2014-06-20

Wymemłanie wewnętrzne


Przechadzam się cichutko po pustym mieszkaniu. Palę, słucham, szukam siebie. Ubrana w stary sweter, skarpetki nie do pary i koszulkę mojego mężczyzny z Blind Guardian. Próbuję odnaleźć zgubiony czas i zgubioną wenę. Chce mi się. Pisać, ale wszystkie pomysły lądują w wersjach roboczych. Sięgam po kolejną książkę i odkładam zniechęcona. Wypaliłam się, spopieliłam myśli. Utkana rzetelnie własna jaźń nagle stała się na nowo białą kartką, niezapisaną, czystą. Niesplamioną atramentem. Co począć? Jak zacząć? Co właściwie ze sobą mam zrobić?

Nakryta, ciemnobrązowym kocem, który dostałam wieki temu od swojej mamy, z czarną herbatą w himowym* kubku, skrobię na blogu słowa. Do Was, do siebie samej. Niemoc twórcza, niemoc życiowa, która nagle zapadła, jak sroga cisza przed burzą, zdaje się zataczać coraz szersze kręgi. Boli ten pustostan twórczy. Ty też masz tak? Jak sobie radzisz z chwilowym brakiem jakiejkolwiek wiary w siebie, czy w to, co tworzysz? Nie, to nie jest brak wiary, tylko dziwne zniechęcenie, do wszystkiego. Czegoś brakuje, jakiegoś małego pierwiastka, jakiejś przyprawy. Pędu życia. Jego smaku. Czuję się zawieszona w próżni. Wyssana z energii życiowej płynącej w krwiobiegu.
Mam jednak na to sprawdzone sposoby, chciałabym podzielić się nimi z Wami, zasiać nić porozumienia i zjednoczyć się w bólu z tymi, którzy tak, jak i ja czasem bledną, a ich miejsca w czasie i przestrzeni stają się ugorem, który czeka na zagospodarowanie z nowym optymizmem i wiarą.



1. Czytam. Książki, które pobudzają myślenie i skłaniają do refleksji. Książki, dzięki którym zaczynam czuć coś więcej, coś innego. Doprowadzają mnie do łez, albo napawają optymizmem, tak potrzebnym w tych ciężkich dniach. 

2. Czytam blogi, które wskrzeszają we mnie chęć trwonienia czasu na grafomańskie/pisarskie zapędy. Zatem czytam:
  • tattwa.pl - nie ma lepszego bloga, w którym żywiołowość tekstu zapada na długo w moje myśli i duszę. Pół dzisiejszej nocy (ah ta bezsenność!) spędziłam na czytaniu jej bloga. Dziękuję za pobudzenie i nocne rozmyślania.
  • pawelbielecki.in - kolejny, jakże bliski memu sercu. Za każdym razem czytam z wypiekami na twarzy, język, którym operuje, wpaja we mnie chęć rozwoju. Chyba nikt w blogosferze nie potrafi swojego tekstu zamienić w tak idealny literacki słowotok. Dziękuję za chęć tworzenia. Po prostu.
3. Słucham, słucham dużo. Albo nie słucham wcale, bo czasem cisza jest plastrem dla ranionej duszy. A jak słucham to słucham piosenek, które w patetyczny sposób mnie wzruszają, dotykają jakiejś struny we mnie, gdzieś głęboko i poruszają. Bywa też i tak, że muzyka buduje we mnie napięcie, spokojnie narastające: tworzyć, chcę tworzyć. I rodzi się słowotok, rodzi się idea, rodzi się chaos, który tak uwielbiam. Muzyka zawsze ma na mnie leczniczy wpływ, bo gdy się wszystkiego odechciewa, tylko ona mi pozostaje. Zamykam się w pokoju, gaszę światła i leżę ze słuchawkami, odczuwając. Staję się tylko czuciem. Zbawczym czuciem.


4. Oglądam. Filmy. I znowuż powielam schemat: chcę czuć, odczuwać. Być poruszona. Poprzez połączenie obrazu, ścieżki dźwiękowej, fabuły. Macie takie filmy, które zawsze Was poruszają? Oglądam również zdjęcia na blogach, które zawsze wprawiają mnie w zachwyt. Głównie dlatego, że pokazują miejsca, które kiedyś odwiedzę (ah, słodkie marzenia!), głównie są to te blogi:
  • mammamija.pl - pięknie widzieć tak szczęśliwą rodzinę. Serce mi się raduje, gdy oglądam te uśmiechnięte twarze i miejsca, które razem odwiedzają. 
  • adamantwanderer.blogspot.com - Ula jest niesamowita, podróżuje po całym świecie praktycznie sama. Spełnia swoje marzenia, nie potrafi usiedzieć na dłużej w jednym miejscu i kibicuję jej z całego serca i po trosze zazdroszczę możliwości. Z każdym jej postem, obiecuję sobie, że sama będę tak podróżować z moim A., jak wszystko się ustabilizuje. Na początek cel do osiągnięcia: Praga i polskie góry. Zobaczymy, co będzie później. Motywujące bardzo.
5. Nie ma nic lepszego na takie dni jak spacer, czy spotkania z przyjaciółmi. Nie zawsze jest to możliwe w tym pełnym pośpiechu świecie, każdy ma swoje życie, swoje własne problemy i obowiązki, ale czasem wystarczy pół godziny z najlepszymi ludźmi tego świata, żeby poczuć, że żyję. Mimo, że zdarzają mi się chwile (jak każdemu), kiedy to jestem przytłoczona ludzkim tłumem i mam ochotę na chwilę dla samej siebie, ludzie są dla mnie ważni, najważniejsi, bo to oni swoim uśmiechem i radością wypełniają mi dni i sprawiają, że chcę żyć pełnią, pełniej, najpełniej. 

Monotonność życia zabija wszelkie przejawy twórczej egzystencji. Leżenie w łóżku i walczenie z choróbskiem pustoszącym organizm również. Mam nadzieję, że Wasze życie będzie pełne barw (tego Wam życzę z całego serduszka!), pełne uśmiechu i twórczego zapału. Idę szukać swojego, zregenerować własny koloryt. Obudzić się z letargu i zacząć działać. Zmobilizować wszelkie siły, by umieć trwać i cieszyć się z tego trwania. Czas rozpocząć przygotowania do wielkich zmian (znowu, kolejnych), do wielkich przygód! Nie mogę się już doczekać, co czas mi przyniesie.

Dziękuję, że mogę trwać tutaj z Wami i zawsze miło mi Was gościć na moim blogowym poletku i rozmawiać z Wami, cieszyć się z Wami, smucić z Wami. Po prostu.

PS Właśnie zauważyłam, że jakiś czas temu o niemocy twórczej pisała również Riennahera, odsyłam również do niej :)

_____________________________________________
* kubek z ulubionym zespołem zawsze na propsie
|Zdjęcia zrobione w Ogrodzie Botanicznym we Wrocławiu.|

6 komentarzy:

  1. Często mam takie chwile, chociażby niedawno, zastanawiałam się czy jest sens dalej prowadzić bloga, chciałam usunąć i nie wracać, ostatecznie przeniosłam go. Właśnie przez jakiś czas robiłam te rzeczy, które tutaj podałaś i w pewnym sensie doszłam do wniosku, że szkoda mi tego kończyć. Skoro lubimy coś, wkładamy w to dużo pracy, to jednak nie warto tego od razu przekreślać. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie tak, czasem trzeba odejść na chwilę, odpocząć. Złapać odpowiedni dystans, by pewne rzeczy zrozumieć :) Cieszę się, że nie porzuciłaś swojego własnego świata i nadal na nim piszesz :)

      Usuń
  2. Nienawidzę takiego zastoju - no jak ja go nienawidzę!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj ja też... nienawidzę :) ale na szczęście, wszystko mija :)

      Usuń
  3. Czasami też mnie ogarniał taki nastrój - i wierz mi, zaczynałam w tedy tańczyć hulę i marzyć o Hawajach. Skoro nie mam raju u siebie, to go sobie wymyślam.
    Czasem dobrze jest odpocząć od rozpędzonego świata, zawisnąć jakby w przestrzeni pomiędzy snem a rzeczywistością. Zrelaksować się i wrócić. A razem z powrotem coś zmienić w sobie, w swoim życiu :) Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie tak, czasem trzeba zniknąć, odpocząć, poczuć coś innego, na nowo :)

      Usuń

Follow