2013-07-10

Alfabet

Ostatnimi czasy, przebywając w upalnej Warszawie, odnalazłam swoje stare opowiadanie, które zaczęłam pisać od 2009 roku, bodajże... Chciałabym się dzisiaj nim podzielić z Wami i poznać Waszą opinię: co sądzicie o języku, o fabule, o konwencji jaką przyjęłam? 

TEKST OPOWIADANIA:


ROZDZIAŁ A.
Albatrosy. Papierosy w sumie dość popularne. Myślę,że wszystko zaczęło się właśnie od tego jednego skrzętnie skrywanego papierosa. Niczym subtelna reakcja łańcuchowa. Nigdy nie wiesz na co trafisz,aż nagle...pozostaje tylko czekanie. Nie byłam pewna co właściwie robię na tej suto zakrapianej imprezie w rytmach disco-polo lat 90'tych. Jakbym cokolwiek wtedy wiedziała. Stało się jasne,że to miejsce nie jest dla mnie,że to wszystko sprawia,że czuję się gorsza. Nie umiem się przystosować. Wtedy mi to przeszkadzało. Teraz to jest nieistotne. Wszystko kiedyś się zaczyna i kiedyś się kończy, prawda znana w świecie. Siedziałam jak zawsze na jednej z zużytych starych kanap. W ręku kolejny plastikowy kubeczek zapełniony do połowy tanim winem. Wokół gwar, dziwnie zmieszany z dymem tytoniowym, zapachem spoconych ciał. co jakiś czas dało się słyszeć głośny śmiech. Czułam się obco, czułam się bezlitośnie źle, jak zawsze gdy wiedziałam,że nie mam tu swojego udziału. Narkotyki? To nie dla mnie. Myślę,że tamtego dnia wszystko zdawało mi się dziwnym snem polakierowanym kruchym odbiciem mnie samej. I ten papieros. Ten jeden jedyny. Zmienił wszystko. Przez dłuższą chwilę nie zdawałam sobie sprawy,że coś do mnie mówisz... byłeś wyższy niż ja, bladooki z dziwnie sterczącą jasną czupryną, pamiętam to do dziś. Nieśmiały uśmiech, dreszcz emocji i dziwne wibrowanie w brzuchu. I coś niewyczuwalnego w powietrzu. Też to czułeś? Sama nie wiem co mnie opętało. Wzięłam cię za rękę i odeszłam. zniknęłam z tego świata. Byłeś tylko ja i ty, jednocześnie, razem zespoleni. I nicość. Nieskończoność cielesnych zmagań dobra ze złem. Twój pot miał smak oliwy, twój dotyk sprawiał,że płonęłam. Nie zdawałam sobie sprawy jak to jest nie mieć tchu, jak to jest być pozbawioną ducha... A potem? Albatrosy. Jeden jedyny,a jego smak, cierpki i duszący wypełniał moje płuca nieskalaną szarością. Widziałam błysk w twoich oczach, czułam nienamacalne pożądanie i chęć czegoś więcej. Ubrałeś się i wyszedłeś, bez słowa, po prostu. Nie zatrzymałam cię, nie zależało mi. Zmieniłeś mnie, za każdym razem mnie zmieniałeś. Fizycznie i psychicznie byliśmy jednością, a jednocześnie kimś zupełnie odrębnym, innym. Wiem, co czułeś. Ten jeden albatros, zmienił wszystko. Razem z dymem wypuszczanym przez moje ciało, ulatywały gdzieś moje własne zasady- moralność, którą sama sobie wpoiłam. Stałam się takim, jak tym stworzeniem z krwi i kości. Od tamtej pory palę tylko albatrosy. I piję ciemną, mocną, gorzką kawę. I szukam ciebie, choć wiem, że to próżne szukanie. Zdaję sobie sprawę, że ty mnie nawet nie pamiętasz... Czuję jak uciekasz, jak wymykasz się z dnia na dzień, i z nocy na noc z mej własnej pamięci. Czy ty tam naprawdę byłeś? Może tylko w trakcie nikotynowego snu sobie ciebie - ideała-wyśniłam? Krew krąży niemiłosiernie w moich żyłach. Odnajdując ciebie odnajdę swój własny sens. Miłości, której nigdy nie powinno być powiem butnie "cześć", a potem zanurzę się w niej, dam się opętać pragnieniu i zacznę pić, spijać każda kropelkę tej egzystencjalnej ambrozji. Chcę umieć żyć, umieć znowu zapuścić korzenie, iść przez życie z dumnie uniesioną głową. Gdzie jesteś?

Rozdział B.
Babcia. Zawsze była. Opoką była. Światłem była. Nagle zniknęła... Nie potrafię przejść z tym do porządku dziennego. Ból. Rozrywa twą duszę, wysysa wszystkie wspomnienia na wierzch, nie możesz zapomnieć. Bijesz się z myślami, chcesz- nie chcesz, chcesz- nie chcesz. Śmierć mi cię zabrała, zabrała wszystko,co kochałam. Pamiętam, jak chodząc po plaży szukałam muszli wyrzuconych przez spienione fale, czułam się bezpieczna, bo gdzieś niedaleko byłaś ty. Miałam wtedy 13 lat. Uścisnęłaś mą dłoń, przytuliłaś. Podarowałaś miłość, której tak nie wiele mogłam mieć... Słuchałaś, gdy mówiłam, choć rzadko cokolwiek potrafiłam rzec. Zbyt mało cię znałam. Żałuję. Miałam zacząć, przełamać tą gorycz, zacząć od nowa. Zobaczyć cię, nie zdążyłam. Rozmył wiatr wszystko, pozostał kurz i parę zdjęć. Po śmierci mojej babci otoczyłam się wspomnieniami po niej. Szalik, czapka, sweter, nawet ręcznik, który mi tak niedawno podarowałaś...wszystko mi ciebie przypomina. Kolczyki, te na 19-ste urodziny i te na Komunię Świętą. Zawsze pamiętałaś. I co? Teraz mam cię ot, tak skreślić? Skasować Twój numer, jakby cię nie było? Nie mogę... To mnie przerasta. Ciągle nie wierzę. Ty żyjesz! Żyjesz we mnie, we wspomnieniach, w marzeniach... Już cię nie usłyszę... Cisza zalega w Twym pokoju, Twoje rzeczy powoli znikają... Tylko jedno pudełko zostaje. Twoje całe życie zamknięte w jednym pudełku po butach. Zdjęcia, lśniące paciorki różańca, metalowy krzyżyk, książka w zmęczonej czasem okładce i zeszyt zapisany Twoimi rękoma. Zeszyt pełny prozaicznych rzeczy. Przepisy. Uwielbiałaś to. Gotować. Za oknem deszcz, niczym łzy skapuje na parapet i na twarz. Zawsze mnie rozumiałaś, zawsze mi pomagałaś, zawsze... Bóg zawsze zabiera szybko ludzi dobrych... myślę,że zabrał cię, byś już nie cierpiała, nie patrzyła na zło tego świata...jakbyś była dla niego za dobra, jakby sprawiał ci ból...Twoje szare oczy i wesoły uśmiech... zawsze będę pamiętać, nigdy nie pozwolę sobie zapomnieć. Pamiętam jak przygarnęłaś mnie, gdy nie mogłam spać. Wciąż myślałam o Nim. Paliłam papieros za papierosem, nie wiedziałaś co się dzieje, myślałaś może,że mój ojciec...nie...szepnęłam tylko,że nic się nie stało... wiesz,że kłamię, wiem to. kładziesz mi rękę na ramieniu, mówisz bym odpoczęła i,że mogę zostać jak długo tylko chcę. Otwierasz okno, pada letni srebrzysty deszcz. Wystawiam głowę, czuję ciepło na skórze i w sercu. Czuję spokój. Serce zwalnia, uspokaja swój szaleńczy rytm. Zawsze czułam spokój w Twoim domu. Zawsze pełny światła, zawsze cichy, milczący, nostalgicznie rozdarty pomiędzy nowoczesnością a minioną epoką. Dom przekazywany z pokolenia na pokolenie. Deszcz ustaje,a ja z ciepłą herbatą o miodowo-słodkim smaku wychodzę. Ogród żyje. Ożywiony tchnieniem lata. Kwitną róże, hiacynty, maki i różowe różaneczniki. W oddali słyszę trele ptaków, które znalazły tu schronienie, jak ja odnalazły spokój. Czuję krople deszczu na bosych stopach. Podchodzisz, zrywasz rumiane jabłko, częstujesz mnie i mówisz,że zawsze tu będziesz, gdybym czegoś potrzebowała,ale teraz... nie ma cię! To wszystko staje się niewyobrażalne... Gdzie jesteś?

