Witajcie kochani! Zważywszy na to, że rozwijam swoją pasję związaną z japońską kulturą i literaturą, zaczytuję się również w mangach *, których u nas w Polsce, nadal jest niestety bardzo mało.
Nie jestem wielką znawczynią mang (japońskich, czarno-białych komiksów), dopiero zaczynam, proszę więc o wybaczenie, jeśli moja recenzja nie będzie zawierać wielu ważnych rzeczy związanych właśnie z mangą, jako taką. Moja recenzja będzie raczej wrażeniowa :)
Ken Akamatsu (jap. 赤松 健 AKAMATSU Ken, ur. 5 lipca 1968 ) – japoński rysownik. Jego największym sukcesem okazała się seria Love Hina, przy tworzeniu której inspirował się pracami Rumiko Takahashi. Wplótł do niej również część faktów autobiograficznych. Mimo natłoku pracy Akamatsu wybrał się w podróż dookoła świata, tworząc jednocześnie program komputerowy.
Wydawnictwo: Waneko
Liczba stron: 192
Pierwszy tom mangi opowiada historię Keitaro Urashimy, który po raz n-ty usiłuje zdać na prestiżowy Uniwersytet Tokijski. W dzieciństwie bowiem obiecał spotkać się właśnie tam ze swoją pierwszą miłością. Niestety rok po roku oblewa egzaminy. Poszukuje zatem miejsca, gdzie będzie mógł się w spokoju pouczyć nie słysząc ciągle słów niezadowolenia ze strony rodziców, którzy najwidoczniej nie wierzę w swojego syna. Postanowił odwiedzić babcię, która prowadziła przez wiele lat tradycyjny japoński hotel. Nieoczekiwanie okazuje się jednak, że babcia, zamieniła hotelik w pensjonat dla dziewcząt i przekazała go wnukowi w spadku.
Losy niezdarnego Keitaro wciągają, śmieszą każdą stronicą i nie dają się oderwać. Doskonała rozrywka, zwłaszcza, jeśli ktoś lubi śmieszne zbiegi okoliczności :) Świetnie narysowana, doskonale oddaje duch każdej scenie, przykład:
Rozdział 2, strona 1, wydanie po angielsku. |
Czyta się lekko i przyjemnie, choć nie zawsze w polskim wydaniu rozumiem gwarę, z której używa jedna z głównych bohaterek- pensjonariuszka Mitsune. Mimo wszystko polecam, można się pośmiać i odstresować, zwłaszcza, jeśli się ma na studiach sesję egzaminacyjną ;)
Moja ocena: 5
O mangach wiem również niewiele, ale z tego co się orientuje to takie śmieszni- erotyczne zbiegi okoliczności są na porządku dziennym :)Mang raczej nie czytam,ale widziałam parę dobrych anime.
OdpowiedzUsuńO! Ja też niegdyś zaczynałam przygodę z mangą właśnie od "Love Hina". Bardzo dobrze ją wspominam, niesamowicie się przy niej uśmiałam ;D Oczywiście obejrzałam też anime, przy którym ryczałam jak bóbr (i to nie tylko ze śmiechu ;)). Masz rację - to dobry sposób na odstresowanie i wesołe spędzenie czasu ;)
OdpowiedzUsuńJa chyba kiedyś miałam do czynienia z jedną mangą i była nawet interesująca.
OdpowiedzUsuńPamiętam, ze miałam kiedyś serie mang o takich dziewczynach z kocimi uszkami:)
OdpowiedzUsuńPamiętasz może, jak się nazywała ?
Bardziej jednak niż dialogi interesowały mnie rysunki :)
Przez pewien czas, nawet coś tam tworzyłam :)
Moje zainteresowanie mangą zaczęło się na Sailor Moon, którą oglądałam i czytałam jako mała dziewczynka ;) Skończyło się na "Death Note" jakieś cztery lata temu ;)
OdpowiedzUsuńAle cały czas mam do nich sentyment ;)