Witajcie kochani! :) Wiem, że strasznie długo nie pisałam, ale niestety nie miałam czasu ani na pisanie, ani na czytanie książek- sesja i słońce, które kazało mi spędzać większość dnia poza domem i choroba, która nagle mnie złapała i to w najmniej oczekiwanym momencie, to wszystko udaremniło mi napisanie nowej recenzji. Mimo to jestem, za parę godzin wyjeżdżam na upragnione wakacje nad morze, do Świnoujścia- rodzinnego miasta mojej mamy :) Tak więc recenzja będzie krótka, niestety, ale nie mam zbytnio czasu, a chciałabym nie odkładać tego jeszcze na później, bo wszystko (emocje, myśli i refleksje...) pozapominam ;)
O autorze słów kilka już pisałam, więc teraz nie napiszę już nic, poza tym, że autora większości przedstawiać nie trzeba, bo każdy przynajmniej raz zetknął się z twórczością tego pana oraz z adaptacjami jego powieści, np. "Zieloną Milę", którą osobiście bardzo lubię (książkę i film! patrz archiwum)
"Rose Madder" opowiada historię Rosie, maltretowanej, bitej i poniżanej żony, która postanawia pewnego słonecznego dnia uciec od swojego męża-sadysty-policjanta. Wszystko toczy się szybko, a zaczyna od małego szczegółu, który wyrywa główną bohaterkę z letargu w jakim żyła przez paręnaście lat- postanawia w końcu uciec i ucieka jedynie z małą torebeczką i kartą kredytową męża, z której korzysta tylko raz.
Wszystko zaczyna się układać Rosie znajduje pomoc - mimo to nad jej nowym i szczęśliwym życiem zawisły szare chmury, ciężkie od strachu i nienawiści. Mąż Rosie, Norman Daniels postanawia się zemścić. Postanawia "porozmawiać z Rosie w cztery oczy". Co to oznacza będziecie musieli dowiedzieć się sami ;)
Muszę przyznać, że ta książka, mimo że opisuje tak straszne rzeczy/ sprawy/ wydarzenia pełne krwi, furii i nienawiści niesie w sobie wiele nadziei. W pewnym momencie nawet zapomniałam, że czytam powieść mistrza grozy- miałam wrażenie, że to raczej lekka powieść obyczajowa. Nie mówię, że to minus tej powieści, mi to osobiście nie przeszkadzało :) Trochę przeszkadzało mi połączenie świata bardziej realnego z tym wymyślonym, całkowicie abstrakcyjnym. Obraz, który zmienia rozmiar? Obraz, z którego wydobywają się dźwięki świerszczy? Eee, niezbyt mi to pasuje mimo iż wiem o co chodziło autorowi- wszystko wyjaśnia się w ostatnich rozdziałach. Jednakże z bardzo fajnej powieści, może nawet lekko kryminalnej (mąż-policjant, mąż-tropiciel, mąż-morderca + seria dziwnych morderstw) zrobiła się dziwna kombinacja powieści fantastycznej, horroru i romansu z dozą kryminalnych opowieści (rodem z CSI? xD). Zbyt dużo na nie za długą powieść. Lekkie poplątanie z pomieszaniem. Czyta się ją jednak miło, Rosie jest postacią wyrazistą, zresztą tak jak inne postaci. Miejscami zalatuje jednak naiwnością wątków, co jest zdecydowanie na minus.
Osobiście polecam, chociaż nie uważam, że jest to najlepsza z powieści Kinga, jakie udało mi się przeczytać w moim krótkim życiu ;)
Moja ocena: 4+
Tej książki "jeszcze" nie czytałam, ale mam ją na składzie. Stale sobie powtarzam, że Kinga muszę przeczytać w te wakacje, ale nie wiem czy się wyrobię... No cóż...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie :)