem zapraszam Was w podróż wehikułem czasu w czasy dziecięce, kiedy to na długich przerwach wypełniało się Złote Myśli i wpisywało wierszyki w pamiętniki. W podróż do krainy ludzkich myśli, charakterów.

Bardzo dziękuję każdej osobie, która zgodziła się wziąć udział w projekcie. Jeśli i Ty masz ochotę odpowiedzieć na kilka pytań, napisz: mia.89@wp.pl

 * * *
(kliknij na zdjęcie by powiększyć)

Adam

Agata: 



Karol

Karolina

Natalia:


* * *

Co sądzicie o projekcie? O takiej formie wyrażania siebie, emocji?


2014-01-21

Wyszperane w internetach #5

Cykl postów przedstawiający smaczki internetowe.


Internety bywają niezwykle inspirującym miejscem, czasem groźnym, wypełnionym toną plastiku, betonu i kiczu, ale coraz częściej, dla mnie, stają się kopalnią cennych i rozwijających artykułów. Motywatorów i inspiratorów. Miejsc wypełnionych po brzegi pasją i realizacją planów. Cudownie otaczać się takimi wirtualnymi skarbami. 

A jakie skarby Wy ostatnimi czasy odkryliście?

* * *
1. Książka: "Facet na Telefon", A. J. Gabryel (miła niespodziewajka, szczerze powiedziawszy, nie spodziewałam się po niej niczego ambitniejszego - myliłam się; bardzo mądra powieść)
2. Płyta: The Killers - "Sams Town" (jedna z ulubionych płyt zespołu)
3. Listy, listy, listy! 

Dzisiejsze zestawienie to zlepek różności. Wyłuskanych z ulubionych miejsc. Wartościowe, ważne, piękne w swojej oryginalności blogi. Bez zbędnych wstępów, zapraszam:

  • Kto powiedział, że student gotować nie potrafi? Kasia w swojej Chaotycznej Kuchni, doskonale udowadnia, że potrafi i to jeszcze jak! Nie potrafię się oprzeć niektórym przepisom serwowanym przez Kasię na blogu... na pewno jakiś wypróbuję i się pochwalę!
  • Słuchacie radia? Przyznaję się szczerze, że od wielu miesięcy nie odpaliłam żadnego. Wstyd mi. I postanawiam poprawę. A to wszystko dzięki postowi Pawła Bieleckiego, Renesans Radia;
  • Usłysz, to strona powstała na facebook'u, gromadząca piękne dźwięki, lekko nostalgiczne, pełne emocji... Ostatnio powstał również kanał na youtubie, odpalam playlistę i przepadam. Magia.
  • Piękne zdjęcia i muzyka, a to wszystko w hołdzie pięknej Norwegii, autorstwa E. A. Szumowskiej: klik;
  • A tym wszystkim, którym sesja daje w kość, 10 sposobów na zastrzyk energii u Hattu;
źródło
źródło
Doszły do mnie słuchy, że nie wszyscy przyjęli tą inicjatywę z entuzjazmem, takim jak mój - rozumiem, szanuję. Nie wszyscy muszą mieć naturę społeczników, zrzeszać się czy popierać tego typu inicjatywy. Ja chyba od zawsze należałam do tej pierwszej grupy, zawsze wszędzie było mnie pełno. I gdy tylko dowiedziałam się o tym pomyśle... uśmiech nie mógł zejść mi z pyszczka, po prostu. #PSBV jest dla mnie czymś, czego brakowało. Czymś, co przyniesie wiele pożytku - tak, wierzę w to. I wiem, że mam rację. ;)

A co Wy sądzicie o takiej formie działania blogosfery?




2014-01-17

Przegląd filmowy #2



Przegląd filmowy, cykl postów przedstawiających w krótkiej formie, refleksje i ogólne wrażenia po seansie. Cykl ten będzie pojawiał się nierównomiernie, ze zmienną częstotliwością.

Za oknem prószy śnieg. Na stoliku obok świeżo zaparzona kawa ze śmietanką. Psotka, nasza mazurska kotka, leniwie przeciąga się na moich kolanach i mruczy. W takiej scenerii idealnie ogląda się filmy z rodziną. Głównie z siostrą. Nadrabianie zaległości filmowych to chyba jedno z najlepszych zajęć podczas walki z grypą. Ciepły kocyk i obrazy płynące z ekranu komputera. A jakie są Wasze najlepsze sposoby na chorobową nudę i bezczynność? :)

W dzisiejszym zestawieniu różnorodność. Mamy tutaj i fantastykę, adaptacje książek, filmy biograficzne, komedie romantyczną, dramaty obyczajowe... dla każdego coś miłego :)


 Kwiat granatu, reż. Siergiej Paradżanow (1968) 

Rosyjski film, wielokrotnie cenzurowany, muzyczny, opowiadający o życiu i twórczości XVIII-wiecznego ormiańskiego poety Harutiuna Sajadiana, znanego również jako Sajat-Nowa. Zaliczany do filmów awangardowych, odświeżony, jeśli mnie pamięć nie myli, w 1997 roku przez znaną grupę muzyczną Juno. Sekwencje ujęć, napakowano niesamowitą symboliką. Genialne scenografie, kostiumy, idealne przedstawienie żywota nie tylko samego poety, ale i ludności ormiańskiej. Coś całkowicie nowatorskiego, w moim odczuciu, nawet i teraz. Doskonała muzyka Juno, dodająca głębi przekazowi filmu. Kino dla smakoszy, wysublimowane i eteryczne. Godne polecenia, niezwykłe, estetyczne przeżycia gwarantowane.



 The Social Network, reż. David Fincher (2010) 

Wielu z Was już zapewne widziało ten oscarowy obraz. Ja w dobie nadrabiania również filmowych zaległości, wygrzebałam ten film z listy "koniecznie obejrzeć". Nawet nie wiem kiedy minęły te dwie godziny. Introwertyczny, niesamowicie inteligentny twórca facebooka, Mark Zuckerberg (genialnie zagrany przez Jessiego Eisenberga) zdobył moje serduszko. Nie jest to zwykła filmowa biografia, jest w niej głębszy przekaz. Każdemu zdarza się popełniać błędy, niektórzy te błędy popełniają zbyt często, płacąc za to słoną karę... Wzrusza, bawi i jest odrobinę, w moim odczuciu, ironiczny. Myślę, że to mądre kino, z genialnym scenariuszem i obsadą. Godne polecenia, każdemu, nie tylko ze względu na postać twórcy facebook'owego imperium.


 Hobbit: Pustkowie Smauga, reż. Peter Jackson (2013)

Nie od dziś wiadomo, że jestem fanką prozy Tolkiena, a wszelkie adaptacje spod skrzydła reżysera oglądam z zapartym tchem. Czekałam na tę część z niecierpliwością od wyjścia z kina w tamtym roku, po obejrzeniu części pierwszej. Byłam zachwycona. Tym razem nie mogło być inaczej. Choć już nie z taką ilością humoru, bardziej mrocznie. Kocham Śródziemie, kocham hobbitów, elfy i krasnoludy. Peter Jackson chyba najlepiej czuje się tworząc te fantastyczne, wysmakowane i wzruszające baśnie. I naprawdę genialnie mu to wychodzi. Uwielbiam obsadę aktorską i nawet wątki, które zostały dodane do obydwu części nie rażą tak, jak się obawiałam, że będą. Doskonałe połączenie muzyki, efektów specjalnych, gry aktorskiej i scenografii. Zachwyca.





 Kochankowie z Księżyca. Moonrise Kingdom, reż. Wes Anderson (2012) 

Przenosimy się w lata 60. XX wieku do, zdawałoby się zwyczajnej, amerykańskiej rodziny. Dwójka nastolatków (córka, owej rodziny, Suzy i Sam, chłopak spędzający wakacje na obozie harcerski nieopodal) zakochuje się w sobie, pisze listy i postanawia w końcu, wbrew wszelkim zakazom i regułom, uciec i żyć pełnią swojej młodej miłości... Niesamowita, sympatyczna historia. Genialne zdjęcia, dom Bishopów pokazany jest jak domek dla lalek, doskonała gra aktorska gwiazd kina: Willisa, Northona... Doskonały scenariusz dopełnia całości. To jeden z tych filmów, który zachwyca od pierwszej minuty. Wszystko doskonale ze sobą współgra, tworząc ciekawą, nie banalną opowieść. Godny polecenia.



Mebelki, reż. Lena Dunham (2010)

Autoski film Leny Dunham chciałam zobaczyć od czasu kiedy obejrzałam dwa sezony serialu tej reżyserki, Girls. Filmy, jak i sam serial, są dosyć charakterystyczne. Przypominają mi w swojej pozornej lekkości i charakterystycznych dialogach, filmy Allena - ale, zaznaczam, w całkiem innym klimacie. Jest w tym filmie coś, co ciekawi, ale i potrafi wprawić człowieka w zakłopotanie: czy naprawdę nasze światy zaczynają przypominać slajdy wypełnione spontanicznymi decyzjami, doświadczeniami seksualnymi odbywającymi się gdzie bądź, albo wszędobylskim zniechęceniem i brakiem perspektyw dla młodych ludzi? O tym opowiada film, o szarej codzienności kobiety, która skończywszy studia, nie ma pojęcia co dalej ze swoim życiem zrobić. Wraca do domu i popada w coraz większe przygnębienie. Brak pracy. Brak możliwości rozwoju. Życiowy, ale nie do końca treściwy film, w typowym dla panny Dunham stylu na pograniczu sarkazmu i lekkiej komedii.


Miłość i inne używki, reż. Edward Zwick (2010)

Byłam przygotowana na głupiutką komedię romantyczną (zresztą sam początek filmu utwierdził mnie w tym przekonaniu dosyć dobitnie), a zaserwowano mi całkiem mądry, wzruszający film z cudowną (jak zawsze) Anne Hathaway. Historia Maggie i sprzedawcy Viagry, Jamiego (granego przez Jake'a Gyllenhaala). Historia chorej na Parkinsona dziewczyny. Okraszona lekkim humorem i dozą prawdziwości. Urzekła mnie postać Maggie, artystki, próbującej poradzić sobie z rzeczywistością, która potrafi dokopać. Może nie jest to film wyższych lotów, odkrywczy, ale potrafi wywołać uśmiech i szczere wzruszenie. Lekko przewidywalny, pozornie pozbawiony ciężkości. Spodobał mi się i polecam na te zimowe wieczoru każdemu. Lubię takie niespodzianki.




Intruz, reż. Andrew Niccol (2013) na podstawie powieści Stephenie Meyer

Zaznaczę od razu, że nie czytałam powieści. Obejrzałam film ze względu na postać Saoirse Ronan, którą bardzo lubię z wielu ról (m.in. w Byzantium, o którym pisałam tutaj). Ciekawa, choć dziwna fabuła filmu niezbyt przypadła mi do gustu. Scenariusz, poniekąd dobrze znany z wielu filmów sci-fi, najazd obcych przybyszów, rasa ludzka niemalże doszczętnie wyniszczona. Obce formy życia zasiedlają ludzkie ciała, próbując zniszczyć dusze swoich dawców. Nie zawsze jest to proste i przyjemne, o czym dowiedziała się Wanda, zamieszkała w ciele Melanie. Wanda z czasem postanawia pomóc Melanie odnaleźć bliskie jej osoby, gdy tam dociera, niewielu z nich wie, że nie zawsze dusza dawcy ciała umiera od razu...
Typowa historia dla młodzieży. Bawi, wzrusza troszeczkę, dostarcza dreszczyku napięcia, ale za dużo nie wnosi do życia widza. Film na raz.



Poradnik pozytywnego myślenia, reż. David O. Russell (2012) na podstawie powieści Matthew Quick'a

Kolejny oscarowy film, kolejna adaptacja książki, ale jakże inna, jakże ciekawa historia! Pat, były nauczyciel, po ośmiu miesiącach terapii wraca do swojego dawnego życia. Próbuje poradzić sobie z otaczającym go światem i emocjami, które w dalszym ciągu go prześladują. Pragnie powrotu swojej byłej żony. Na jego drodze pojawia się jednak ktoś zupełnie inny, Tiffany. Odmienia jego życie i sprawia, że zapomina o wszystkich myślach, oddając się pasji, którą go zaraziła: tańcowi. Bardzo ciekawa, lekka ale i wypełniona mądrością komedia. Wzrusza, bawi, a to wszystko za sprawą genialnego scenariusza i odtwórców głównych ról, Bradley'a Coopera i Jennifer Lawrence, którzy skradli moje serce. Kto jeszcze nie miał okazji zapoznać się z tym filmem, polecam z głębin mojego serduszka. Nie zawiedziecie się :) A mnie pozostało tylko zaopatrzyć się w książkę :)



A Wy, jakie filmy polecacie na długie, zimowe wieczory (niekoniecznie te spędzone w łóżku z gorączką ;p)? :)

2014-01-15

Igrzyska Śmierci, Suzanne Collins

Pamiętam ten dzień jak dziś. Siedziałam w kinie na adaptacji tej książki i cały czas myślałam o tym, jak mogłam przejść obojętnie obok niej, chociaż czytałam tyle recenzji. Film, a właściwie fabuła skradła moje serce, więc musiałam też zaopatrzyć się w wersję papierową, po prostu nie było innego wyjścia. Od tamtego czasu minęło naprawdę sporo miesięcy, a książka jak kurzyła się na półce, tak się kurzyła. Aż do teraz. Zawsze wolę przeczekać boom na wszelkie zjawisko literackie. Lubię sama odkrywać historie. Tym razem jednak żałuję, że najpierw obejrzałam film (choć, tak jak mój przyjaciel Julian, wszelkie adaptacje traktuję jak dowolne interpretacje - zupełnie jak z poezją, każdy widzi inaczej dane strofy, inaczej je rozumie i inaczej wyobraża sobie dane odczucia). Żałuję, że historię tą poznałam poprzez obrazy, smak słowa pisanego osłabł troszkę, w końcu doskonale wiedziałam co będzie się działo po kolei... Niemniej nie żałuję spędzonego czasu nad książką.

Suzanne Collins swoją pisarską karierę rozpoczęła w 1991 roku jako twórczyni telewizyjnych programów dla dzieci.
Zanim stworzyła bestsellerową powieść "Igrzyska śmierci" będącą pierwszą częścią trylogii o mieszkańcach futurystycznego państwa Panem, napisała  pięcioczęściowy cykle kronik o podziemnym świecie i Gregorze - chłopcu, który odkrywa nieznane nikomu obszary.

Rozpoczynając przygodę z Panem i bohaterami powieści, tak naprawdę nie wiedziałam czego spodziewać się po języku powieści. Wiedziałam, że będzie to prosty język, by jak najlepiej dotrzeć do czytelników, język na tyle obrazowy i mocny, który pobudził wyobraźnię tysięcy czytelników na całym świecie. Język, który potrafił współgrać z wydarzeniami i oddać charakter postaci. Zdziwiło mnie jednak to, że pomimo lekkiej (pozornie) formy i pierwszoosobowej narracji, książkę czytało mi się dosyć topornie. Nie wiem czy to wina tłumacza, czy po prostu mój odwyk książkowy padł mi na głowę już całkowicie... Nie potrafiłam oderwać się od książki, więc czemu tak ciężko mi się ją czytało?

Tłumaczenie: Małgorzata Hesko-Kołodzińska, Piotr Budkiewicz
Tytuł oryginału: The Hunger Games
Seria: Igrzyska Śmierci, tom 1
Wydawnictwo: Media Rodzina
Data wydania: 21 marca 2012
ISBN: 9788372786371
Liczba stron: 352

Panem, kraj powstały po zagładzie globalnej, która niemal doszczętnie zniszczyła dobrze znany nam obecnie świat. Rządzony przez okrutne władze, które nie cofnął się przed niczym, by osiągnąć to, czego pragnął najbardziej - zachowania w nienaruszonym stanie luksusów stolicy państwa, Kapitolu i niewolniczej pracy w Dystryktach, niemalże całkowicie odciętych od świata. Na pamiątkę buntu, który wybuchł niosąc ze sobą nadzieję, ale i rozlew krwi, co roku urządzane są Igrzyska Głodowe. Z każdego z dwunastu Dystryktów wybierane są dwie osoby, chłopak i dziewczyna w wieku od dwunastu do osiemnastu lat. Katniss poznajemy w dniu losowania, kiedy to zgłasza się na wolontariuszkę w zamian za swoją siostrę Prim. Od tamtej pory los dziewczyny złożony zostaje na karb jej własnych umiejętności, które doskonalić ma pod okiem swoich opiekunów- Haymitcha (jednego ze zwycięzców Igrzysk z Dystryktu 12) oraz wyznaczonej z Kapitolu opiekunki, Effie. Razem z nią na arenę, gdzie rozpocznie się bój na śmierć i życie trafia Peeta, chłopak, który niegdyś okazał Katniss życzliwość i dobre serce. 

Brutalność świata przedstawionego przeszywa. Rozrywka dostarczana mieszkańcom Kapitolu jest barbarzyńska, brutalna, pozbawiona jakiegokolwiek sensu... ale przecież historia ludzkości wypełniona jest takimi aktami bezsensownej przemocy i śmiercią niewinnych osób. 

Trzymająca w napięciu wartka akcja nie nudzi. Wręcz przeciwnie, sprawia, że nie ma się ochoty odkładać ją nawet na chwilę. Świetnie wyważony klimat powieści, nie nazbyt patetyczny, powiedziałabym nawet, że bardzo realistyczny. Uczucia bohaterów ukazane w mistrzowski, ciekawy, nie sztampowy sposób, poprzez ich charaktery. 

"Igrzyska Śmierci" są opowieścią o utracie niewinności, o odwadze, którą w razie najwyższego zagrożenia, potrafi z siebie wykrzesać człowiek. O sile przyjaźni i miłości przewyższającej strach przed śmiercią. O próbie odzyskania nadziei na lepsze życie. O ponurej rzeczywistości w Dystryktach, biedzie i głodzie tak kontrastującej z przepychem Kapitolu - czyżby metaforą ładu, jaki i w naszej rzeczywistości możemy zauważyć? 

Mądra, niosąca ze sobą wiele refleksji książka. Nie tylko dla młodzieży. Wryła się w moją świadomość bardzo głęboko. I może nie przyniosła nic nadzwyczaj odkrywczego, przeszyła swoim okrucieństwem. Wzruszyła i dotknęła mojej duszy. Po skończeniu, przez dłuższą chwilę milczałam. Sugestywna historia splotła się z moimi myślami i snami. Nie potrafiłam przestać o niej myśleć. Uzależnia, ostrzegam.

Polecam.

2014-01-13

Jeszcze słów kilka o 2013 roku...

Post ten miał ukazać się już jakiś czas temu... niestety, przewlekła choroba i przeprowadzka sprawiły, że publikacja oddalała się i oddalała... Dziś mija niemalże dwa tygodnie nowego roku 2014, a ja chcę Was zabrać na ostatnią podróż w zapomnianą przez niektórych już otchłań wydarzeń, emocji 2013 roku... w całkiem, zgoła innej formie. Projekt ten zabrał mi troszkę czasu, ale i dostarczył wielu radości...

***

Kalendarze, planery, wszelkiego rodzaju notatniki czy art journale są dla wielu z nas nieodłączną częścią naszego życia. Pomagają rozplanować czas, nie zapominać w zaganianym, pełnym zdarzeń dniach o ważnych terminach i datach. Są także często swoistą myśloodsiewnią, w której opisujemy nasze uczucia czy ważne wydarzenia, które chcemy utrwalić. Są skarbnicą naszych pomysłów, refleksji, myśli złapanych gdzieś pomiędzy poranną kawą a drogą do pracy czy na uczelni rozklekotanym tramwajem. Niektórzy piszą w nich wiersze, inni wypełniają szkicami, kolażami, zdjęciami... Niektórzy wypełniają kalendarze przepisami na przepyszną tartę, którą jedli u cioci na imieninach, albo przepisem na muffiny spisanym prosto z ulubionego bloga kulinarnego. Używamy ich do pracy i czysto prywatnie.

Zapraszając osoby do projektu, zdziwiłam się ile z nich nie używa tego typu notesów w ogóle (poniekąd zazdroszczę takim ludziom pamięci :D). Zaskoczyły mnie również słowa o intymności takiego kalendarza i przypomniały, że kalendarze bywają również pamiętnikami, intymnymi powiernikami naszych myśli, zbyt prywatnym miejscem zwierzeń, by móc czy chcieć się tym dzielić publicznie.

A zatem, zapraszam Was na podróż w głąb 2013 roku z perspektywy różnych osób i różnych osobowości... dość osobliwą podróż poprzez czas i charaktery ludzkie... 

Zdjęcia kalendarzy/planerów/notesów w oryginalnej wersji twórcy :)


Monika


Gaba
Weronika 
Nina


Ola


Paulina


Tomek


Neressia


Milena

Marysza i jej cudowne twory: 
# planer


# art journal'e


# kalendarz


Maria


Karolina


Ania


Anna


Daria


Agata

Nasza codzienność zapisana na kartach, wcale nie musi być szara i sztampowa. Codzienność ubarwiają nam osoby i zdarzenia, które napełniają nas pozytywną energią. Przeglądając każde ze zdjęć i własne zapiski, przypominam sobie najpiękniejsze chwile... To był dobry rok, mimo wszystkich problemów :)

Rok 2013 każdy z nas zapamięta w indywidualny sposób. Powyższe zdjęcia pokazują, że nawet zwykły kalendarz potrafi być kopalnią wspomnień, którą wypełniamy w swoim własnym, niepowtarzalnym stylu. Kocham różnorodność naszych światów i jej bogactwo barw- też ją widzicie? :)

Dziękuję serdecznie każdej z osób, która wzięła udział w projekcie! To była niesamowita przygoda. Dziękuję.

***


Mój 2014 rok rozpoczęłam kalendarzowo tak:



Wierzę, że rok, który nadszedł niesie ze sobą zmiany. Piękne chwile, spełnienie marzeń, perspektywę rozwoju i nauki. Nie tylko dla mnie, ale i dla każdego z nas. Wyławiajmy z rzeczywistości piękne, energetyczne chwile, zatrzymujmy je w nas jak najdłużej. Pięknego 2014 roku kochani! :)






2014-01-12

bez-czasowe

Mglistość mazurskich poranków, zakrapiana klarownością deszczu, przyprawia moje serce o drganie. Ścieżka dawno wydeptanych słów. Kąsające mary nocne. Czerwień ust. Zagryzam powoli kołyszące się lekko na wietrze podszepty serca. Migotliwe światło księżyca, hipnotyzuje. Sen nie chce nadejść. Sen nie chce odejść. Wryte gdzieś pod skórą czipy zamykające oczy. Zagubiona chronologia zdarzeń, myśli, nie-pamięci.

Kiedyś (w tym roku!) nadejdzie czas renowacji. Rewolucji życiowej. Zmian dalekosiężnych i całkowitych. Napełniam po brzegi kielich swojego życia nową perspektywą, nową radością, nową (choć starą) mną.


+ zmiany najlepiej zacząć od czegoś drobnego, czegoś istniejącego wokół nas: czas przyszedł na pożegnanie się z przeszłością i usunięcie s mojego mazurskiego pokoju pozostałości po nastoletniej dziewczynie, którą nigdy już nie będę. Zakopałam wspomnienia na kartkach pamiętników, w listach, wierszach pisanych na okładkach... i książkach. Smak dawno zapomnianych przeżyć. Tylko na chwilę pozwoliłam by wspomnienia zalały mnie przenikliwym chłodem i lepką radością. Uśmiecham się, czując się wolna, jak nigdy dotąd.

Bez niepotrzebnego balastu wkroczyć chcę w ten Nowy Rok, mimo pęknięć na duszy i mimo nieustannego bólu głowy. Wszystko jest w moich rękach. WSZYSTKO ma swoje miejsce i czas. 


Piszę listy. Wreszcie nadrabiam. Nadrabiam wszystko. Filmy, muzykę, seriale, książki, rozmowy z rodziną...

***

Przepraszam za zastój blogowy, nieznośna grypa powaliła mnie na łopatki. Dzisiaj jest wreszcie jakaś poprawa. Zostawiam Was na chwilkę z kilkoma słowami i zaproszeniem na wywiad ze mną w ramach projektu Wschodzące Gwiazdy :)





2014-01-01

Grudzień w skrócie.

Miesiąc w obrazach, głównie instagramowych.

Jestem dzieckiem stycznia. Styczeń z wiadomych powodów, jest moim jednym z ulubionych zimowych miesięcy, chociaż, wieczny mrok i mróz, który nieustannie kojarzy mi się z tym miesiącem, raczej nie dodaje mu uroku. Nastał Nowy Rok 2014 , na który z utęsknieniem czekałam. Wierzę bowiem, że będzie lepszy, pełen ciepła i uśmiechu, również dla Was! :)
Grudzień 2013 przyniósł ze sobą kilka istotnych zmian: zmieniłam miejsce zamieszkania (stąd mały zastój na blogu, ale już niedługo wszystko wróci do normy), odnowiłam stary kontakt z przyjaciółką, pożegnałam przyjaciela, który wyjeżdżał do Holandii, wróciłam w rodzinne, mazurskie strony. Święta, czas, kiedy to większość z nas przeżywa najradośniejsze chwile. W moim rodzinnym domu w Wigilię wszystko było inaczej. Bez sprzeczek i kłótni, w przyjaznej atmosferze i ogólnym chilloutcie :) Grudzień od zawsze wydaje mi się miesiącem światła, kolorów, jakiejś takiej ogólnoświatowej miłości do życia i radości. Mój grudzień prezentuje się tak:

#1. Przeprowadzka;

#2. Zamułka z siostrą;

#3. Rysunek mensza;

#4. Siostrzane zakupy w Stokrotce, Szczytno;

#5. Mikołajkowy trening Ie Galo Cantou Wrocław

#6. Wigilia;

#7. Wspominki ze starego mieszkania;

#8. Mazury;

#9. Jabłecznikow;

#10. Radosna twórczość Adama;

#11. Z Karoliną w Monsieur Cafe;

#12. Mikołajkowy trening Ie Galo Cantou Wrocław;

#13. Nowy Rok, Nowy Kalendarz;

#14. Sylwester; 

#15. Śnieżny Wrocław;

#16. Pierwsza noc w nowym mieszkaniu;

#17. Wrocławskie Promocje Dobrych Książek;

#18. NA Mazurach prezenty roznosi Krasnoludek!

#19. Ukochana torebka


A jak minął Wam grudzień? I Stary Rok 2013?

***

Kochani! Pragnę Wam życzyć w Nowym Roku 2014 wszystkiego, co najpiękniejsze: spełnienia marzeń, radości każdego dnia, zdrowia, miłości i prawdziwej przyjaźni... :)


PS Szykuje się post z podsumowaniem 2013 roku w dosyć nietypowy sposób :) Proszę o chwilkę cierpliwości :D


Follow