Nie lubię pisać o sobie. Nigdy nie wiem od czego zacząć, co ma być w środku i jak zakończyć. Poprosiłam więc o pomoc mojego Mistrza Jedi. Wspierane listą odtwarzania znalazłyśmy najbardziej pasujące określniki: Hollywood Whore, she likes rock'n'roll, love in an elevation, I want it all.Jestem Eleaina, Nie oceniajcie mojej osoby, tylko moją pisaninę.
Wyobraź sobie...
blade spocone ciało kobiety. Stoi na środku chodnika wysokie, krągłe, majestatyczne. Ludzie mijają je beznamiętnie. Ruch uliczny, szum życia otacza je, ale go nie dotyczy. Biała, wilgotna skóra odznacza się wyraźnie wśród szarości miasta. Czarne, długie pijawki błyszczą od śluzu. Przyssane do rąk, nóg, jędrnych piersi, miękkiego brzucha, opijają się ciepłą krwią kobiety. Bez litości czerpią życie z bezbronnego ciała. Ich lśniące, śliskie ciałka wiją się nieustannie. Małe ząbki boleśnie przeżerają się przez kolejne tkanki. Nic ich nie powstrzyma. Dostaną to, czego pragną, nie bacząc na konsekwencje.
Wyobraź sobie...
smukłe stopy z sinymi paznokciami i z wyraźnie widocznymi żyłami. Delikatnie przybrudzone, jakby jeszcze niedawno biegały po polach. Teraz stoją na zimnych płytach chodnika. Białe, tłuste robaki kłębią się między palcami. Wiją się dynamicznie po cienkiej skórze, łaskocząc drapieżnie. Bezbronne w swej ślepocie. Szalone w swoim głodzie. Nie ma dla nich początku i końca. Jest tylko jeden sens, tylko jeden cel. Pożywienie, konsumpcja, pożeranie, zjadanie, pochłanianie. Napełnianie malutkich, zachłannych, ruchliwych ciałek martwą tkanką. Nieustanny głód przysłania wszystko inne. Nie można się ich pozbyć, nie można od nich uciec.
Wyobraź sobie...
twarz tej nieruchomej, bladej, pozbawionej życia dziewczyny. Jej bladoniebieskie usta rozciągnięte są w niemym krzyku. Sczerniały język zasłaniają stale wypełzające z gardła chrabąszcze. Szmer ich twardych, chitynowych pancerzyków, przyprawia nieświadomych przechodniów o zgrzyt zębów i zniesmaczone spojrzenia. Cienkie nóżki chrząszczy wybijają szybki rytm na zębach kobiety. Kłębią się, przepychają w ciemnym przedsionku gardła. Ranią wnętrze niegdyś rumianych policzków, ostrymi, błyszczącymi skrzydłami. Ale wszystkie upadają. Nie są zdolne do wzlotu, są za ciężkie, zdeformowane. Ich krótkie życie nie jest godne miejsca w pamięci.
Wyobraź sobie...
oczy. Duże, szkliste, łagodne. Okolone czarnymi, podkręconymi rzęsami, delikatnie podmalowanymi granatowym tuszem. Czarna otchłań źrenic, okolona błękitem nieba, wpatruje się w nicość. Nie widzi, bo nie chce widzieć. Obraz raz zobaczony trafia do pamięci, gdzie przetrwa dłużej niż na to zasługuje. Po tych szeroko otwartych, lekko wilgotnych oczach, pełnych błagań i rozczarowań, beztrosko wędrują duże, błyszczące muchy. Ich czarno-zielone odwłoki lśnią metalicznie i poruszają się delikatnie. Schludnie złożone skrzydełka dają ułudę intymności. Muchy brzęczą irytująco i bezsensownie. Podziwiają swoje odbicia w szklanych gałkach. Włochate, muszę nóżki drepczą w miejscu, jakby spokój i bezruch były im nieznane. Wdzięczą się, brzęczą, poruszają nieustannie.
I nagle coś się dzieje.
Z rozmazanego tłumu, obojętnie pędzącego przed siebie, wyłania się uśmiech. Na początku nieśmiały, potem coraz śmielszy. Pogodny, życzliwy, niewymuszony. Błysk wśród szarości, drgnienie powieki. Zaniepokojone muchy podrywają się do lotu. W otchłani źrenic pojawia się iskierka życia.
Mija chwila. Z jednostajnego szumu pośpiesznych kroków i niedbałych rozmów wydobywa się śpiew. Nieprofesjonalny, spontaniczny, pełen radości. Melodia jest przyjemna, słowa znane. A najważniejsza jest energia, siła z jaką dźwięki unoszą się w powietrze. Sine wargi kobiety, powoli i z wysiłkiem, zaciskają się, przerywając potok wulgarnych chrabąszczy. Kąciki ust unoszą się w niewprawnym uśmiechu. Z poranionego gardła wydobywa się mruczana melodia, która koi i leczy. Niespodziewanie.
Z tłumu wyłania się osoba, która nie obawia się białych, obleśnych robaczków. Staje naprzeciwko wciąż bladej kobiety. Spogląda w oczy, po których niedawno przechadzały się muchy. Zaczyna mówić. Słowa czułe i piękne, pełne troski i wsparcia, dobre i ciepłe, pozbawione wyrzutów i trosk, beztroskie i lekkie. Osoba wyciąga rękę, delikatnie przykłada dłoń do rumieniącego się policzka i kciukiem ściera samotną łzę. Nie zważając na wijące się pijawki, przyciska ponownie żyjącą do piersi. Pozwala jej słuchać uderzeń serca. Otula ją ramionami, obdarza ciepłem.
Pijawki spadają na ziemię z tępym pluśnięciem. Białe robaki rzucają się na nowy pokarm, zostawiając czerwieniące się stopy. Krew napływa do ciała kobiety, która odzyskała chęć życia. Której pojedyncze ciepłe gest, czasami zupełnie obcych osób, pomogły pozbyć się robactwa.
Robactwa, które toczy zaciekły bój o pokarm. Białe miesza się z czarnym. Czerwień krwi zalewa wszystko. Mieszanka rozdartego, klejącego, obłego robactwa, wydziela niemiłosierny smród. Nie trwa to długo. Maź wsiąka w zimny, kamienny chodnik, który nagle porasta soczystą trawą. Kwiaty otwierają swe pączki w poszukiwaniu słońca.
Wyobraź sobie...
nagą, krągłą, rumianą kobietę. Pełną życia i radości. Leżącą na zielonej, sprężystej trawie wśród ferii kwiatowych barw. Wygrzewającą się w promieniach słońca, śmiejącą się perliście i cieszącą się możliwością istnienia.
Uśmiechaj się do ludzi. Może przywrócisz kogoś światu.
* * *
GOŚCINNE WYSTĄPIENIA to cykl tekstów wszelakich, na wszystkie możliwe tematy. Autorzy piszą o tym, co ich pasjonuje, bawi, wzrusza etc. Jeśli chcesz wystąpić w tym cyklu, napisz: mia.89@wp.pl
Jestem wielką fanką Eleainy i jej opowiadań. Każde z nich jest niczym podróż w najczarniejsze odmęty ludzkiej duszy. Jest w nich wiele mroku, ale też i nadziei. Szczypta promieni słonecznych przebijających się przez ciemną zasłonę z mgieł. Uwielbiam jej prozę i strasznie się cieszę, że zgodziła się napisać coś specjalnie dla mnie. Dziękuję Ci, a Wam mam nadzieję, że się podobało :) Napiszcie koniecznie co myślicie :D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz