Do tego postu zabierałam się chwil parę. Zadawałam pytania, przeprowadzałam rozmowy, słuchałam. Słuchałam i coraz głębiej wnikałam we wszystko, co dla człowieka jest ważne, co wywołuje emocje. Wnikałam w najdrobniejsze zakamarki duszy ludzkiej, swojej własnej. Odkryłam bowiem coś, co nas łączy, pomimo tego, że jesteśmy, wszakże tacy różni. Różni, a jednocześnie wrażliwi na te same bodźce. Różni, a podatni na te same czynniki. Chętni dostarczania sobie wszelkich emocji. W końcu człowiek to istota emocjonalna, nie stworzona tylko z kości, mięśni, tkanek...
Gdy zadawałam pytanie o to, co wzrusza, różni ludzie z mojego otocznia, mężczyźni, kobiety, w różnym wieku, odpowiadali jednogłośnie: muzyka. Dla każdego inna, niektórych porusza muzyka klasyczna, perliste dźwięki smyczków, burzliwe uderzenia klawiszy fortepianu, słodkie brzmienie fletu poprzecznego. Niektórych wzrusza melodyjna, melancholijna muzyka rodem z Islandii; muzyka ludowa przywodząca wspomnienia z dzieciństwa i wakacji na wsi. Muzyka gitarowa, nawet najmroczniejsze dźwięki, potrafią dotknąć człowieka, który jest na nie otwarty. Dźwięki organów, dźwięki skrzypiec, dźwięki plumkania słodkiej gitary klasycznej... Otoczeni przez dźwięki, wystawieni na dźwiękową rzeczywistość, nie zawsze zauważamy jej piękno, czasem musi dotrzeć do nas, znaleźć odpowiedni moment, by przebić się przez naszą barierę ochronną, którą często zakładamy z powodu przesytu bodźców. Jednak, gdy do nas trafią... czasami oddziałują ze zdwojoną siłą. Wyciskają łzy. Wprawiają w osłupienie. Rozgrzewają wnętrze. Każdy reaguje inaczej, ja najczęściej zapętlam sobie taką, nowo odkrytą piosenkę, gaszę światło, zakładam słuchawki, zamykam oczy i słucham, w kółko. Dźwięki docierają do każdego skrawka mojej duszy... Krążą w krwiobiegu i nie ma nic piękniejszego niż to czucie, przez chwilę. Z dźwiękami, najczęściej identyfikujemy wspomnienia (tak samo jest też np. z zapachami), z pierwszą miłością, która słuchała Red Hotów; z pierwszym pocałunkiem przy piosence Iry; pierwszym złamanym sercu i łagodzących ból piosenek HIM (tak, paradoksalnie, właśnie ten zespół, koił wszystkie moje lęki i smuty)... Każdy moment w naszej pamięci można by było zapisać w postaci składanki piosenek, które wówczas słyszeliśmy, albo które przywodzą na myśl dane wydarzenie. I wzruszają.
Kochamy się w dźwiękach, ale także i w obrazach (głównie tych filmowych) i słowach (głównie na papierze). Życie codzienne, paradoksalnie przysparza nam najmniej wzruszeń. Fikcyjne twory naszej wyobraźni poruszają nas znacznie bardziej. Rzadko kto ma czas/ochotę/siłę (niepotrzebne skreślić) by docenić piękno natury, czy kunszt danej sztuki czy dzieła architektonicznego. Jesteśmy skazani na szybkie, "śmieciowe" dostarczanie sobie wszelakich wzruszeń czy poruszeń. Film, najlepiej przed telewizorem. Nie chcę tutaj nikogo krytykować ani generalizować, ale czy nie jest zazwyczaj tak, że zapętlamy dany schemat, nie chcąc (albo wymyślając sobie różne wymówki) znaleźć urozmaicenia w tej rutynie? Nie chcę pisać tutaj apelu o rewolucje w życiu każdego z nas, ale raczej prośbę o chwilę zastanowienia się nad swoimi, prawdziwymi potrzebami, wsłuchania się w nie...
Codzienne życie nie przynosi nam wzruszeń, bo sami ich nie chcemy, albo sami ich nie dostrzegamy w tym zaganianym świecie. Braknie nam czasu by rozejrzeć się wokół. Braknie nam czasu na drobne gesty, które potrafią poruszyć człowieka, sprawić, że się uśmiechnie. Naprawdę nie potrzeba wiele, by odnaleźć takie inspirujące, z życia wzięte, gesty, wydarzenia. Piękne i poruszające.
Zwykła ludzka dobroć. Zorkownię znam od kilku lat, szanuję i kocham całym serduszkiem. Dzisiaj postanowiłam przeczytać całe archiwum od 2010 roku. Słuchając epki Within Temptation, jednocześnie uśmiecham się i płaczę. Piękne ciepło i siła płynie z tego bloga. Zainspirował mnie i moją przyjaciółkę Malwinę do działań wolontaryjnych, o których pewnie również napiszę. Pani Agnieszko, jest Pani niesamowita, cieszę się, że są ludzie tacy, jak Pani. Widzę ich coraz częściej. I napawają mnie dumą.
Wzruszył mnie gest, mojej drogiej Izy. W poniedziałek odbył się pogrzeb jednej z najlepszych wykładowczyń, jaką miałam okazję poznać, dr Żgutowicz, dla większości z nas zawsze miała ciepłe słowo. Wymagała dużo, stara dobra szkoła, chciała byśmy rozumieli, nie wkuwali wszystkiego na pamięć. Iza stworzyła z dobroci serca, portret, naszej pani doktor - takiej, jaką zapamiętamy:
źródło |
A na koniec, dwa filmiki, które wzruszyły mnie ostatnimi czasy, najbardziej:
- podesłany przez przyjaciela, Piotra, rok z życia wcześniaka;
- wklejony na tablicę przez Katię z bloga blacksmokey.blogspot.com, filmik o porodzie w wodzie (wzruszył mnie ze względu na piękną postawę męską i radość matki na widok swojego maleństwa)
Co Was wzrusza? Co sprawia, że płaczecie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz