Moda na paranormalne romanse trwa w najlepsze. Pamiętam dobrze, gdy zaczęło się to zjawisko. Byłam zaciekawiona. Moją miłość do wampirów zna każdy, kto choć trochę mnie zna, bądź śledzi to poletko moich myśli wszelakich. Dlatego skusiłam się na przeczytanie "Wschodzącego księżyca". Pamiętam to wrażenie przesytu seksualnością do tego stopnia, że aż mdliło. Dlatego długo zwlekałam z decyzją o przeczytaniu kontynuacji. Ale potrzebowałam czegoś luźniejszego, czegoś, co nie przytłoczy mnie myślami. Takie książki nadają się do tego najlepiej. Dostarczają rozrywkę, przede wszystkim. Mimo to byłam zaskoczona, bo jak się okazuje, "Całując grzech" już nie jest utkana tylko ze scen erotycznych i szczątkowej fabuły.
Riley Jenson znowu wpada w tarapaty. Budzi się naga, cała umazana krwią w miejscu, którego nie zna. Na dokładkę nic nie pamięta. Ponadto zostaje zaatakowana przez stwory, które są najwyraźniej laboratoryjnie wyhodowanymi maszynami do zabijania. Cudem unika śmierci. Umyka ze zmiennokształtnym Kadem. A to dopiero początek walki o przetrwanie i z własnymi myślami. Riley, bowiem czuje, że nie wszystkie sprawy uczuciowe da się łatwo wymazać, zakończyć pewne etapy szybko i stanąć na nogi. Wszystko zaczyna się komplikować...
Jak już wspomniałam wcześniej, nie jest to książka wyższych lotów. Jest jednak na tyle ciekawa, zabawna, relaksująco wciągająca, że spędziłam z nią te kilka chwil, bez poczucia straty czasu. Ilość erotyzmu ograniczona jest do minimum, które nie razi, nie nudzi, a dodaje kolorytu, który tak bardzo określa osobowość głównej bohaterki.
"Całując grzech" to książka o wartkiej akcji, nie pozwalająca na ani minutę nudy. Prosty, czytelny język. Konstruowanie fabuły opartej głównie na dialogach (które, notabene są mistrzowskie), odrywa od myśli. Jest to książka, którą czyta się, kiedy wszystkie inne są zbyt ciężkie, kiedy ma się ochotę na coś lżejszego kalibru, ale nie na coś, co będzie nużącą wydmuszką, pozostawiającą niesmak.
Polecam, dla osób, którym paranormal romance nie jest straszny i szukają czegoś lekkiego, na oderwanie się od ciężkiej rzeczywistości.
Nie- paranormalne romanse raczej nie dla mnie. :) Choć ambitne pozycje pisarzy takich jak Edgar Allan Poe czy Bram Stoker- to tak. Lecz dla odprężenia i po "Zmierzch" sięgnę nie ukrywając przy tym, że relaks łatwiej przychodzi nad "Doliną Muminków w listopadzie". :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
To prawda : ) Ale gdy skończą się "Muminki..." z ciekawości sięgam po coś całkiem innego :)
UsuńJakiś czas temu przykuła mnie okładka tej książki :) Uwielbiam fantasy i chyba będę musiała sięgnąć po pierwszy tom :)
OdpowiedzUsuńObserwuję i pozdrawiam :)
Może Ci się spodobać, także polecam :)
Usuń