Przegląd filmowy, cykl postów przedstawiających w krótkiej formie, refleksje i ogólne wrażenia po seansie. Cykl ten będzie pojawiał się nierównomiernie, ze zmienną częstotliwością.
Za oknem prószy śnieg. Na stoliku obok świeżo zaparzona kawa ze śmietanką. Psotka, nasza mazurska kotka, leniwie przeciąga się na moich kolanach i mruczy. W takiej scenerii idealnie ogląda się filmy z rodziną. Głównie z siostrą. Nadrabianie zaległości filmowych to chyba jedno z najlepszych zajęć podczas walki z grypą. Ciepły kocyk i obrazy płynące z ekranu komputera. A jakie są Wasze najlepsze sposoby na chorobową nudę i bezczynność? :)
W dzisiejszym zestawieniu różnorodność. Mamy tutaj i fantastykę, adaptacje książek, filmy biograficzne, komedie romantyczną, dramaty obyczajowe... dla każdego coś miłego :)
Rosyjski film, wielokrotnie cenzurowany, muzyczny, opowiadający o życiu i twórczości XVIII-wiecznego ormiańskiego poety Harutiuna Sajadiana, znanego również jako Sajat-Nowa. Zaliczany do filmów awangardowych, odświeżony, jeśli mnie pamięć nie myli, w 1997 roku przez znaną grupę muzyczną Juno. Sekwencje ujęć, napakowano niesamowitą symboliką. Genialne scenografie, kostiumy, idealne przedstawienie żywota nie tylko samego poety, ale i ludności ormiańskiej. Coś całkowicie nowatorskiego, w moim odczuciu, nawet i teraz. Doskonała muzyka Juno, dodająca głębi przekazowi filmu. Kino dla smakoszy, wysublimowane i eteryczne. Godne polecenia, niezwykłe, estetyczne przeżycia gwarantowane.
Wielu z Was już zapewne widziało ten oscarowy obraz. Ja w dobie nadrabiania również filmowych zaległości, wygrzebałam ten film z listy "koniecznie obejrzeć". Nawet nie wiem kiedy minęły te dwie godziny. Introwertyczny, niesamowicie inteligentny twórca facebooka, Mark Zuckerberg (genialnie zagrany przez Jessiego Eisenberga) zdobył moje serduszko. Nie jest to zwykła filmowa biografia, jest w niej głębszy przekaz. Każdemu zdarza się popełniać błędy, niektórzy te błędy popełniają zbyt często, płacąc za to słoną karę... Wzrusza, bawi i jest odrobinę, w moim odczuciu, ironiczny. Myślę, że to mądre kino, z genialnym scenariuszem i obsadą. Godne polecenia, każdemu, nie tylko ze względu na postać twórcy facebook'owego imperium.
Nie od dziś wiadomo, że jestem fanką prozy Tolkiena, a wszelkie adaptacje spod skrzydła reżysera oglądam z zapartym tchem. Czekałam na tę część z niecierpliwością od wyjścia z kina w tamtym roku, po obejrzeniu części pierwszej. Byłam zachwycona. Tym razem nie mogło być inaczej. Choć już nie z taką ilością humoru, bardziej mrocznie. Kocham Śródziemie, kocham hobbitów, elfy i krasnoludy. Peter Jackson chyba najlepiej czuje się tworząc te fantastyczne, wysmakowane i wzruszające baśnie. I naprawdę genialnie mu to wychodzi. Uwielbiam obsadę aktorską i nawet wątki, które zostały dodane do obydwu części nie rażą tak, jak się obawiałam, że będą. Doskonałe połączenie muzyki, efektów specjalnych, gry aktorskiej i scenografii. Zachwyca.
Przenosimy się w lata 60. XX wieku do, zdawałoby się zwyczajnej, amerykańskiej rodziny. Dwójka nastolatków (córka, owej rodziny, Suzy i Sam, chłopak spędzający wakacje na obozie harcerski nieopodal) zakochuje się w sobie, pisze listy i postanawia w końcu, wbrew wszelkim zakazom i regułom, uciec i żyć pełnią swojej młodej miłości... Niesamowita, sympatyczna historia. Genialne zdjęcia, dom Bishopów pokazany jest jak domek dla lalek, doskonała gra aktorska gwiazd kina: Willisa, Northona... Doskonały scenariusz dopełnia całości. To jeden z tych filmów, który zachwyca od pierwszej minuty. Wszystko doskonale ze sobą współgra, tworząc ciekawą, nie banalną opowieść. Godny polecenia.

Autoski film Leny Dunham chciałam zobaczyć od czasu kiedy obejrzałam dwa sezony serialu tej reżyserki, Girls. Filmy, jak i sam serial, są dosyć charakterystyczne. Przypominają mi w swojej pozornej lekkości i charakterystycznych dialogach, filmy Allena - ale, zaznaczam, w całkiem innym klimacie. Jest w tym filmie coś, co ciekawi, ale i potrafi wprawić człowieka w zakłopotanie: czy naprawdę nasze światy zaczynają przypominać slajdy wypełnione spontanicznymi decyzjami, doświadczeniami seksualnymi odbywającymi się gdzie bądź, albo wszędobylskim zniechęceniem i brakiem perspektyw dla młodych ludzi? O tym opowiada film, o szarej codzienności kobiety, która skończywszy studia, nie ma pojęcia co dalej ze swoim życiem zrobić. Wraca do domu i popada w coraz większe przygnębienie. Brak pracy. Brak możliwości rozwoju. Życiowy, ale nie do końca treściwy film, w typowym dla panny Dunham stylu na pograniczu sarkazmu i lekkiej komedii.

Byłam przygotowana na głupiutką komedię romantyczną (zresztą sam początek filmu utwierdził mnie w tym przekonaniu dosyć dobitnie), a zaserwowano mi całkiem mądry, wzruszający film z cudowną (jak zawsze) Anne Hathaway. Historia Maggie i sprzedawcy Viagry, Jamiego (granego przez Jake'a Gyllenhaala). Historia chorej na Parkinsona dziewczyny. Okraszona lekkim humorem i dozą prawdziwości. Urzekła mnie postać Maggie, artystki, próbującej poradzić sobie z rzeczywistością, która potrafi dokopać. Może nie jest to film wyższych lotów, odkrywczy, ale potrafi wywołać uśmiech i szczere wzruszenie. Lekko przewidywalny, pozornie pozbawiony ciężkości. Spodobał mi się i polecam na te zimowe wieczoru każdemu. Lubię takie niespodzianki.
→ Intruz, reż. Andrew Niccol (2013) na podstawie powieści Stephenie Meyer
Zaznaczę od razu, że nie czytałam powieści. Obejrzałam film ze względu na postać
Saoirse Ronan, którą bardzo lubię z wielu ról (m.in. w
Byzantium, o którym pisałam
tutaj). Ciekawa, choć dziwna fabuła filmu niezbyt przypadła mi do gustu. Scenariusz, poniekąd dobrze znany z wielu filmów sci-fi, najazd obcych przybyszów, rasa ludzka niemalże doszczętnie wyniszczona. Obce formy życia zasiedlają ludzkie ciała, próbując zniszczyć dusze swoich dawców. Nie zawsze jest to proste i przyjemne, o czym dowiedziała się Wanda, zamieszkała w ciele Melanie. Wanda z czasem postanawia pomóc Melanie odnaleźć bliskie jej osoby, gdy tam dociera, niewielu z nich wie, że nie zawsze dusza dawcy ciała umiera od razu...
Typowa historia dla młodzieży. Bawi, wzrusza troszeczkę, dostarcza dreszczyku napięcia, ale za dużo nie wnosi do życia widza. Film na raz.
Kolejny oscarowy film, kolejna adaptacja książki, ale jakże inna, jakże ciekawa historia! Pat, były nauczyciel, po ośmiu miesiącach terapii wraca do swojego dawnego życia. Próbuje poradzić sobie z otaczającym go światem i emocjami, które w dalszym ciągu go prześladują. Pragnie powrotu swojej byłej żony. Na jego drodze pojawia się jednak ktoś zupełnie inny, Tiffany. Odmienia jego życie i sprawia, że zapomina o wszystkich myślach, oddając się pasji, którą go zaraziła: tańcowi. Bardzo ciekawa, lekka ale i wypełniona mądrością komedia. Wzrusza, bawi, a to wszystko za sprawą genialnego scenariusza i odtwórców głównych ról, Bradley'a Coopera i Jennifer Lawrence, którzy skradli moje serce. Kto jeszcze nie miał okazji zapoznać się z tym filmem, polecam z głębin mojego serduszka. Nie zawiedziecie się :) A mnie pozostało tylko zaopatrzyć się w książkę :)
A Wy, jakie filmy polecacie na długie, zimowe wieczory (niekoniecznie te spędzone w łóżku z gorączką ;p)? :)