Rozdział C.
Cień.W dzieciństwie, w latach tak odległych, że aż mgłą zasnuta jest pamięć, bałam się cieni wchodzących nocą przez okna. Dziwnie migocące światło na zwór demonów. W dzieciństwie straszono mnie Baba Jagą, wiedźmą z brodawką na twarzy i próchnicą. Bałam się, choć butnie tego nie okazywałam. Szybko przekonałam się, że to żartych dorosłych, którzy z nas, dzieci robią sobie żarty. Mówili, że jestem ich małą cyganeczką, w srebrnych paciorkach i czarnych włosach. Mówili, że piękno jest czymś wiecznym, jeśli się je gdzieś zapisze, zatrzyma, umocni w kanonie. Schemat. Stereotyp. Bałam się cieni, tak jak bałam się zimnych rąk wślizgujących się pod kołdrę, bałam się ich dotyku. Słyszałam szept: 'Nic nikomu nie mów, niech to zostanie naszą słodką tajemnicą', drżałam. Słyszałam jęk, spazm rewolucji. Ugniotłam swoje marzenia. Widziałam nad sobą ciemną sylwetkę, czerń włosów oślepiała. Za oknem deszcz. Cichy tłumiony krzyk. Smak gorzkich cierpkich łez i samorzutne błogosławieństwo końca. Cień odszedł. Pozostał ból, wstyd, który przemykał się cicho po moim ciele jak dreszcz. Aż nagle nastał nowy dzień, nowy koszmar. I cień znowu rozgości się w moim łonie, znowu powędruje zimna dłoń. Podkrążone oczy, blada szklista skóra. Gdy mówiłam, że Cień nie daje mi spać, śmiali się, żartowali, że najwidoczniej zasłużyłam. Starałam się być dobra, grzeczna, nie chciałam więcej tego czuć. Czuć się rozrywaną, tkanka po tkance, czuć misternie uknuty spisek, zmowa milczenia. Czy ktoś słyszał mój krzyk? Oczywiście. Nikt nic nie zrobił, a Cień przychodził co noc. Próbowałam walczyć, byłam zbyt słaba. Siniaki na dłoniach i udach. Udawali, że nic nie widzą. Chciałam uciec, umknąć sile i zaborczości Cienia. Nie mogłam. Rutyna nocnych spotkań wysysała ze mnie wszystko, całą energię. Widziałam jak spinał się po schodach, jak trzeszczały deski naszego starego domu, widziałam Cień na szybie okna. Strach, który potęgowała wizja nieuchronnego. Potem były dwa Cienie. Dwie zimne dłonie. Jedna kobieca. Czułam długie paznokcie wnikające w me ciało. Ból ściskał moje gardło. Pewnego dnia wszystko ustało. Znikł Cień i jego towarzyszka. Wszystko się skończyło, tak tajemniczo jak się zaczęło. Miałam 10 lat, pod buską zaczęły kiełkować mi piersi. Może to był już ten wiek? Wiek, w którym Cień się już młodą kobietą nie interesuje, wszakże to był wymysł dorosłych, by straszyć małe dzieci. Nigdy nie zapomniałam. Co noc po długie godziny czekałam, aż nadejdą. Cień i jego towarzyszka. Nie nadchodzili. Żyłam w błogim uśpieniu. Do lat 16. Wtedy wspomnienia wróciły. Cień wrócił. Przestałam się jednak bać. Policja była tuż za rogiem. Rankiem wymknęłam się z domu. Policjantka, która mnie przyjęła była bardzo wyrozumiała. Pochwaliła moją odwagę. Ja bym to raczej nazwała walką o przetrwanie. Sprawy sądowe ciągnęły się latami.Oskarżono mojego ojca. Kobiety nie odnaleziono. Nie chciał współpracować. Moja mama miała zawał, gdy się tylko o tym dowiedziała. Wieczorami jej nie było, pracowała w szwalni, na nocki. Wracała nad ranem, ubierała nas, pakowałam drugie śniadanie do szkoły i odsypiała ten czas. Nic nie wiedziała o tym,co się działo. Skazano go na 5 lat. Nocami chodził też do mojej siostry i do brata. Nie miał litości. Jego towarzyszka? Czy uda mi się ją odnaleźć i wymierzyć sprawiedliwość? Ty? Gdzie jesteś?


***

Wiem, że dzisiaj bym to troszkę inaczej napisała, zastanawiam się jednak czy ta konwencja się przyjmie, czy się spodoba, czy powinnam pisać dalej? ;) 

6 komentarzy:

  1. TAK
    Niezaprzeczalnie.
    tak...


    jeżeli kiedyś zaplanujesz to wydać i już wydasz, daj znać, z marszu kupię ze 3 egzemplarze dla mamy i tej z sióstr, która czyta książki :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, aż się zaróżowiłam na policzkach! Dziękuję! :*

      Usuń
  2. Pisz, Pandorciu :)
    Przyjemnie się czytało. Albatrosem zaczarowałaś mnie tak, że odpaliłam własnego papierosa... L&M'a, co prawda, ale przeżywałam razem z Tobą... :)

    Mój blog umiera śmiercią naturalną, przeniosłam się tutaj: www.nudze-sie.blogspot.com i zapraszam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Przed przeczytaniem tekstu, autor powinien go przeczytać. Po tych 3 krótkich rozdziałach mam wrażenie, że tego nie zrobiłaś. Gdzie akapity, żeby tekst się czytało lepiej? Gdzie poprawność interpunkcyjna?

    Językowo nie jest źle, tematycznie gorzej po teksty są po prostu nudne. Ale pisz dalej, a zobaczysz, że z każdym kolejnym tekstem pójdzie Ci lepiej! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak już pisałam, teksty te powstały w 2007 roku :) Teraz pewnie bym napisała coś zupełnie innego :)

      Usuń

Follow