Witajcie kochani w kolejnym mroźnym i zaśnieżonym dniu! :)
Kolejną powieścią, jaką chcę Wam przedstawić jest powieść autorstwa Krzysztofa Karaska, o którym wcześniej w ogóle nie słyszałam. Powieść znalazłam ukrytą w zakamarkach rodzinnej biblioteczki- prezent od znajomej dla mojej mamy. Zanim jednak przystąpię do opisywania wyżej wymienionej powieści, kilka słów o autorze, który do niedawna był dla mnie tajemnicą.
Krzysztof Karasek (ur. 19 lutego 1937 r. w Warszawie) - polski poeta, eseista oraz krytyk literacki.
Studiował na Akademii Wychowania Fizycznego w Warszawie oraz na Wydziale Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Debiutował w 1966 r. na łamach miesięcznika "Poezja" jako poeta. W latach 1967-1971 był członkiem zespołu redakcyjnego czasopisma "Orientacje". W latach 1972-1978 pracował w miesięczniku "Nowy Wyraz'', zaś w latach 1983-1993 w miesięczniku "Literatura". Uważany za jednego z wybitniejszych poetów "pokolenia Nowej Fali".
"Bohaterem powieści jest młody człowiek poszukujący własnej tożsamości. Akcja książki rozgrywa się w Warszawie, warstwa osobistych perypetii bohatera nakłada się na pejzaż miasta, który ukazany jest w nagłych załamaniach i fragmentach jak na kubistycznym obrazie. Bohater dąży do poznania prawdy o sobie samym, która umożliwiłaby mu odnalezienie celu i sensu życia. A również wypracowanie postawy wobec wielu zjawisk otaczającej i przerastającej go rzeczywistości.", notka stąd.
Powieść mnie porwała i poniosła w szare odmęty warszawskich uliczek, studenckich suto zakrapianych imprez, spotkań młodych polskich twórców i wszelakich rozmów. W tej powieści życie młodego studenta łączy się ze śmiercią, miłością i poezją. Niekiedy rzeczywistość plącze się z fantazyjnymi wymysłami autora, w tym ostatnie z "opowiadań". Przerażająca a jednocześnie wzruszająca.
Nie potrafię się jednoznacznie się do niej odnieść. To jest jedna z tych powieści, które sprawiają, że mam gęsią skórkę. Klimat powieści pochłania, przesycony jest dziwnym zimnem...
Wszystko to sprawia się, że czyta się ją jakby się słuchało opowieści mrożącej krew w żyłach - choć nie cała powieść jest taka, są momenty pełne uśmiechu.
Polecam zatem! :)
Moja ocena: 4-
Właśnie takie wynalazki kocham najbardziej ostatnio. Zakurzona książka na półce cioci lub w piwnicy, walająca się powieść gdzieś w skrzynce, gdzie mama przechowuje starocie za czasów gdy byłą panną. Albo szperanie na merlinie powieści za 7 zł, zapomnianych, nie promowanych wcale.
OdpowiedzUsuńDzięki za ten post:)
:) sięgnę, bo powieść mimo kurzu osiadłego na jej okładce, zapowiada się niesamowita :)
OdpowiedzUsuńOkładka mnie powaliła!:) sięgnę:)
OdpowiedzUsuńWstydzić nie, ale jak najszybciej nadrobić!:)
OdpowiedzUsuńOjj absolutnie Ciebie nie zjem jak zgłosisz się po dwie! :D
OdpowiedzUsuń