Kapryśna ta jesień w tym roku. Bardzo deszczowa. Zimna i sprawiająca wrażenie wiecznie naburmuszonej. Sprzyja to jednak wieczorom z książką i filmem. Dzisiaj mam dla Was naprawdę niezły rozrzut gatunkowy. Począwszy o klasyki kina, poprzez horror i sci-fi a skończywszy na adaptacji filmowej. Bez zbędnych i nudnych wstępów, zapraszam na moje dzisiejsze zestawienie:
Gusta zmieniają się z wiekiem, pamiętam jak kiedyś szalałam za wszelkiego maścią filmami, w których krew lała się strugami, a wnętrzności suto zaścielały podłogi. Dzisiaj zamiast porządnego horroru wybrałabym raczej dobrą fantastykę, a na odstresowanie komedię, bądź, paradoksalnie cięższy, ambitniejszy film. Nie lubię zamykać siebie w szufladkach gatunkowych, stąd - tak jak z książkami, czasem sięgam po pozycje zasadniczo nie w moim guście. Nie przymuszam się, czasem po prostu lubię takie urozmaicenie.
"Książę i aktoreczka" (1957), reż. Laurence Olivier
Jest to jeden z wielu, ale jeśli dobrze pamiętam ostatni film Marilyn Monroe. Zagrała tutaj u boku samego reżysera, aktora teatralnego Laurence'a Oliviera. (Ci z Was, którzy widzieli, bądź czytali "Mój tydzień z Marilyn" będą kojarzyć, o jakim filmie właśnie piszę) Rok 1911, książę małego, fikcyjnego państewka postanawia uwieść młodą amerykańską aktorkę. Fabuła nie jest skomplikowana, w końcu powstała na podstawie sztuki teatralnej. Nikogo nie zdziwi gdy napiszę, że Marilyn w tym filmie bije wszystkich na głowę. Jest świeża w udawaniu lekko głupiutkiej aktoreczki. Piękna. Film nie posiada jakiejś większej głębi, nie niesie większego przesłania, jest prostą rozrywką z piękną scenografią i świetną obsadą aktorką. Teraz się już tak nie gra... Wszystko dopracowane do ostatniego detalu, czasem przerysowane z premedytacją.
Od dziecka kocham się w starym kinie, dlatego i ten film przypadł mi do gustu. Nie stał się ulubionym, z oczywistych powodów, ale sprawił, że naprawdę dobrze się bawiłam.
▲ Moja ocena: 4 ▲
"Opętani" (2010), reż. Breck Eisner
Na ten film skusili mnie (choć broniłam się zażarcie :D) moi przyjaciele. Mamy tutaj do czynienia z małym amerykańskim miasteczkiem, gdzie zaczynają wariować ludzie. Ze spokojnych, zwykłych obywateli zamieniają się w rządnych krwi morderców. Z czasem wychodzi na jaw, że to nie przypadek, a główni nasi bohaterowie: lekarka grana przez Christie Lynn Smith oraz jej mąż, szeryf (Timothy Olyphant) muszą ratować swoje życie.
Trzyma w napięciu, to fakt, nie można mu też niczego odjąć za samą koncepcję fabularną, ale, jak do licha, kobieta w ciąży (główna bohaterka-lekarka) po tak wielu traumatycznych, wstrząsających i pełnych napięcia zdarzeniach, nie straciła tego dziecka? Wątpię, by takie miejsce miałoby w rzeczywistości. Zaskakująca końcówka na plus.
Tak naprawdę, więcej się naśmiałam na tym filmie, niż na bałam. Nie polecam, chyba że ktoś pasjonuje się horrorami wszelakimi i za punkt honoru powziął obejrzenie każdy rodzaj. Proszę tylko nie nastawiać się na zbyt wiele ;)
▲ Moja ocena: 3- ▲
"Outlander" (2008), reż. Howard McCain
Kolejny film obejrzany z przyjacielem. Jest to jeden z jego ulubionych filmów. Zaciekawił mnie fabułą. Norwegia, rok bodajże 720 n. e. Na ziemię trafia Kainan (Jim Caviezel), jego uszkodzony statek rozbija się pośród fiordów. On sam, nauczywszy się wszystkiego o Ziemi, wyrusza na polowanie. Odkrywa ze strachem, że nie był jedynym, który przeżył katastrofę statku...
Film może nie zachwyca realistycznymi efektami specjalnymi, ale fabułą, grą aktorską wynagradza te niedogodności. Podobają mi się realia, które zostały oddane: życie Wikingów w ich osadach. Piękna scenografia. Przyjemnie ogląda się filmy, które mają tak dopasowanych aktorów do postaci, a scenografie są naprawdę porządne. Tęskniłam za naprawdę dobrym, trzymającym w napięciu kinie Sci-Fi, już dawno nie oglądałam czegoś równie dobrego. Czegoś głębszego, czegoś co jest połączeniem ukochanego gatunku (sci-fi/fantasy) z przygodowością i nutką romansu.
Polecam, chociażby, by z czystej ciekawości (nie zrażając się notom na filmwebie!) przyjrzeć się temu filmowi.
▲ Moja ocena: 4+ ▲
"Wielki Gatsby" (2013), reż. Baz Luhrmann
Pewnie większość z Was widziała ten film, była w kinie, bądź, chociażby czytała książkę, która zaliczana jest do klasyki literatury światowej. Przyznam się szczerze, książki jeszcze nie czytałam, ale od wielu lat na nią poluję i jakoś zawsze nam nie po drodze. Film... Film opowiada historię nietuzinkową, Jay Gatsby, milioner, rozświetla Nowy Jork swoimi wykwintnymi, pełnymi splendoru i przepychu przyjęciami. Jest rok 1922. Tajemniczy Gatsby, którego prawie nikt na oczy nie widział, rzadko zjawia się na swoich przyjęciach. Czeka na kogoś wyjątkowego...
Nie sądziłam, że będę tak zachwycona tym filmem: nie tyle historią, co wizją jaką miał reżyser na tą historię. Jestem zakochana w kadrach, lekko bajkowych, pełnych nostalgii ujęciach. Zachwycona doskonałymi grami aktorskimi, zwłaszcza Leonardo DiCaprio podbił moje serce wcielając się w Gatsby'ego. Dla mnie jest idealny, jakby stworzony do tej roli. Niesamowite, patrzyłam na ekran i nie mogłam uwierzyć, jak ten człowiek jest niesamowicie utalentowany...
Historia obleczona w cekiny, gustowne fraki, szampan lejący się litrami... to nie jest radosna historia, na której ciągle się śmiejemy. Jest to historia z morałem. Historia miłości, która najprawdopodobniej nigdy nie powinna zaistnieć... Mądry, niekiedy cyniczny. Doskonały.
▲ Moja ocena: 6▲
Oglądaliście któryś z wymienionych filmów? Co sądzicie? :)
Wielki Gatsby to według mnie okropnie efekciarska wydmuszka z absolutnym brakiem chemii między bohaterami. Okrutny zawód.
OdpowiedzUsuńKsiążę i aktoreczka, echh szkoda Lawrenca na taki film :/ a fenomenu Monroe nie zrozumiem nigdy.
Słyszałam wiele takich opinii i w pewnym sensie się z tym zgadzam, ale nie podchodziłam do tego filmu z jakimiś wielkimi oczekiwaniami, wiedziałam, że to prosta historia miłosna w takiej wielkiej, kolorowej bańce. "Wielki Gatsby" podobał mi się za całą tą, tandetną, być może i faktycznie efekciarską, ale i wysmakowaną wizualnie otoczkę :)
UsuńJesteśmy przeciwieństwami - ja zamykam się w swoich gatunkach, klimatach, obejrzanych już kiedyś filmach, w których się zachwyciłam. I tak przed “Przeszłością” robię sobie maraton z Farhadim i wybieram się na Konesera, Dianę, Dziewczynkę w trampkach (pierwszy film spod ręki kobiety w Arabii Saudyjskiej, muszę to zobaczyć dla własnej satysfakcji i pod kątem studiów!). A stare kino uwielbiam, choć nie to z Monroe - nie przepadam za nią jako aktorką. “Mój tydzień z Marilyn” też przyjęłam chłodno - zwiastun był lepiej zrobiony niż film wg mnie. Reszty filmów nie widziałam i jakoś żaden z nich nie przypada mi do gustu (nawet “Gatsby”)
OdpowiedzUsuńWidziałam na LubimyCzytać, że czytasz teraz Eileen Chang - jestem ciekawa Twojej opinii bo kilka razy miałam jej książki w ręce, ale za każdym razem, nie wiedzieć czemu, rezygnowałam.
Pozdrawiam b. serdecznie!
Monika
Wiesz, na te filmy, o których napisałaś, sama z chęcią bym się wybrała :D Uwielbiam kino z najdziwniejszych zakątków świata, właśnie oglądam np. film izraelski nakręcony przez kobietę, "Wypełnić pustkę" i jestem zachwycona :)
Usuńksiążę i aktoreczka to cudny film. gatsby'ego muszę obejrzeć, koniecznie :)
OdpowiedzUsuńkoniecznie obejrzyj i daj znać jakie wrażenia :D
UsuńCo do "Wielkiego Gatsby'ego" mam mieszane uczucia. Był widowiskowy, bogaty wizualnie i muzycznie, natomiast jednak czegoś mi w nim brakowało. Zdałam sobie sprawę, że nie widziałam żadnego filmu z Monroe, muszę to kiedyś nadrobić.
OdpowiedzUsuńNadrób, chociażby z samej ciekawości :)
UsuńFilm "Książę i aktoreczka" nie trafił też do moich ulubionych, ale oglądało się go nieźle. Na Gatsby'ego mam ochotę, ale też nie czytałam książki i uparłam się, że najpierw ona :D
OdpowiedzUsuńTo czekam na relacje, ja nie mogłam się powstrzymać i musiałam obejrzeć ten film :D
Usuńosobiście nie miałam okazja zobaczyć jeszcze żadnego z opisywanych przez Ciebie filmów, ale po Gatsbiego na pewno sięgnę na DVD.
OdpowiedzUsuńKoniecznie muszę obejrzeć ostatni film Marylin :) Uwielbiam ją, a akurat "Księcia i aktoreczki" nie miałam okazji zobaczyć :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam do mnie :)
To poproszę później o relację i podzielenie się wrażeniami :D
UsuńNie oglądałam żadnego z tych filmów, ale muszę to nadrobić!:)
OdpowiedzUsuńOglądam dużo filmów, ale tych akurat nie miałam okazji. Najbardziej jestem ciekawa ostatniego, ale najpierw chcę zobaczyć starszą wersję.
OdpowiedzUsuńCzytałam Wielkiego Gatsby przed obejrzeniem filmu, ale dopiero po seansie zdałam sobie sprawę, o czym właściwie ta książeczka jest. Wtedy wydała mi się historyjką o nieszczęśliwej miłości jakich wiele. Potem przypomniałam sobie, czego uosobieniem był Gatsby i jak brutalna rzeczywistość jest w stanie zniszczyć amerykański sen. Film nie był arcydziełem, nie mniej eksperyment z nowoczesną muzyką uważam za całkiem udany. W połączeniu z przerysowanymi, szybko zmieniającymi się kadrami i z komputerowymi efektami dało to wszystko efekt groteski i lekkiego podejścia do tematu. Mam jeszcze w planach seans z poprzednią ekranizacją Gatsby'ego z Redfordem. Zobaczymy który film spisał się lepiej :)
OdpowiedzUsuń"Wielki Gatsby" - muszę się w końcu zmobilizować i obejrzeć ten film, a najlepiej to od razu przeczytać książkę i obejrzeć film :)
OdpowiedzUsuńHej, nominowałam Cię do LBA:
OdpowiedzUsuńhttp://mathildebody.blogspot.com/2013/09/liebster-blog-award.html
Mimo, że wpis stary to muszę napisać no! "Wielki Gatsby", niestety nie czytałam jeszcze książki, więc pewnie nie powinnam się wypowiadać, ale urzekła mnie ta cała historia. Muzyka też jest genialna.. Oglądałam ten film w takiej dość.. Starej sali kinowej, z takimi starymi krzesełkami, drewnianymi i na końcu, jak zaczęły się napisy i zaczyna lecieć nutka The XX to po prostu.. Klimat idealny. Leoś nieźle zagrał, Toby też i ta blondynka, aktorka, Daisy, również. Podobał mi się bardzo film.
OdpowiedzUsuńMi też właśnie :) Książki też jeszcze nie czytałam, ale to jak ukazali Gatsby'ego, ten cały świat, strasznie mnie urzekł :D I muzyka! :D
Usuń