Nastał nam oto grudzień. Grudzień niosący ze sobą obietnicę świątecznego ciepła, kolorowych choinkowych bombek i światła. Światła otaczającego nas zewsząd. Grudzień powinien nazywać się miesiącem światła. Nie wiem, jak jest w Waszych miastach czy miejscowościach, ale nawet w moich rodzinnych stronach, kolorowe, choinkowe lampki zdobią okna, krzewy... I chyba dlatego lubię ten miesiąc.
Mój listopad zapisał się w mojej pamięci jako sinusoida emocjonalna. Poplątana z radości i ludzkich, codziennych rozterek. Było jednak kilka naprawdę wartościowych chwil...
|
1. Pierwszolistopadowa Mona; 2. Praca, praca z Dżoolką; 3. Pochmurne popołudnia; 4. Masłowska, o której pisałam tutaj. |
|
1. Pyszny jabłecznik od współlokatorów; 2. Fetysz światłocieni; 3. Glee z przyjacielem; 4. Rozmazana Mona |
|
1. List od Winduru; 2. Zachody listopadowe; 3. Pierwszy śnieg 26.11; 4. Rysunek-prezent dla przyjaciela, autorstwa Pyrki; |
|
1. Soilwork w Alibi, 25.11; 2. Przepiękny zachód słoneczka; 3. Melancholijnie; 4. Andrzejkowa wróżba pączkowa |
Poplątany listopad. Mam nadzieję, że grudzień, który zapowiada się świetnie, nie zawiedzie mnie i przyniesie powodzenie. Czekam na realizację planów, trzymajcie kciukaski!
|
Zdjęcie dzisiejsze. |
Pięknego grudnia, kochani!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz