Czasami w naszym życiu pojawiają się książki, które mimo małej objętości, sprawiają, że życie zwalnia obroty, a świat wokół zaczyna przybierać całkiem inny kształt. Są to książki, które zmuszają do refleksji, do zastanowienia się. Uwielbiam takie książki. Uwielbiam być wprowadzona przez nie w stan melancholii, równy niemalże metafizyce. Wszystko zostaje nagle wywrócone do góry nogami, albo po prostu zostaję porażona mnogością nagromadzonych na tych kilkudziesięciu stronicach, emocji. Są książki, które żyją w nas znacznie dłużej niż inne. Zrastamy się z nimi, spajamy, utożsamiamy... "Kochałem ją" należy właśnie do takich książek.
Anna Gavalda - francuska dziennikarka, pisarka.Gdy debiutowała w 1999 zbiorem opowiadań "Chciałbym, żeby ktoś gdzieś na mnie czekał", pracowała jako nauczycielka języka francuskiego w szkole średniej. Książka w ciągu 9 miesięcy osiągnęła sprzedaż miliona egzemplarzy we Francji, a w 2000 otrzymała nagrodę Grand Prix RTL-Lire.
Nie należę do kobiet, które upodobały sobie romantyczne historie miłosne. Bardzo rzadko sięgam po takową literaturę, zazwyczaj jest to czas, gdy potrzebuję książki, która nie obciąży mnie zbyt mocno, a dostarczy doskonałej rozrywki. Tym razem myliłam się co do tej książki. Do lekkich wcale bym jej nie zaliczyła, wręcz przeciwnie. Tak jak romanse, francuska literatura jest dla mnie czymś niemalże obcym, nie odnajdujemy wspólnego języka, przynajmniej nie zawsze. Jakież było, zatem moje zdziwienie, gdy tylko zaczęłam czytać a z każdym zdaniem rosła ciekawość. A wszystko zaczęło się od tragedii...
Chloe, matka dwóch córeczek, zostaje opuszczona przez swojego męża. Załamana, paradoksalnie dostaje największą pomoc i wsparcie od swojego, zdawałoby się, chłodnego teścia. Zaopiekował się nią i swoimi wnukami, a w międzyczasie snując opowieść o swoim życiu, o którym nikt, niemalże nic nie wiedział. Była to opowieść o miłości, o decyzjach, które należy podjąć i o żalu, za stracony czas i popełnione błędy. Natomiast Chloe, snuła opowieść o swoim małżeństwie, o problemach, o początkach miłości, która wydawała się nie mieć końca. O swoich obawach. Książka ta, w gruncie rzeczy, jest jednym długim, przejmującym dialogiem. Rozmową dwójki dorosłych ludzi, różniących się niemalże wszystkim. Bariera pokoleniowa, niemalże nie do pokonania - a mimo to, umiejących słuchać i, poniekąd, zrozumieć.
"Kochałem ją" jest nie tyle opowieścią o rozstaniu, porzuceniu, co o prawdziwości miłości i końcu pewnych rozdziałów w naszym życiu. Rozdziałów, które nie powinny przesłaniać nam najważniejszych wartości... dla Chloe, macierzyństwa i piękna chwil, które mogła spędzić razem ze swoimi córkami. Tej pięknej codzienności, która jest znana tylko rodzicom.
Wzruszająca. Bardzo plastyczna. Ciekawa. Inna. Godna polecenia, po prostu. Na chłodniejszy, wiosenny wieczór pod kocykiem i z herbatką jak znalazł.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz